Kiedy mówimy o Polakach na Kresach – najczęściej myślimy o terenie dawnego województwa lwowskiego. Tymczasem bardzo dużo Polski znajdziemy w Żytomierzu – na dalekich Kresach, skąd znacznie bliżej jest do Kijowa niż do Lwowa.
Żytomierz został odłączony od Rzeczypospolitej jeszcze w 1793 roku, w wyniku II rozbioru. W czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku w okolicy tego miasta toczyły się krwawe walki. Niestety, po traktacie ryskim Żytomierz pozostał na terenie Związku Sowieckiego. Dla tamtejszych Polaków rozpoczęło się piekło prześladowań. Mieszkało ich wówczas na Żytomierszczyźnie około miliona. Dziś szacuje się, że jest ich tam wciąż około 80-50 tysięcy, co stanowi najliczniejsze, obok Wileńszczyzny, skupisko naszych rodaków na terenach dawnego Związku Sowieckiego. Ukazuje się tam, wydawany przez Żytomierski Obwodowy Związek Polaków na Ukrainie, kwartalnik zatytułowany „Tęcza Żytomierszczyzny”. Działają polskie zespoły muzyczne – zarówno dziecięce („Dzwoneczki”), jak i „Poleskie sokoły”, w którym śpiewają ludzie starsi, pamiętający ciężkie czasy komunizmu. Podobne zespoły istnieją także w pobliskiej Winnicy. Ta ziemia Wschodniego Wołynia to jedna z najdalej wysuniętych na wschód kresowych stanic polskiej kultury i tożsamości.
Stary katolicki cmentarz w Żytomierzu zasługuje na miano jednej z najpiękniejszych polskich kresowych nekropolii. Tutaj spoczywają rodzice Ignacego Jana Paderewskiego – jednego z ojców odzyskania przez nasz kraj niepodległości w roku 1918. Cmentarz w Żytomierzu przypomina bardzo Cmentarz Łyczakowski we Lwowie: to rozciągające się na dużym obszarze „założenie cmentarno-parkowe”, jakby rzecz określili architekci krajobrazu. Podobnie jak na cmentarzu Łyczakowskim – ponad 90 procent dawnych pomników nagrobnych stanowią te opatrzone inskrypcjami w języku polskim. Są też różnice: tablice wydają się bardziej zatarte, mogiły głębiej zapadnięte w ziemię i wyżej zarośnięte trawą oraz samosiejkami drzew.
Z Żytomierzem związany był nie tylko Ignacy Jan Paderewski. Także Ignacy Józef Kraszewski, który był tutaj dyrektorem Teatru Żytomierskiego (od 1856), dyrektorem Klubu Szlacheckiego oraz prezesem Towarzystwa Dobroczynności. Idźmy dalej – w Żytomierzu urodzili się m.in.: Jarosław Dąbrowski – oficer i działacz niepodległościowy, poeta Tadeusz Borowski, autor wstrząsających opowiadań oświęcimskich oraz Adam Strzembosz (ojciec).
Co roku, jesienią w Żytomierzu odbywają się Dni Kultury Polskiej – w tym roku miała miejsce już 6. ich edycja. Na scenie występują działające tam polskie zespoły – nie tylko z Żytomierza, ale także z nieodległej Winnicy. To prezentacje naprawdę wielopokoleniowe. Na przykład pani Jadwiga Poliszczuk dziecięcym zespołem „Dzwoneczki” opiekuje się od 24 lat. Uczy dzieci m.in. starych polskich kolęd zawartych w śpiewniku wydanym ponad 150 lat temu. Kiedy uczestniczyłem w koncercie galowym z okazji V Dni Kultury w Żytomierzu – przeżyłem niezwykłe wzruszenie, gdy niemal cała widownia w miejskim teatrze wstała, aby odśpiewać „Marsz, marsz, Polonia, nasz dzielny narodzie…”.
Starego Żytomierza praktycznie nie ma. Miasto uległo niemal całkowitemu zniszczeniu podczas II wojny światowej. Zostało więc zbudowane na nowo, na sowiecką modłę. Jedyną bodaj zaletą takie układu urbanistycznego są szerokie, przepustowe ulice. Żytomierz to już Ukraina wschodnia, czy też kijowska – jak zwał, tak zwał. Stąd w centrum miasta stoi zarówno pomnik Lenina, jak i sowiecki czołg ze wzniesioną ku górze lufą. Jadąc przez obecne terytorium Ukrainy można bez patrzenia na mapę zorientować się, kiedy przekroczymy linię granicy polsko-sowieckiej sprzed września 1939 roku. Stanie to się w chwili, w którym pomniki Stepana Bandery zostają zastąpione przez pomniki Lenina. W sumie – biedne (a może raczej: niedojrzałe) państwo, którego całą powierzchnię pokrywają pomniki ideologów zbrodni. Jedyna różnica – to nazwy krwawych ideologii tworzonych przez postacie z cokołów.
Z Żytomierszczyzną związany jest jeszcze jeden, już mniej historyczny wątek. Oto od pewnego czasu demografowie biją na alarm: w Polsce malejący przyrost naturalny osiągnął już punkt krytyczny i sprawił, że w przyszłości będziemy musieli odbudowywać „zasób społeczny” poprzez otwarcie drzwi dla imigrantów. Specjaliści od multi-kulti już snują wizje dzielnic w polskich miastach zamieszkałych przez Wietnamczyków. To oczywiście poronione sny lewactwa. Nawet jeżeli kryzys demograficzny rzeczywiście zacznie zagrażać stabilności polskiego życia społecznego i ekonomicznego – to oczywiście jest inny, znacznie lepszy sposób zapełnienia luki. Chodzi oczywiście o repatriację Polaków z terenów byłego Związku Sowieckiego. To zadanie, które III RP podjęła w sposób szczątkowy, przerzucając większość działań (i kosztów) na barki gmin. Nawet jeżeli część potomków Polaków z Żytomierszczyny żyje dziś już w rodzinach mieszanych – to warto pamiętać, że ten region Ukrainy jest nam bliski kulturowo i przyjazny. Po pierwsze – w samym Żytomierzu dominującą religią jest rzymski katolicyzm. Po drugie – ten region Ukrainy nie jest skażony ideologią banderowskiego nacjonalizmu w taki sposób jak ziemie przed linią Zbrucza.
A patrząc na współczesną Ukrainę jedno wydaje się pewne: łatwiej jest tam zburzyć pomniki Lenina niż pomniki Bandery. Tak w sensie metaforycznym, jak i dosłownym.
Tekst i zdjęcia cmentarza w Żytomierzu: Marcin Hałaś, bwp
Zdjęcia z żytomierskiego cmentarza polskiego
{morfeo 522}
Leave a Reply