Poezja powstańcza. Atak Jeziorańskiego na Rawę Mazowiecką w styczniu 1863 roku

Autor tego wiersza, weteran 1863 r., Mamert Wandalli, brał udział w opisywanym przez siebie ataku oddziału Jeziorańskiego na koszary rosyjskie, stacjonujące w Rawie Mazowieckiej. Wspomnienia swoje z tej krwawej rozprawy, rozegranej w pierwszą noc Powstania Styczniowego, opisał wierszem, jak poniżej, będąc już starcem 94-letnim w roku 1938. W poemacie tym zadziwia niezwykła w tak podeszłym wieku żywość i plastyka opowiadania.

Atak Jeziorańskiego, 22 stycznia 1863 r.

Noc… Księżyc na niebios błękicie
Płynął majestatycznie nad domami Rawy.
Rozkaz… Cisza… Jakby zamarło tu życie.
Kto Polak szedł w bój i mściwy, i krwawy.

Z wylotu ulicy na placyk przed jatki
Wpadł w pelnym galopie oddział polskiej jazdy.
Młódź, błogosławiona przez ojce i matki,
Biegła ku koszarom, zbrojna, w co miał każdy.

Kosy na sztorc szczękały w polskich rękach,
Oddział strzelców leciał w całym pędzie:
Za Polskę, co w stuletnich udręczona mękach,
Śmierć Moskalom! Bóg nam błogosławić będzie!

Poddajcie się! Kule przez dziury świsnęły;
Wzbił się słup ognia, a wewnątrz jak w ulu
Podpalono koszary; płomienie błysnęły.
Tumult, krzyk, jęk, Moskal ryczał z bólu.

Kosy żniwo na karkach Moskali zbierały,
Z stron czterech w okna kulami prażeni,
Wyskakiwali przez nie, formując szyk staly.
Kto nie zdążył, ten padł ofiarą płomieni.

Sformowali czworobok pod naciskiem jazdy;
Bagnety najeżone błysnęły przed nami:
– Kosynierzy w nich! Sprawnym cięciem każdy!
Strzelcy ognia!… Boże! Zmiłuj się nad nami!

Wydarł się okrzyk z bratnich wolnych piersi,
Błysnęły kosy, grad kul nad głowami świsnął.
Moskal padał gesto co w szeregu pierwsi,
Godlewski w rękach towarzyszy zwisnął.

– Niech żyje Polska!… Krzycz pardon za cara!
Sztykiem i kulami Moskal odpowiedział.
– W nich… Cierpliwości przebrała się miara.
Kosynier świeży na karku im siedział.

Sformowały się Moskali szeregi ostatnie,
Oparte o domy, tył nam podawali.
Zrzedły ich szeregi, rosły nasze bratnie,
Pierzchli w ulicę, w mieście skryć się nie zdołali.

Jeziorański starszyznę zebrał dla narady,
Gdzież się podzieli?… Odnaleźć ich trzeba.
Kto na ochotnika gotów na wywiady?
Odważnemu dla Ojczyzny błogosławią nieba!

Jabłoński, jeździec dobry, zuch odważny, śmiały,
– Rzekł: Znam dobrze miasto i jego przesmyki,
Rad oddam życie na bagnety, strzały,
Nie straszne mi są Moskwy kule ani sztyki.

Wystrzały pojedyńcze z śródmieścia szły echem.
Moskale wabili… Nasza starszyzna radziła:
Atakować Moskali po domach z pośpiechem,
Zanim od Skierniewic przybędzie im siła!

Ucichły wystrzały… Złym to było znakiem…
Naraz gruchnęła salwa… Na dwoje wróżono:
Nie ocalal… Cześć mu! Był dobrym Polakiem…..
Hold żołnierski oddano, czapek uchylono.

Jabłoński w tym czasie plac przegalopował,
Gradem kul obsypany, na dzielnym rumaku,
Konia przed wodzem osadził, posłusznie meldował:
Moskale w jatkach… Na mnie sypnął gęsto kulami, ale źle celował.

Padł mocny rozkaz walki zaniechania,
Nie odbył się do miasta wjazd nasz tryumfalny.
By Godlewskiego pogrześć, Rawa przygotowania robiła wielkie…
Z okolicy odbył się zjazd walny.

Do asysty pluton strzelców z obozu wysłany,
Broń sprezentował, przed kościołem złożył…
Dopadł kurier: – Moskal tuż, tuż spodziewany
W Strzybodze stanął, obozem się rozłożył.

Pluton powrócił… Na ochotnika wysłano dwóch jezdnych…
Asystowali, na cmentarzu byli.
Krzyk z tłumu: Kozacy! Cmentarz otaczano,
Dookoła ostrza pik… Nie tracili chwili:

– Dajcie, bracia, drogę! Ruszyli z kopyta;
Sotnia kozaków ślepia w nich wlepiła I zastygła…
Galopem uciekła, jak zmyta,
Biorąc tłum za powstańców, że wielka ich siła.

Dzicz hulała… Dostępu do miasta nie dano:
Wszystkie ulice kozactwem zamknięto.
Kto wpadł pod kopyta, tego stratowano;
Nie pomógł krzyż, ni żadna rzecz święta.
„Miatieżnik” był każdy, więc go lustrowano, Nie szczędząc kobiet.
Kto się hardo stawiał „Nahajką” rżnięto, szablą płazowano,
Wierzchnią garderobę w rabunku zostawiał.

W magistracie przed popiersiem Mikołaja-cara,
Które, licho wie, na jaką pamięć ustawiono,
Kontrybucję wymierzano; miała to być kara
Za cara Aleksandra łaskę pogwałconą.

Dwie godziny żołdactwu dano na rabunek;
Niszczono wszystko, co wpadło pod rękę.
Na zabój chlano rabowany trunek,
Coraz to nową miastu zadawano mękę.

Lęk ogarniał każdego. Na zmianę czuwano.
Rankiem Moskal uszedł, a za nim przekleństwa.
W obu kościołach modły odprawiono,
By Bóg udzielił Polakom zwycięstwa.

Mamert Wandalli, weteran-por. 1863 r.

Słowo Polskie za: Kurier Warszawski, 1 stycznia 1938 r., fot. Wikipedia, 7 listopada 2025 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści