Ponad 4 kilometry zdołał pokonać na trzykołowym rowerze mały Władik – chłopak z Kijowa, którego matka zostawiła na wakacje u dziadków w Koziatyniu.
Dzieciak jechał na samym środku białocierkiewskiej trasy, białym pasem. Nikt z kierowców nie zwracał na niego uwagi, tylko były milicjant Piotr Waszczuk, który znajdował się na pobliskiej stacji paliwowej z przerażeniem spostrzegł, jak malca omal nie zdmuchnęła z drogi ciężarówka.
Były funkcjonariusz ponad 2 godziny jeździł Koziatyniem z Władykiem, mając nadzieję, że tem pozna ulicę, czy plac zabaw. Tylko za trzy godziny na miejscowy posterunek milicji zgłosili się dziadkowie chłopca, tam oni i spotkali się z małym rajdowcem.
– Dzieciak miał wielkie szczęście, że nie został potrącony przez samochód – opowiada Piotr Waszczuk. Póki on jechał rowerem po trasie, mijały go setki samochodów, w których też siedzieli dzieci. I nikt się nie zatrzymał, żeby zapytać – co ty tutaj robisz? A my ciągle mówimy o tym, że nie ma cudzych dzieci…
Redakcja
Leave a Reply