Bardzo ciekawy temat został poruszony na stronach portalu polonijnego WIZYT.NET i głównie dzięki pojawieniu się gości z Polski, bo miejscowi (a o nich później) chyba pewnych rzeczy nie dowidzą i nie rozumieją naprawdę (albo tylko to udają ślepych).
O Janowie na Podolu nie ma za dużo informacji w Internecie – pisze autor i to jest prawda. Ale to nie oznacza, że ta miejscowość jest zaginionym lądem.
Po prostu w czasach PRL-u i ZSRR nie było modnym pokazywać – że gdzieś tam na Kresach znajdowały się znane polskie dwory (nawet i pod rosyjskim zaborem) i dobrze zagospodarowane (jak często teraz słyszymy narzekania na brak dobrego gospodarza).
Janów na Podolu to nie tylko przepiękny kościół, ale i wspaniały pałac hrabiów Chołoniewskich z cudowną historią, znajdujący się obok wspomnianego kościoła, uwieczniony na papierze dzięki Napoleonowi Ordzie.
W tym roku ukazał się dobry przewodnik po polskich dworach na Ukrainie Dmytra Antoniuka. Ale czy nie jedyną wadą przewodnika jest to, że on nie przywiązuje opisywane miejscowości (pałace, dwory) do postaci wybitnych Polaków.
Janów na Podolu to nie tylko rodzinne gniazdo hr. Chołoniewskich i stacja kolejowa o tej samej nazwie, wybudowana przez polskich ziemian. To miejsce urodzenia Stefana Witwickiego – poety z grona wieszczów, takich jak Słowacki czy Adam Mickiewicz.
Dwa lata temu stowarzyszenie „Świetlica Polska” odwiedzało tą miejscowość, a przed tym było długie wyszukiwanie materiałów o Stefanie Witwickim, artykuł w czasopiśmie „Nasze drogi”, i przygotowany koncert z utworów poety odbył się w listopadzie akurat przed Świętem Niepodległości w sali biblioteki Timiriaziewa, gdy po recytowaniu wierszy poety, zaśpiewaniu „ Hulanki” i romansów wraz z konsulem Damianem Ciarcińskim wszyscy wykonali „Pije Kuba do Jakuba”, co też należy do pióra Witwickiego. Kościół ukończono w 1780 roku, on przeżył liczne powstania, wojny (podczas I Światowej z pałacu wywieziono bibliotekę hr. Chołoniewskich – około 10000 tomów, ślad po których zaginął w Żmerynce), rewolucję październikową, co zostawiła mu gwiazdę na pamięć. Ludzie mówią – to, że ona została – leży na sumieniu kapłanów, bo oni mogli ją usunąć zwykłym młotkiem. Ale nie ma z kogo spytać, bo na cały rejon Kalinowski po 20 latach niepodległości na stałe nie pracuje ani jeden proboszcz.
Oficjalnie są 4 parafię – w Kalinówce (odrodzona we wrześniu 1991r.); we wsi Janów i Pików (odrodzona 4 miesiące później) a także w miejscowości Lemieszówka (zarejestrowana w 1994 roku). Nie ma kapłana, nie ma sióstr zakonnych – no to nie ma komu głosić Ewangelię!
Autor pisze:
„Ale niestety Polaków już bardzo mało pozostało, około 10 chorych babć. Młodzież chociaż nosi polskie nazwiska, ale preferuje chodzić do prawosławnej cerkwi, w której rządzi batiuszka z Zakarpacia. Cerkiew bardzo bogata. Gdy przyjeżdżał ksiądz z Chmielnika na poświęcenie pokarmu wielkanocnego, nikt nie przyszedł. Tylko po Wielkanocy na groby rodziny zjechało się około 200 osób. Ale to tylko na jeden dzień…”- gorzko kontynuuje przewodnik.
…I co robić ludziom prostym o tych polskich nazwiskach, które wspomina autor artykułu?
Ich zostało 12 starych, samotnych obywateli kraju, który w takich warunkach nie opuścili kościoła.
Gdyby na miejscu (chociaż by w Kalinówce) był dobry ksiądz i siostry zakonne z możliwością dojazdu do parafian w okolicy (przecież i ze Żmerynki dojeżdżają do odległych miejsc), i była by praktykowana nauka religii dla dzieci i młodzieży – to ile by było wiernych w tej parafii za 20 lat w niepodległej Ukrainie?
Tak samo ktoś musiał by nakazać posprzątać w kościele, bo taki bałagan w Domu Boga nie powinien być! To nie stajnia i nie gołębiarnia!
Do Kalinówki dojeżdża w niedzielę ksiądz z Winnicy. Do Janowa dojeżdżają z Chmielnika ( jak mówili miejscowi – jeżeli znajdą paliwo dla samochodu – i to może być raz na miesiąc albo nawet raz na trzy miesiące – jak to już było w 2010 r.).
Autor pisze dalej:
Może i Janów w następne lata doczeka się chętnych do pomocy przy odnowieniu świątyni?
Niewątpliwie takie miejscowości jak Janów potrzebują pomocy ludzi prostych, bo jak pokazuje życie – to im zawsze zależy na pomocy bliźnim i biednym.
Rok temu po raz pierwszy przeżyliśmy w Winnicy cudowną Noc Kościołów. Może w tym roku warto było by to zrobić w Janowie? To była by okazja nie tylko posprzątać jego wnętrze dla uroczystej Mszy Świętej, ale i na taki rzadko słyszany śpiew w tych kościelnych ścianach (o czym i napisał poeta w jednym ze swych wierszy „Tułaczka”) i na wierszy zapomnianego wielkiego poety Stefana Witwickiego, przyjaciela wielkiego Fryderyka Chopina.
A na tą uroczystość na pewno przyjechali by nie tylko „mobilni” Polacy ze stowarzyszeń z Winnicy („Kresowiacy”, „Świetlica Polska”, ze Szkoły Niedzielnej pana Jana Glińczewskiego ) ale i z Chmielnika (działają 3 organizacje, zrzeszające Polaków) a także z pobliskiej Kalinówki (też są dwie organizacje).
dr Walery Istoszyn
Prezes Stowarzyszenia „Świetlica Polska” w Winnicy
Leave a Reply