Romanowski pałac w XIX w. – największy po tulczyńskim na dawnych ziemiach wschodniej RP

Miasteczko Romanów leży przy trakcie z Połonnego do Żytomierza, w pobliżu granicy z dawnym województwem kijowskim.

W XVI w. okoliczne dobra wraz z niezbyt odległym Cudnowem były we władaniu Beaty z Kościeleckich Ostrogskiej (1515-1576), żony starosty bracławskiego. Później klucz romanowski wszedł do ordynacji ostrogskiej utworzonej przez ks. Janusza Ostrogskiego w 1609 r.

W 1682 roku ordynację ostrogską odziedziczyli z kolei ks. Sanguszkowie. Na podstawie aktu sporządzonego dnia 7 grudnia 1753 r. w Kolbuszowej, ks. Janusz Aleksander Sanguszko, nie mając także potomstwa, zdecydował się całą swą olbrzymią fortunę rozdzielić między kilkadziesiąt rodzin z nim spokrewnionych lub nawet między osoby obce. Do grupy ostatnich należał nie znany z imienia Ołtarzewski, któremu przypadł klucz Romanowski.

Szybko sprzedał on jednak dobra te Kazimierzowi Ilińskiemu, wojskiemu kijowskiemu, staroście niżyńskiemu, pułkownikowi wojsk koronnych, dziedzicowi klucza kurneńskiego (sokołowskiego), smoleńskiego i czeremoszniańskiego.

Józef August Iliński, żonaty najpierw z Antoniną Eleonorą Komorowską h. Korczak, a po rozwodzie z nią, już w latach późniejszych, z Francuzką o nazwisku Crac, miał dwóch synów. Starszemu z nich, Henrykowi, przeznaczył klucz romanowski, młodszemu zaś, Janowi Stanisławowi (Januszowi) – Tajkury. Henryk Iliński (1792-1871), marszałek gubernialny wołyński, kolekcjoner dzieł sztuki, ożeniony z Michaliną z Bierzyńskich h. Jastrzębiec, przekazał Romanów swej jedynej córce Jadwidze (ur. w 1824 r.), która w 1846 r. poślubiła Henryka Steckiego h. Radwan (ur. w 1823 r.), syna Ludwika i Julii Czackiej, właściciela jednego z najbogatszych w kraju zbiorów numizmatycznych.

Kolejnym i ostatnim dziedzicem Romanowa był syn Henryka sen. i Jadwigi z Ilińskich – Henryk Stecki jun. (ur. w 1847 r.), żonaty ze swą kuzynką Henryką Kurzeniecką h. Bogorya, córką Gustawa i Oktawii Ilińskiej.

Nie mając męskiego potomka, będąc już na łożu śmierci, Henryk Iliński wysłał do cara Aleksandra II prośbę o zezwolenie przelania majątku, tytułu i herbu na wnuka Henryka Steckiego. Jego bratanek bowiem, Aleksander, syn Jana Stanisława, na skutek rozwodu z Eufemią Kaszowską, z którą miał tylko córki, nie mógł wstąpić w związki małżeńskie powtórnie i na nim wygasła „senatorska” linia rodu. Stecki, nie mając także syna, starań tych nie podjął.

Pierwszym z rodziny, który w dziejach Romanowa zapisał się trwalej, był Jan Kajetan Iliński, fundator klasztoru oo. Bernardynów w Żytomierzu. Według przekazów, ubiwszy w ogromnych lasach w pobliżu Romanowa niedźwiedzia, na pamiątkę owego zdarzenia w tym właśnie miejscu wybudował pierwotny pałac. Ten murowany gmach posiadać miał korpus środkowy piętrowy, skrzydła natomiast parterowe. W siedzibie swej prowadził Jan Kajetan dom otwarty, skutecznie rywalizując z innymi ówczesnymi ośrodkami życia towarzyskiego na Wołyniu, jakimi były: Lubar ks. Marcina Lubomirskiego, Łabuń kasztelana Józefa Stępkowskiego (Stempkowskiego) czy Krasnopol Bartłomieja Giżyckiego. Najgłośniej jednak zasłynął Romanów w całym kraju dopiero za czasów syna Jana Kajetana – Józefa Augusta Ilińskiego, postaci równie barwnej, co kontrowersyjnej. Jego samego i jego rezydencji romanowskiej nie pomija prawie nikt ze współczesnych pamiętnikarzy. Część znających Ilińskiego osób, zafascynowana jego osobowością, widziała w nim głównie zalety. Inni uważali go za człowieka niezbyt mądrego, pełnego niepohamowanych ambicji karierowicza. Z odległej perspektywy czasu wydaje się, że częściowo rację mieli jedni i drudzy.

Wychowany w wiedeńskim Theresianum, krótko potem przebywał Józef August Iliński w wojsku austriackim. Po powrocie do kraju uzyskał w 1789 r. stopień generała majora i Order Św. Stanisława. Celem ratowania swych dóbr, które znalazły się na terenie walk, usiłował prawdopodobnie nawiązać kontakt z Targowicą. Uchylił się od udziału w powstaniu kościuszkowskim, a po klęsce maciejowickiej zasilił szeregi zwolenników orientacji prorosyjskiej.

Mając również ku temu aż nadto wystarczające środki materialne oraz odpowiednie urodzenie, przeniósł się po rozbiorach do Petersburga, gdzie wraz z kilkoma innymi podobnie myślącymi współobywatelami złożył czołobitność Katarzynie II. W 1796 r. otrzymał od niej godność jednego z dwunastu szambelanów. Na czas jednak przerzucił się do stronnictwa skupiającego się wokół carewicza Pawła, zwalczanego przez matkę.

W momencie, gdy zagrożenie następcy tronu, cierpiącego na chroniczny brak gotówki, stało się tak duże, iż groziło skandalem, Iliński obciążywszy swój własny majątek, wykupił ponoć dyskretnie weksle następcy tronu, wybawiając go w ten sposób z przykrej sytuacji.

Z chwilą dojścia Pawła I do tronu z kolei z jego strony nastąpiły dowody pamięci i wdzięczności. Nowy car mianował więc najpierw Ilińskiego tajnym radcą swego dworu, a następnie senatorem i hrabią.

Darował mu też starostwo ułanowskie, liczące około 5000 „dusz”, a oprócz tego bogate urządzenie pałacowe matki w postaci mebli, marmurów, brązów i obrazów. Będąc dobrze widzianym także i przez Aleksandra I, otrzymał jeszcze od tego cara na lat 50 starostwa skarżyńskie i cudnowskie. Prócz najwyższych orderów polskich posiadał też Iliński równego stopnia odznaczenia rosyjskie: Św. Aleksandra Newskiego, Św. Włodzimierza i Św. Anny. W zakonie maltańskim piastował ponadto godność komandora i wielkiego sędziego. Złośliwi twierdzili, że tak sobie wszystkie te ordery wysoko cenił, że nawet z nimi sypiał.

Mimo bliskich stosunków z dworem rosyjskim, Józef August Iliński nie zatracił nigdy więzi z polskością. Swoimi wpływami u Pawła I przyczynił się decydująco do zwolnienia z więzienia Kościuszki i wielu innych osób.

W 1797 r. Aleksander Orłowski wykonał dwie akwarele, przedstawiające moment odwiedzin, a następnie uwolnienia Kościuszki z więzienia przez Pawła I. Z obrazów tych wykonane zostały w Londynie przez T. Gaugaina, bardzo już obecnie rzadkie, kolorowane miedzioryty. Pierwszą widoczną na nich, stojącą tuż za carem postacią ma być właśnie Iliński. Wyliczając jego zasługi dodać jeszcze należy, iż w 1796 r. zaprotestował wobec cara listownie przeciwko polityce metropolity Stanisława Bohusza Siestrzencewicza, zmierzającej do utworzenia w Rosji niezależnego od Rzymu „patriarchatu” kościoła katolickiego. Na dobro senatora trzeba w końcu zapisać późniejsze fundacje społeczne.

Swoje zaufanie do Józefa Augusta Ilińskiego, a trochę zapewne i do jego majątku, okazali ziomkowie, gdy po zniesieniu przez Pawła I namiestnictwa utworzona została w 1787 r. gubernia wołyńska, wybierając go na swego pierwszego marszałka. Po śmierci carskiego protektora Iliński mieszkał głównie w Romanowie, choć nadal bywał w Petersburgu, a nawet wyjeżdżał za granicę.

W 1820 r. odwiedził także Warszawę, gdzie przyjęty został przez wielkiego ks. Konstantego i ks. Łowicką. Z wiekiem zaczął jednak dziwaczeć, stając się bigotem, więc coraz rzadziej opuszczał tereny swych dóbr. Były one olbrzymie. Odziedziczywszy po ojcu klucz romanowski, obejmujący z przyległościami 69000 morgów polskich, znaczny spadek po bracie Januszu, a następnie majątek po stryju, staroście cudnowskim, wzbogacony w dodatku różnymi darowiznami w dobrach i gotówce, jakie otrzymał od Pawła I, stał się w końcu Józef August Iliński jednym z najbogatszych na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej. Prócz wspomnianej dziedzicznej Romanowszczyzny oraz nowych nabytków posiadał on jeszcze na Wołyniu część Ostroga, którą nabył od gen. Iwana Fersena, klucz tajkurski i dobra Ilińce. Pod koniec życia senatora powierzchnia jego dóbr obejmowała ogółem ok. 300000 morgów polskich, nie licząc majątków na Podolu i w Galicji. Nic więc dziwnego, że jadąc do swych dóbr położonych w dawnym woj. ruskim, całą podróż odbywał przez należące do niego tereny.

Rozporządzając nieograniczonymi wprost możliwościami finansowymi i nie pozbawiony dumy oraz próżności, zapragnął Iliński dla siebie odpowiedniej do posiadanej fortuny i niezliczonych godności rezydencji. Wybrał na nią ojcowski Romanów. Osoby uszczypliwe wobec senatora twierdziły, że uczynił to wzorując się na Petersburgu, z powodu położenia obu miejscowości na mokradłach, lub też że pragnął uczynić ze swej siedziby nowy Rzym (Roma Nuova). Było to już zupełnym nonsensem, gdyż nazwa Romanowa sięgała co najmniej XV w.

Nie wiadomo, czy Iliński pozostawił dawny pałac nie naruszony i tylko go rozbudował, czy też raczej wzniósł cały gmach od nowa i w innym nieco miejscu. Budowa jego zapoczątkowana została w ostatniej dekadzie XVIII w., prace zaś wykończeniowe trwały przez całą pierwszą dekadę XIX w. i nigdy nie zostały doprowadzone do końca. Nie istnieją też, niestety, udokumentowane przekazy mówiące o tym, kto był autorem projektu tej budowli. Jedyny przekaz pośredni wskazuje na działającego w tym czasie na Wołyniu bardzo czynnego architekta nazwiskiem Merk lub może Merck o nie znanym właściwie dokładnie imieniu. Stanisław Łoza wymienia tylko jedno jego dzieło – pałac w Tuczynie. Jakiś „marmulizjer” Falendyn czy też Walendin Merk działał w 1786 r. w wielkopolskich Gułtowach u Ignacego Bnińskiego. Prawdopodobnie jest to ta sama osoba, która tak szeroką działalność budowlaną i dekoracyjną rozwinęła później głównie na Wołyniu.
Siedziba Józefa Augusta Ilińskiego od strony zewnętrznej znana jest z trzech rycin, z których dwie mają wygląd niemal identyczny. Najstarszą jest litografia kolorowa, wykonana przez C. Teuberta jeszcze za życia senatora i jemu dedykowana. Na niej wzorował się ściśle Jan Kazimierz Wilczyński, wydając swój album kijowski. Rycina trzecia, to jest drzeworyt zamieszczony w „Kłosach” z 1875 r., jest zbyt prymitywna, aby mogła być brana pod uwagę jako dokument.

Litografie Teuberta i Wilczyńskiego dowodzą, iż pałac romanowski był może największą rezydencją klasycystyczną na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej. Rozległością założenia dorównywał mu tylko Tulczyn. Miał trzy kondygnacje i plan wydłużonego prostokąta z dwoma bocznymi, wysuniętymi ku przodowi skrzydłami. Wszystko wskazuje na to, że architekt w sposób szczególnie monumentalny potraktował fasadę pałacu, elewację zaś tylną i boczne jedynie drugoplanowo.

Na osi głównego korpusu pałacu, zwróconego w stronę południa, występował portyk o sześciu w jednakowej odległości rozmieszczonych kolumnach wielkiego porządku, wspartych na wysokich cokołach. Dźwigały one pokryte fryzem z motywami roślinnymi belkowanie i trójkątny spłaszczony fronton. W jego polu, na tle skrzyżowanych buńczuków, umieszczona była tarcza z herbem Lis, zwieńczona mitrą.

Cała trzynastoosiowa środkowa część elewacji frontowej, zaakcentowana attyką balustradową, została nieco cofnięta. W utworzonej w ten sposób wnęce ustawiono trzynaście kolumn przyściennych. Ćwierćkolistymi łukami z elewacjami rozczłonkowanymi pilastrami, środkowy korpus łączył się z dwoma skrzydłami o rzucie kwadratu, dekorowanymi dalszymi kolumnami przyściennymi, rozmieszczonymi po sześć od strony wewnętrznego dziedzińca i od czoła. Narożniki ujmowały ramy pilastrów. Skrzydła zamknięto z trzech stron podobnymi trójkątnymi frontonami jak w przypadku portyku, z powtarzającym się, wykonanym w sztukaterii motywem herbu fundatora na tle buńczuków. Elewacje boczne i tylne dekorowane były najprawdopodobniej tylko pilastrami. Wszystkie kolumny i pilastry miały kapitele korynckie. Na temat elewacji ogrodowej Edward Chłopicki, który zwiedzał Romanów ok. 1875 r., pisze, iż „rzucając przelotne spojrzenie na tylną część budynku” spostrzegł „pewną niedbałość w układzie planów architektonicznych”. Ogólnikowo wspomina też o umieszczonych z tej strony tarasach, skąd perspektywa na ogród robiła wrażenie „dziwnej wspaniałości i majestatu”. Dolną kondygnację pokrywały bonie. Płaszczyzny podokienne kondygnacji górnej wypełniono sztukateriami w postaci girland kwiatowych, a powyżej okien dano naczółki w postaci poziomych gzymsów. Parter pałacu zaopatrzony był w okna prostokątne, stosunkowo niskie, natomiast pierwsze piętro w okna także prostokątne, ale znacznie wyższe. Wysokość okien drugiego piętra została zróżnicowana. W korpusie środkowym i w łącznikach otrzymały one kształt kwadratu, w obu zaś skrzydłach z apartamentami mieszkalnymi członków rodziny senatora i gościnnymi kształt podobny jak okna parteru. Pałac nakrywał stosunkowo niski spłaszczony czterospadowy dach gontowy, wyodrębniony nad frontonami. Budowa tego gmachu kosztowała ponoć dziesięć milionów złotych polskich.

Słowo Polskie na podstawie  „Dziejów rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej”, Tom 5. (Roman Aftanazy), 14.08.17 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *