W półokrągłej baszcie. Wspomnienia Stanisława Wacowskiego z roku 1863 r. Część IV

Powstańcy styczniowi. Fot. Wikiwand

W początkach czwartego tygodnia uwięzienia nas powstańców w Zwinogródce pewnego dnia bardzo rano zbudzono nas z rozkazem gotowania się do drogi, a około godziny siódmej wyprowadzono z więzienia na plac, gdzie przyłączywszy do partii zakutych w kajdany kryminalistów i otoczywszy strażą wojskową, tak zwanym porządkiem etapowym, do Kijowa wyprawiono.

Chociaż podróż tę odbywaliśmy w większej części pieszo, lecz, ponieważ było sucho i ciepło, zbyt by ona przykrą nie była, gdyby nie noclegi w domach etapowych i wyzwierzania się na nas chłopów, z których liczną, uzbrojoną w kije i kosy, eskortę od pierwszego noclegu aż do samego Kijowa stale do eskorty wojskowej dodawano. Czem były w owe czasy tak słynne domy etapowe trudno dziś nawet sobie wyobrazić. Nie były to właściwe domy, lecz wstrętne, nigdy nieoczyszczane, przesiąknięte wonią i wilgocią nory, w których niezmieniana, a zgniła słoma za pościel dla więźni służyła. Jeśli jeszcze taki etap składał się z dwóch izb (lecz takich było mało) to przynajmniej nas lokowano od kryminalistów oddzielnie, jeśli zaś w jednej musieliśmy nocować wraz z tymi wyrzutkami społeczeństwa, natłoczeni jak w beczce, ustępując i dogadzając we wszystkim w obawie, by będąc w większej sile, nas nie potłukli. Dziś jeszcze po latach tylu wspomnienie tych chwil okropnych w domach przebytych, wstrętem i zgrozą mnie przejmuje.

Trzeciego dnia po wyjściu ze Zwinogródki stanęliśmy w mieście powiatowym Taraszczy, gdzie mieliśmy cały następny dzień odpoczywać. Był to dzień jarmarczny i miasto natłoczone było tłumami włościan. Gdyśmy do miasta weszli powstał okrutny rozruch, obrzucano nas obelgami a tłum uzbrojony w drągi z wściekłością rzucił się na nas i nie wiem co by się było z nami stało, gdyby nie eskorta wojskowa, która broniąc nas, z pośpiechem do więzienia wprowadziła.

W więzieniu zostaliśmy kilku naszych kolegów, zostawionych tu na kuracji, przyjęli nas oni z całą życzliwością, dzieląc się po bratersku zapasami żywności, jakie sami posiadali. We dwa dni po wyjściu z Taraszczy wypadł nam nocleg w dość porządnem i ludnem miasteczku Białej Cerkwi. Etap tu składał się z dwóch mniej trochę wstrętnych jak poprzednie izb, więc ulokowano nas od kryminalistów oddzielnie, szlachetni zaś i liczni mieszkańcy miasta Polacy, a nawet i Żydzi spotkali nas z wielkiem współczuciem, obdarzając tak obficie rozmaitymi zapasami żywności, że tych aż do Kijowa nam starczyło. Na całodzienny znów wypoczynek zatrzymano nas w mieście powiatowym Wasylkowie, gdzie w więzieniu zastaliśmy kilku naszych powstańców, którzy będąc ranni przez włościan pod Rozalówką, leczyli się tu w szpitalu powiatowym. Z tych czterech, którzy byli już zdrowsi, wyprawiono wraz z nami do Kijowa. Byli to chłopcy bardzo młodzi, uczniowie 5 i 6 klasy szkoły Białocerkiewskiej: pp. Zarzycki, Korzun, Korycki i Listopadzki. Gdy nas po przebytym w więzieniu dniu do dalszej drogi na plac przed dom Rządowy wyprowadzono, na ganku tego domu zjawił się jakiś wyższej rangi, z białą, jak mleko brodą, wojskowy, który zobaczywszy, że ani pokuci, ani powiązani nie jesteśmy, zaczął okrutnie krzyczeć do sprawnika i dozorcy więzienia, każąc nas natychmiast powiązać i tak powiązanych do Kijowa prowadzić. Posłano więc kilku ze zgromadzonych – dla eskorty naszej włościan po sznury i gdy je przynieśli, pokrępowano nas.

Gdyśmy z miasta wyszli eskortujący nas włościanie zaczęli okazywać nam wielkie współczucie, a z własnego instynktu, porozumiawszy się, z ujętym przez nas datkiem, żołnierzami, więzy nam rozluźnili mówiąc, że pochodząc z wiosek rządowych i będąc przez wiele lat przez rząd strasznie uciskanymi, oburzeni są na tych włościan, którzy nie doświadczywszy podobnego jak oni ucisku, pomagają rządowi chwytać nas, więzić
i mordować, i gdyby byli powstańcy w ich okolicy się zjawili, znaleźliby w nich nie tylko jak najserdeczniejsze przyjęci, lecz i czynną zbrojną pomoc i „Dziś bądźcie panowie pewni, że ponieważ, do samego już Kijowa tylko przez wsie rządowe przechodzić będziecie, a nawet w nich nocować, żadna was krzywda od włościan nie spotka”. I rzeczywiście witano nas wszędzie z wielkim współczuciem, a gdyśmy w jednej ze wsi na nocleg stanęli, włościanie znieśli nam sporo chleba i nabiału, za co nie chcieli przyjąć żadnej, lub też bardzo małą zapłatę.

Stanisław Wacowski, opracowanie Waldemar Kruppe, 25 września 2020 r.

Część I
Część II

Część III

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *