Podróżując ze znanym ukraińskim podróżnikiem, stypendystą programu „Gaude Polonia” Dmytrem Antoniukiem przemierzamy obwód winnicki. W Lewkowie niedaleko Sokołówki skręcamy w lewo i przez Sawińce (rejon trościaniecki) docieramy do Kapuścian. Droga od lat jest tu kiepska.
Pod koniec XIX wieku Kapuściany należały do Szczeniowskich, którzy wybudowali tu olbrzymi pałac w stylu neogotyku Tudorów. Architektem był kijowski artysta Aleksander Schiele, zleceniodawcą zaś przedsiębiorca Ignacy Szczeniowski. Informacji o wnętrzach nie zachowało się zbyt wiele. Zdobienie kilku komnat było na wzór sali francuskiego zamku w Bloy, były również dwustuletnie drewniane boazerie na ścianach, przeniesione z jakiejś cerkwi. W ogrodzie zimowym stała figura, przedstawiająca podobiznę kobiety z rodu Szczeniowskich.
Po 1917 roku cały pałac poza lewym skrzydłem z ozdobnym wiatrowskazem został rozebrany. W czasie drugiej wojny światowej mieścił się tutaj szpital, obecnie jest szkoła. Wnętrza nie przetrwały. Obok – dziwny w kształcie piramidy nasyp, na którym, być może, stała altanka. Po majątku Ignacego Szczeniowskiego, który zdołał uciec przed bolszewikami do Polski, gdzie został ministrem przemysłu i handlu w rządzie Paderewskiego, została jeszcze elektrownia (budynek mieszkalny), ogrodzenie z bramą i część kościoła, przerobionego na magazyn Ponadto, należał do niego budynek obecnego przedszkola i przepiękny neogotycki gmach o wieżach i zaostrzonych oknach. Teraz mieści się w nim biblioteka, której pracownik twierdzi, że budynek powstał w 1928 roku, jednak sądząc po architekturze, został wybudowany przez tego samego artystę, który zbudował pałac.
Kapuściany i dość spore rozmiarem miasteczko Kyrnasiwkę dzieli około siedmiu kilometrów. W starym parku zachowały się ruiny dworu, który należał prawdopodobnie do Sobańskich. Ten majątek od Bolesława Potockiego nabyła Róża Sobańska – dobry anioł zesłanych do Syberii Polaków, która przez całe życie gromadziła i przekazywała dla nich rzeczy i pieniądze, za co nazywano ją „Różą zesłańców”. Jeżeli przejdziemy nieco dalej, za szkołę, to znajdziemy dom, w jednej z sal którego ocalała charakterystyczna sztukateria na suficie. Prawdopodobnie, należał do pałacu. W pobliżu znajduje się ruina jeszcze jednego dawnego budynku, który być może też mieszkali Sobańscy.
Z Kyrnasiwki znowu przez Kapuściany jedziemy do Sawiniec, gdzie skręcamy w lewo i kostką, wzdłuż rzeki, docieramy do Wierzchówki.
W rozległym parku nad szerokim stawem znajduje się jedna z najlepiej zachowanych polskich rezydencji na Podolu, wybudowana pod koniec XIX w. przez braci Witolda i Henryka Sobańskich. Prowadzi do niej wykwintna brama z miniaturowym pałacykiem w stylu neobarokowym – domem straży. Od razu przez drzewa dawnej alei widać wieżę zegarową pałacu, który przetrwał do naszych dni prawie bez zmian Szkoda tylko, że wnętrza, oprócz neogotyckiego sklepienia w jednej z dwóch wież i dwóch schodów, chociaż i nie zostały zmienione, ale utraciły pierwotny wygląd. Pracownicy i studenci Technikum Rolnego, które od roku 1932 działa w zabytku, utrzymuje park w dobrym stanie (stworzył jego architekt Kronenberg) oraz kwietniki dookoła pałacu. W głębi terenu warto obejrzeć stajnię o ciekawej neobarokowej fasadzie.
Wg świadczeń współczesnych, bracia Sobańscy byli kawalerami i wspólnie prowadzili gospodarstwo w majątku. Troszczyli się o swoich włościan, chętni pomagali im materialnie, biorąc za to symboliczną prowizję. Bracia nie lubili towarzyskich salonów i prawie nigdy nie wyjeżdżali ze wsi. Ale w 1917 roku popełnili fatalny błąd: obawiając się złodziejów wyjechali do ich wujka Leona Lipkowskiego do Wołoczysk, gdzie zostali rozstrzelani przez bolszewików. Być może, gdyby Sobańscy nie opuścili Wierzchówki, wdzięczni za wieloletnią troskę o nich włościanie obroniliby Henryka i Witolda, jak to się stało na przykład w sąsiedniej Sokołówce z Brzozowskimi.
Główną posiadłością zamożnej rodziny Sobańskich była Obodówka, która leży niedaleko Wierzchówki. W jej centrum, wśród olbrzymiego parku, zaprojektowanego przez Dionizego Miklera pod koniec XVIII w. w stylu angielskim, znajduje się duży pałac, a raczej jego szkielet. Swoje powstanie zabytek zawdzięcza winnickiemu podstolemu Michałowi Sobańskiemu – jednemu z głównych opiekunów słynnego Liceum Krzemienieckiego. Rezydencja powstała w 1800 roku, o czym oznajmiała marmurowa z pozłacanym napisem tablica nad wejściem głównym. Początkowo nie była duża, ale w pierwszej połowie XIX w. była ciągle dobudowywana i rozszerzana, poważny zaś remont przeszła w 1908 roku. Jej stylem architektonicznym jest eklektyka. Ciekawostką jest to, że małżonka Michała, Wiktoria Sobańska, w czasach nieobecności męża kazała dobudować do pałacu wysoką wieżę. Bardzo kontrastowała z ogólną architekturą, i po powrocie Michał tak się przez to pokłócił z Wiktorią, że nawet przez jakiś czas mieszkał u Brzozowskich w Sokołówce. Ale wkrótce małżeństwo pogodziło się, a dziś ta wieża wygląda dość organicznie.
Podobnie jak i Brzozowscy, kilka pokoleń Sobańskich gromadziło w Obodówce dzieła sztuki. Najcenniejsze, bez wątpienia, były płótna Francuzów Antoine’a Watteau i Jacquesa Louisa Davida, Włocha Tycjana i Flamandczyków Antoona van Dycka i Rubensa. Goście oglądali je w sali empirowej. W największej komnacie pałacowej – pokoju jadalnym, znajdował się owalny rozkładany stół, który służył dawniej do „obiadów czwartkowych” ostatniemu polskiemu królowi Stanisławowi Augustowi. Przy nim jednocześnie mogło zasiadać liczne grono osób. Obodówska biblioteka Sobańskich liczyła powyżej 12 tysięcy tomów, trafiały się tutaj książki z XVI w. Gości również zadziwiał duży zimowy ogród i kaplica z ołtarzem z zielonego marmuru. Rzecz jasna, w pałacu było srebro stołowe, droga porcelana i zegary z brązu. To wszystko na rozkaz ostatniego właściciela słudzy złożyli do dużych skrzyń i zakopali w lesie. Nawiasem mówiąc, skarbu nie znaleziono do dziś.
Oprócz sporej ilości budynków gospodarczych, znajdujących się w głębi parku, naprzeciwko pałacu są pozostałości fontanny i rodzinna kaplica, zamieniona na salę sportową. W niej, jak również w grobowcu na starym katolickim cmentarzu, chowano prawie wszystkich przedstawicieli rodziny, bez względu na to, gdzie zmarli. Jest we wsi również duża prawosławna cerkiew, która na początku była kościołem, ufundowanym przez Sobańskich.
Po roku 1917 znalazła się tutaj Besarabska komuna, na której czele stanął sam Grzegorz Kotowski, później – biuro sowchozu i szkoła z internatem. W pierwszych latach niepodległości wszystkie instytucje zostały przeniesione do nowych pomieszczeń, i opustoszały pałac szybko upadł. W ostateczną ruinę zabytek popadł po pożarze, po którym zawaliły się stropy między piętrami i zgniotły pozostałości przepięknych zdobień komnat. Obecnie chodzić wśród tych ruin jest sprawa niebezpieczna. Tylko fragmenty wspaniałej sztukaterii pokoju jadalnego, które jeszcze w roku 1990 były całe, przypominają o dawnym pięknie.
Niedawno Obodówkę odwiedził bezpośredni potomek właściciela Michał Sobański. Spotkał się z przewodniczącym Rady Wsi, proponując mu bezinteresowne wsparcie finansowe dla remontu pałacu. Przewodniczący, widocznie, szanując zasadę „ani sobie, ani ludziom”, zrezygnował. A więc zabytek i nadal aktywnie jest niszczony przez wandali, którym jakoś próbuje przeciwstawiać się dyrektor miejscowego muzeum Olga Kuczer. Lecz co może uczynić subtelna kobieta wobec pijanych brutalnych łajdaków?..
Dmytro Antoniuk, opracowanie Irena Rudnicka, 16.07.16 r.