Galicja Wschodnia w okresie walk rosyjsko-austriackich doświadczyła licznych zniszczeń. Najbardziej podczas Wielkiej Wojny ucierpiały okolicje Twierdzy Przemyśl. Ciekawie prezentuje się relacja dla prowincjonała o. Józefa Minetti, który w podczas rosyjskiej okupacji Sądowej Wiszni pozostał w miejscowym klasztorze bernardynów i wszystko widział na własne oczy.
Sądowa Wisznia, dnia 7 sierpnia 1914 r.
Otrzymaliśmy pismo Najprzewielebniejszego Ojca Prowincja i, o ile się to u nas przy obecnym składzie da zrobić, to wszystko wykonamy. Wszyscy obecnie jesteśmy w domu, oprócz Brata Marcina Oprządka, który musiał iść do wojska i jest obecnie przy 13. pułku 3. Kompanii w Krakowie przy ul. Floriańskiej… Jeżeli Moskal przyjdzie, a my jesteśmy w rejonie oblężniczym Przemyśla, to będzie cała bieda. Konie jeszcze mamy, bo tu na wiosnę, gdy był asenterunek na konie, naszych nie było w domu, a może źle się stało, bo gdyby były zasentorowane, byliby je wzięli i bodaj kwitkami zapłacili, a teraz, zwłaszcza gdy Moskal przyjdzie, wezmą konie i nawet kwitka nie dadzą. Siedzimy tu jak za światem, wiadomości dochodzą do nas późno i skąpo, tylko mamy przeczucie, że wszystkiego najgorszego obawiać się trzeba, lecz z drugiej strony mam nadzieję, że chociaż nas nie stanie, klasztor tę zawieruchę przetrzyma.
Chyrów, dnia 10 września 1914 r.
Wszyscy wyjechali 4 września, ja opuściłem klasztor 6 wraz z Bratem Czesławem [Golińskim]. Donieść o tym nie mogłem, bo poczta już nie funkcjonowała. Dziś z Chyrowa wracam do Sądowej Wiszni znowu naszymi końmi, i co będzie, to już klasztoru nie opuszczę, jeżeli się tylko tam dostanę. Ksiądz kanonik Zięba też zostaje. Tu w obecnym czasie ani papieru nie dostanie, a nie miałem lepszego pod ręką
Sądowa Wisznia, dnia 6 lipca 1915 r.
Przez cały czas żyłem tu z panem [Kacprem] Ryzińskim, ojcem o. Beniamina i dziś jeszcze trzymamy się razem. Z początkiem maja przybył brat Czesław [Goliński]. W klasztorze abominatio desolationis. W gospodarce mamy trzy prosięta, cztery kury, koguta, tyle żywego inwentarza. Psa nie ma, bo się zbuntował i poszedł za Moskalami. Krowa jest jedna, ale na pensji, bo w domu nie mam co dać jeść, gdyż koniczynę, trawę a nawet i owies wypaśli Moskale, którzy tu od 14 maja do 16 czerwca popasali. Z martwego inwentarza nie ma nic, ani wozu, ani wózka, ani drabiny, bo czego Moskali nie zabrali lub nie spalili, to rozebrali między siebie dobrzy sąsiedzi, gdy w czasie pobytu rosyjskiego szpitala w klasztorze, brama i furta były otwarte. Teraz żyjemy dość nędznie. Mięso (ale jakie!) kilogram 2 K 40 h i to nie zawsze można go dostać. Słoniny nie ma w całym mieście ani mąki, a więc ani chleba, ani bułek; mamy jeszcze trochę mąki w klasztorze, ale niewiele, jeżeli nie dowiozą skąd, będzie bieda, bo tu żyta i pszenicy mało kto siał, a dwory okoliczne wcale nic. A na domiar złego jeszcze posucha, bo od Wielkiej nocy był tylko raz deszcz.
Kronika klasztoru w Sądowej Wiszni, spisana przez O. Józefa Minetti, gwardiana, w maju 1916 r.
Po ogłoszeniu mobilizacji, gdy powołani pod broń udawali się do swoich oddziałów, klasztor rzez trzy dni był nimi przepełniony, gdyż wszyscy się chcieli przedtem wyspowiadać i to Polacy i Rusini tak, że wszyscy czterej Ojcowie od wczesnego ranka do późnego wieczora nie mogli nadążyć ze spowiedzią. Wkrótce potem nadciągnęli Tyrolczycy, lud bardzo uczciwy i pobożny i tych, chociaż się już w domu wyspowiadali, większa część przystąpiła znowu do spowiedzi. Stali oni tu trzy dni zaledwie, ponieważ w dzień mieli swoje zajęcia, więc tylko bardzo wczesnym rankiem i późnym wieczorem oblegali konfesjonał. Po nich nadciągnęli Honwedzi-Madziarzy, ale ci o spowiedź nie dbali. Gdy nastąpił odwrót naszych wojsk po bitwach pod Rawą Ruską, Janowem i Bóbrką OO. Kazimierz Kiec, Hilary Jarosiewicz, Bernard Stopa i BBr. Alfons Majewski i Bolesław Potok27, ulegając namowom kapelanów wojskowych, którzy straszyli, że Moskale zakonników wieszają, wyjechali na zachód dnia 4 września. Nawet O. Gwardian, ulegając natarczywym naleganiom tychże kapelanów, aby ratował swoje życie, wyjechał dnia 6 września, pozostawiając klasztor na opiece księdza kanonika Ziemby i jednego gospodarza, Kaspra Ryzińskiego. Ale w ucieczcie swej, czując wyrzuty sumienia, że klasztor i kościół swojej opiece powierzony tak haniebnie opuścił i dowiedziawszy się, że nasi Moskali pod Komarnem odparli, gdy już był w Chyrowie stamtąd wrócił 11 września 1914 r., jeszcze przed najazdem Moskali. Dnia 12 września wojska austriackie opuściły już Sądową Wisznię. Wtedy przyniesiono z miasta, ze szpitala do klasztoru trzech ciężko rannych, tj. 2 Czechów i 1 Węgra, których tam pozostawiono bez żadnej opieki. Przyjęto ich w klasztorze i jak można tak się nimi opiekowano. Z początku sam Gwardian siedział przy nich we dnie i w nocy, na trzeci dzień znalazły się sanitariuszki, które mu pomagały, ale że lekarza nie było żadnego, nastąpiła u dwóch gangrena i jeden z nich umarł w czwartym dniu, a jeden po tygodniu, chociaż rosyjscy lekarze się nimi zajęli; niestety za późno. Jedyna pociecha, że wszyscy trzej się wyspowiadali, dwóch Gwardian pochował, a trzeciego wzięli Moskale w niewolę.
Dnia 14 września wpadli Moskale, zrabowali klasztor doszczętnie tak, iż gdy wieczorem tego dnia wynieśli się do miasta do swoich kwater, już nie było co zjeść na kolację. Nawet w kościele skarbonki rozbili, a z rzeczy, które Ojcowie uciekając pozostawili co lepsze, zwłaszcza buty, bieliznę zrabowali, gdyż pod pozorem, że szukają Austriaków, do wszystkich cel wchodzili, a gdzie nie było klucza, gwałtem zamki rozbijali. Czynili to zwłaszcza Kozacy z Kaukazu, zaraz w pierwszy dzień inwazji, a przeszkodzić nie miał kto, bo gdy O. Gwardian na jednym korytarzu pilnował, to na drugim rozbijali, a ponadto trzeba się było i rannymi zająć. Później zajęli Rosjanie klasztor na szpital aż do połowy grudnia i nieraz bywało po 500 do 700 lżej rannych, którym rany przewijano i po herbacie rano dalej wyprawiano. Natomiast inni spod Przemyśla przychodzili, a między nimi wielu rannych i Polaków się znajdywało, którzy prosili o spowiedź. Tych wieczorem spowiadano, gdyż rano, zaraz po Komunii św. musieli iść dalej. Z naszych ludzi miejscowych mało kto wtedy przychodził do kościoła, gdyż widząc wszędzie Moskali, bali się ich. Najgorsze czasy dla klasztoru nastąpiły, gdy po odejściu szpitala obrócono klasztor na kwaterę dla wojsk rosyjskich, idących w Karpaty. Przychodzili wieczorem głodni, zziębnięci i rozpalali ogień gdzie się tylko dało, w piecach, w ogrodzie, na podwórzu, a że nasze drzewo już dawno szpital spalił, to zaś które rosyjski komendant na prośby O. Gwardiana przysłał było mokre, więc i sztachety z parkanu, łóżka i drzwi, a nawet krzyże z cmentarza szły na podpałkę. Wtedy to kwaterowały różne narody: Tatarzy, sybirskie pułki, Mongoły, Gruzini, Kurdy, chłopy potężne, ale naród niewierny. Byli pomiędzy nimi i Polacy i ci tylko o spowiedź i Komunię św. prosili. I tak szła ta rzesza aż do pierwszych dni maja w Karpaty, aż nagle dnia 12 maja rano zapełniło się całe podwórze armatami, ale już uciekającymi. W klasztorze zaś rozłożył się zarząd szpitala, lecz chorych ani rannych nie było, gdyż widocznie ich zaraz dalej transportowano. Było przy tym szpitalu wielu Polaków, ludzi uczciwych i pobożnych bo w czasie Oktawy Bożego ciała się spowiadali, baldachim i chorągwie na procesji nosili i w czasie procesji dzwonili. Dnia 16 czerwca 1915 r. o godzinie 2giej w nocy wybuchła gdzieś niedaleko bomba, rzucona z aeroplanu austriackiego. Huk był tak straszny, aż się klasztor zatrząsł. A było wtedy w klasztorze więcej ludzi, którzy się tam ukrywali, aby ich nie wzięto w niewolę. Było i dwóch Moskali, którzy mając już dość wojny, chcieli dobrowolnie oddać się w niewolę austriacką. Gdy wszyscy wybiegli zobaczyć, co się dzieje, Moskali już nie było, tylko dwór, budynki w mieście, dworzec kolejowy i fabryka cykorii się paliła. O godzinie 6 rano zaczęto na nasz klasztor strzelać szrapnelami, gdyż one padały przed i za i po bokach klasztoru, ale żadna go nie trafiła. Widocznie św. Antoni, do któregośmy się wszyscy w trwodze uciekali i «Si queris»28 odmawiali, nas obronił. Tego samego dnia o godzinie 6 ½ rano zjawiła się już nasza patrol, a równocześnie też i Moskale strzelać zaprzestali. W klasztorze mieszkał podczas inwazji nieprzyjaciela: O. Józef Minetti, gwardian klasztoru Br. Bolesław Potok, kwestarz od dnia 1 maja 1915 r., przedtem przebywał w Bieczu. Szkody, które konwent poniósł podczas wojny, wynoszą 12000 (dwanaście tysięcy) koron.
Słowo Polskie za: Tomasz PUDŁOCKI doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, З історії західноукраїнських земель / наук. ред. і упоряд. Ірина Орлевич; НАН України, Інститут українознавства ім. І. Крип’якевича. Львів, 2020. Вип. 16. 268 с., http://resource.history.org.ua/item/0016988 , 4 listopada 2025 r.
Opis ilustracji: klasztor Reformatów w Sądowej Wiszni, pocztówka, pocz. XX. wieku, domena publiczna




































Leave a Reply