Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Winnicki » Historia powstania listopadowego na Podolu i Kijowszczyźnie. Część III. Walki pod Daszowem

Historia powstania listopadowego na Podolu i Kijowszczyźnie. Część III. Walki pod Daszowem

Fot. https://twojahistoria.pl

Dnia 14 maja 1831 roku ruszyliśmy z Granowa do Daszowa.

Pod Daszowem generał Rot na czele wojska rosyjskiego zaatakował w marszu naszą straż tylną złożoną z niezupełnego szwadronu kawalerii, który na widok nieprzyjaciela śmiało się nań rzuciwszy rozproszył jego straż przednią. Lecz postrzegłszy całą siłę nieprzyjaciela, cofnął się ku innym naszym szwadronom, których część była jeszcze przed miastem od strony nieprzyjaciela, druga zaś część już była za nim w obozie.

Zajęliśmy się co prędzej ściąganiem i szykowaniem sił naszych, gdy tym czasem nieprzyjaciel wszystkie swe siły uformowane w jedną kolumnę wzmocniwszy czterema armatami, posunął ku nam i ogniem kartaczowym chciał nas odstraszyć.

Na odgłos dział nieprzyjacielskich, dwa najbliższe nasze szwadrony, ze zwyczajnym Polaków męstwem uderzyły na nieprzyjaciela i w mgnieniu oka przełamały linie jego. Dalej stojące szwadrony nasze nie mogły jeszcze walczącym zdążyć na pomoc. Jeden z dowódców nie chcąc ich jak myślał, na zupełną stratę wystawić, rozkazał odwrót w celu połączenia tych szwadronów z całą naszą silą, aby nią zadać nieprzyjacielowi cios stanowczy.

Pierwszego i drugiego rozkazu nie usłyszęli możni żołnierze nasi, za trzecim znalazło się kilku mniej śmiałych którzy powtórzonymi okrzykami: „reyterada, zginęliśmy, 40 armat, 30,000 Moskali» i przykładem ucieczki, roznieśli popłoch pomiędzy niedoświadczonych żołnierzy.

Wszyscy rzucając najpiękniejsze zwycięstwo, w największym nieporządku ruszyli do miasta: popłoch ten ogarnął niebędące nawet w boju szwadrony. Ucieczka bez żadnego powodu, która zajęta miejsce niemylnie spodziewanego tryumfu, najgorliwszych obywateli żołnierzy okropną przejęła boleścią: nadaremnie usiłowali zgromadzić wojsko aby je na nieprzyjaciela, który nas ścigać nie śmiał, poprowadzić. W ostatniej więc rozpaczy sami w liczbie 50 rzucili się z bohaterską odwagą na całą linię nieprzyjaciela. Za pierwszym uderzeniem przełamali ją, zajęli dwie armaty, zabili blisko 100 ludzi; a otoczeni następnie całą masą nieprzyjaciela przebili się przez nią prawie bez straty, a nie widząc żadnego posiłku, a tym samem celu walki, nie ścigani do swoich wrócili.

W całej tej bitwie mieliśmy tylko 19 zabitych, część naszej piechoty dostała się w niewolę; nieprzyjaciel stracił w zabitych blisko 200 ludzi. Ta walka okazała nam pojedyncze męstwo naszych żołnierzy, ale oraz i to, że odwrót nieregularnego wojska jest jego zgubą. Jak wygrana tej walki byłaby nieskończenie poparła nasze powstanie, tak nieszczęśliwy jej wypadek przeszkodził jego rozszerzeniu.

Żołnierze nasi z przyczyny bardzo ciemnej nocy, jedni się po przyległych rozbiegli lasach, drudzy zapewne ze swymi oficerami w inną zwrócili się stronę; przy nas ledwo 500 pozostało, z tymi udaliśmy się do Iliniec.

Z tak zmniejszonymi siłami ścigani przez coraz liczniejszego nieprzyjaciela, nie mogliśmy już sami zamyślać o wykonaniu pierwiastkowego planu; postanowiliśmy zatem idąc na spotkanie jenerała Dwernickiego łączyć się z powstańcami, których w każdym powiecie spodziewaliśmy się napotkać. Udaliśmy się więc ku Bohowi w celu przeprawienia się na prawy brzeg tej rzeki.

Słowo Polskie na podstawie tekstu „Powstanie na Wołyniu, Podolu i Ukrainie w roku 1831” autorstwa Feliska Wrotnowskiego, 18 stycznia 2019 r.

lp

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *