Gambit – otwarcie szachowe, w którym gracz poświęca jedną lub kilka bierek, w zamian za uzyskanie pewnych korzyści, np. ataku na króla
Po miażdżącej klęsce w zimnej wojnie, Rosja nie mogła pogodzić się z utratą wpływów w przestrzeni poradzieckiej. Wbrew woli narodów Europy Środkowej i Wschodniej, mocarstwowe ambicje wschodniego sąsiada Ukrainy doprowadziły do ożywienia Imperium Zła i inicjowania próby powrotu byłych krajów satelitów na orbitę wpływów Moskwy. Głównym narzędziem polityki Kremla wciąż była stara «śpiewka» polityki imperialnej «dziel i rządź», którą Moskwa manipulując w ciągu ponad 200 lat dominowała w przestrzeni Europy Wschodniej.
Jesienią 2014 roku amerykański portal Politico stwierdził, że w 2008 r. Władimir Putin probował wplątać Polskę w inwazję na Ukrainę. Internet-wydanie przytacza słowa marszałka Sejmu (eks ministra MSZ) Radosława Sikorskiego: „Chciał (Putin), żebyśmy uczestniczyli w podziale Ukrainy”. Według Sikorskiego, przywódca Rosji mówił Donaldowi Tuskowi, że Ukraina to sztuczny kraj, a Lwów jest polskim miastem. I choc później Sikorski nalegał, że rozmowa z Politico nie była autoryzowana i niektóre jego słowa zostały nadinterpretowane, to jednak nie ma dymu bez ognia, bo tą samą opinię w kwietniu 2008 roku Putin wyraził, odnosząc się do George’a W. Busha, podczas dyskusji na zamkniętym spotkaniu Rosja – NATO. „Ukraina – nie jest nawet państwem! Czym jest Ukraina? Część jej terytorium – to Europa Wschodnia, a znacząca część, podarowana przez nas”, – powiedział poirytowany Putin do Prezydenta USA. Ta rozmowa potwierdza prawdopodobieństwo, że Putin mógłby promować takie poglądy wśród swoich partnerów z krajów Europy Wschodniej. W tym i w rozmowie z premierem Donaldem Tuskiem.
Wkrótce, nieprzyzwoita propozycja podziału Ukrainy była przeniesiona z poziomu dyplomacji kuluarowej na płaszczyznę oficjalnej polityki. Wiceprzewodniczący Dumy Państwowej Władimir Żyrinowski, który często mówi to, czego ze względu na swoje stanowisko nie może publicznie powiedzieć Putin, z trybuny Parlamentu Rosji zaproponował Polsce, Węgrom i Rumunii wziąć udział w rozbiorze Ukrainy. Prowokując te państwa, Żyrinowski powiedział, że ziemie zachodniej Ukrainy, które zostały przyłączone do Związku Sowieckiego, nie były ukraińskie. Co więcej, wkrótce do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wpłynęło oficjalne pismo wystosowane przez rosyjską Dumę Państwową z propozycją podziału terytorium Ukrainy. Podobną ofertę otrzymały także Węgry i Rumunia.
To wszystko potwierdza fakt, że Kreml, który ma agresywne plany wobec Ukrainy, chętnie rzuciłby Polakom ochłap w postaci ziem Wołynia i Galicji. Przecież Putin bardzo chciałby znaleźć wspólników do wspólnego dokonania nowej zbrodni. To bardzo przebiegła i podstępna strategia. I wygląda na to, że co najmniej jeden z przywódców krajów Grupy Wyszehradzkiej już połknął tą przynętę.
Szokująca informacja o tym, że USA objęły sankcjami sześć osób z węgierskiego polityczno-gospodarczego establishmentu zaskoczyła wszystkich którzy interesują się problematyką geopolityki w Europie Środkowo-Wschodniej. Ta informacja była niczym grom z jasnego nieba dla osób niewtajemniczonych w subtelności rosyjskiej dyplomacji. Co spowodowało tak silną reakcję administracji Stanów Zjednoczonych?
Zachodni obserwatorzy zwracają uwagę na dziwne zachowanie węgierskiego premiera Viktora Orbana, który, będąc zaciekłym przeciwnikiem Moskwy, błyskawicznie i w cudowny sposób zamienił się w lojalnego sojusznika Kremla. Ponieważ w czasie, gdy UE i USA starają się zjednoczyć przeciwko rosyjskiej agresji Viktor Orbán nieustannie domaga się całkowitego zniesienia sankcji wobec Rosji. Premier Węgier jest obojętny wobec sztywnego stanowiska Unii Europejskiej i stale podkreśla, że anglosaskie sankcje szkodzą gospodarce. W kluczowym momencie Orban wspiera mniejszość, która blokuje decyzje Unii Europejskiej. I takie zachowanie wyraźnie świadczy o tym, że węgierski premier stał się liderem lobbistów interesów putinowskiej Rosji w UE.
Wszystko przemawia na korzyść tego, że Putinowi udało się znaleźć słabe ogniwo we wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego. Stanowi to poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy w perspektywie średnioterminowej. Państwa Europy Środkowej i Wschodniej muszą dokładnie przeanalizować przyczyny i skutki wielu tragedii z przeszłości, aby nie powtórzyć ich w przyszłości… Przecież, rosyjska polityka zagraniczna wobec sąsiadów jest nie tylko przewidywalna, ale nawet prymitywna. Przypomina sprytną sztuczkę doświadczonego wędkarza, który łapie swoją ofiarę na żywca. Podburzanie do sporów terytorialnych, konfliktów międzynarodowych i nienawiści etnicznej w ciągu ostatnich dwustu lat było głównym narzędziem rosyjskiej polityki w Europie Wschodniej.
Należy w pełni uświadomić sobie fakt, że dziś zagrożona jest nie tylko Ukraina, ale także jej sąsiedzi, ponieważ odradzający się euroazjatycki imperializm, zagraża bezpieczeństwu całego kontynentu europejskiego. Jeśli Ukraina straciłaby niepodległość, to następnymi ofiarami zgodnie z planami imperialistów, w perspektywie średniookresowej, mogłyby być państwa Europy Środkowej i Wschodniej, przede wszystkim kraje bałtyckie i Polska.
Potwierdzają to oświadczenia eks-doradcy przewodniczącego Dumy Państwowej, wpływowego ideologa teorii euroazjatyzmu Aleksandra Dugina. W książce pod tytułem „Podstawy geopolityki”, która została opublikowana przy wsparciu Wydziału Strategii Akademii Wojskowej Sztabu Generalnego Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, zaznaczył, że „Rosja musi zniszczyć „kordon sanitarny”, utworzony z małych, gniewnych i historycznie nieodpowiedzialnych narodów i państw, z maniakalnymi roszczeniami i niewolniczym uzależnieniem od talassokratycznego Zachodu. W roli takiego „kordonu sanitarnego” tradycyjnie występuje Polska i kraje Europy Wschodniej… Zadaniem Eurazji jest to, aby ta bariera nie istniała”. Wpływ Dugina na formowanie międzynarodowej strategii Kremla jest przerażający. Jego skutki są wyraźnie widoczne na Wschodzie Ukrainy. Polityka ta stanowi poważne zagrożenie dla wszystkich państw byłego obozu socjalistycznego.
Z tego punktu widzenia, premierowi Węgier warto byłoby ponownie przeczytać lekcje historii własnego kraju, ponieważ w przypadku upadku niepodległej Ukrainy, rosyjskie czołgi, tak jak w 1956 roku, mogą znów pojawić się na ulicach Budapesztu.
Włodzimierz Iszczuk
P.S. Aby uniknąć tego scenariusza kraje Europy Środkowo-Wschodniej powinni odrzucić drobne prowincjonalne roszczenia i małostkowe kłótnie terytorialne. Natomiast warto zastanowić się nad tworzeniem podstaw silnego sojuszu geopolitycznego w regionie Międzymorza Bałtycko-Czarnomorsko-Adriatyckiego. Mamy wręcz cudowny wzór historyczny – Pierwsza Rzeczpospolita. Musimy wspólnymi wysiłkami powstrzymać ekspansję agresywnego Imperium Zła i nie dopuścić do powtórzenia tragicznej lekcji historii.
GK
Okładka jednego z numerów czasopisma THE WEEK
Leave a Reply