Wielu Polaków wciąż żyje stereotypami z czasów PRL, że kampania wrześniowa zakończyła się z dniem 17 września 1939 roku, kiedy Armia Czerwona zaatakowała wschodnią granicę Rzeczypospolitej. Lecz czy to prawda? Czy naprawdę nikt nawet nie spróbował stawić opór agresorowi ze Wschodu?
III Rzesza pod koniec sierpnia dysponowała dwoma milionami żołnierzy, prawie 3 tys. czołgów oraz dwoma tysiącami samolotów. Ich ówczesny sojusznik – Związek Radziecki wykorzystał dla natarcia na wschodnie województwa II RP kolejne tysiąc samolotów, cztery tysiące dział, pięć tysięcy czołgów i trzystutysięczną armię. Polacy, którzy nie spodziewali się uderzenia w plecy i skoncentrowali główne siły na zachodzie kraju, jednak nie bagatelizowali powagi sytuacji i przygotowali się w miarę swoich możliwości na możliwe odparcie ataku ze wschodu.
Korpus Ochrony Pogranicza posiadał wystarczające doświadczenie w łapaniu sowieckich grup dywersyjnych, które do 1938 nękały mieszkańców Kresów po lewej stronie Zbrucza. W sierpniu dodatkowo wschodnie patrole dodatkowo wzmocniono po podpisaniu przez Mołotowa i Ribentroppa paktu o nieagresji, który wprowadził zamieszanie i niepokój w szeregach polskich polityków.
Po ataku na Polskę Niemcy nalegali, żeby Moskwa zaczęła wykonywać warunki paktu jeszcze 8 września. Stalin nie czekał długo i o 3.00 nad ranem 17 września Sowieci przekroczyli granicę z Polską. Wbrew oczekiwaniom Armii Czerwonej strażnice KOP stawiły zacięty opór. Na szczególną pochwałę zasługują żołnierze z placówek „Podole”, „Ludwikowo”, „Sienkiewicze” oraz „Dawidówek”. Dowódcy posterunków słali do Sztabu Generalnego jedna za drugą depesze, marszałek Rydz-Śmigły w desperacji zrezygnował z utworzenia obrony na linii Dniestru, gdzie Polaków mogli wesprzeć zachodni sojusznicy i nakazał „wycofać się do Rumunii i Węgier, nie walcząc z bolszewikami […] W wypadku zbliżenia się bolszewików do miast, podjąć z nimi pertraktacje, w celu umożliwienia przedarcia się polskim garnizonom na Zachód”. Sam Naczelny Wódz nie omieszkał w noc na 18 września razem z najwyższymi przedstawicielami władz udać się do Rumunii.
Wielu dowódców oddziałów po otrzymaniu tego bardzo kontrowersyjnego rozkazu nie wiedziało, jak zachować się w obliczu nowego zagrożenia. Czerwona Armia celowo dezinformowała Polaków, że jakoby „idą pomagać im bić germańców”. Ale wiele polskich jednostek rozpaczliwie do końca broniło polskiej ziemi. Na północnym wschodzie baony KOP-u „Krasne”, „Budsław” i „Iwieniec” nie poddały się i w rezultacie ciężkich walk zostały rozbite. W Wilnie funkcję dowódcy obrony na czele 7 tys. żołnierzy objął pułkownik Jarosław Okulicz-Kozaryn. Lecz i ten, po otrzymaniu wieczorem 18 września doniesień o zbliżaniu się do miasta sowieckich czołgów opuścił Wilno. Walki z Sowietami nabrały formy nieskoordynowanej. Najdłużej walczyli harcerze i warta przy grobie marszałka Piłsudskiego na Rossie.
Prezydent Grodna Roman Sawicki nie zamierzał dostosować się do rozkazu poddania miasta bolszewikom i wezwał ludność do budowy ulicznych barykad i bezpośredniej walki z wrogiem. W Grodnie, kiedy żołnierze ewakuowali się z miasta, opór stawiła młodzież szkolna i inni mieszkańcy, którzy przy pomocy butelek z benzyną unieruchomili osiem sowieckich czołgów. Cywilów wzmocnili żołnierze ugrupowania „Wołkowysk”, którzy w nocy 21 września weszli do Grodna. Sowieci wprowadzili do miasta czołgi i znaczne siły piechoty. Krwawe walki trwały do wieczora… Czerwonoarmiści po zajęciu miasta wymordowali obrońców, część zdążyła uciec.
Dużo więcej wysiłków na pacyfikację oporu Armia Czerwona musiała przyłożyć na Polesiu, Wołyniu i Podolu. Generał Franciszek Kleeberg, dysponujący dwudziestoma batalionami piechoty zatrzymał się na zachód od Kowla. Nawiązał kontakt ze stroną sowiecką, próbując uzyskać zgodę na przemarsz do granicy z bronią w ręku. Rozmowy nie zakończyły się sukcesem i Kleeberg pomaszerował na Włodawę. Ludność cywilna tego miasteczka z entuzjazmem witała Polaków. Do SGO „Polesie” dołączały kolejne jednostki. We Włodawie do polskiego wojska dotarły wieści o kapitulacji Warszawy. Dowódcy po długiej naradzie postanowili nie poddawać się i rozpocząć wojnę partyzancką po przebiciu się do Gór Świętokrzyskich. 29 września Polacy na wschodzie stoczyły szereg zwycięskich bitew z czerwonoarmistami. 60. DP „Kobryń” pokonała wroga pod Jabłonią i Milewem. Warto zaznaczyć, że jeńcy sowieccy chętnie przechodzili na polską stronę i walczyli przeciwko swoim byłym towarzyszom broni do końca kampanii wrześniowej.
Dowódca Korpusu Ochrony Pogranicza generał Orlik-Ruckeman, dysponujący 16 batalionami piechoty, kilkoma szwadronami kawalerii i 14 działami stoczył 27 września zwycięską bitwę z Czerwoną Armią pod Szackiem, niszcząć 20 sowieckich czołgów i biorąc do niewoli 300 jeńców. 1 października bolszewicy zaatakowali Polaków pod Wytycznem. Po kilkugodzinnych walkach Polacy wycofali się i rozproszyli w lasach pod Sosnowicą.
Tarnopol oddano Sowietom bez walki, chociaż bronił go kilkutysięczny garnizon. Zdesperowana grupka oficerów i szeregowców ostrzelała z wieży kościelnej wkraczające do miasta sowieckie jednostki. Po schwytaniu oni natychmiast zostali zamordowani.
19 września Sowieci stanęli pod Lwowem… Wschodnia stolica II RP wówczas broniła się przed atakami z zachodu ze strony wojsk niemieckich. Dowódca sowieckiej brygady pancernej zażądał od dowódcy obrony Lwowa poddania miasta i nie czekając na odpowiedź, radzieckie czołgi spróbowali z marszu wkroczyć do miasta. Pierwszy atak odparto, wróg stracił jeden czołg i wycofał się. Polscy żołnierze i cywilna ludność byli gotowi nadal bronić swego miasta, tym bardziej, że nie brakowało ani amunicji ani zapasów żywności… Lecz znów zawiodło dowództwo. Generał Langer ze względu na „tragiczną sytuację całego kraju” nie chciał kontynuować walkę i 22 września Polacy przekazali Lwów Armii Czerwonej. W podpisanym dokumencie punkt ósmy głosił, że „wszystkim oficerom gwarantowana jest wolność osobista i nietykalność własności”. Sowieci jak zwykle złamali obietnicę i większość Polaków broniących Lwowa zamordowano później w Starobielsku i Bykowni.
29 września podpisano protokoły regulujące podział Polski między ZSRS i III Rzeszą. Sowieci zgarnęli tyle polskich trofeów, że można było uzbroić kilka armii. Czy można osądzać Rydz-Śmigłego i innych dowództwo za wydawałoby się haniebną ucieczkę ze stolicy Polski? Przecież w ślad za nimi podążyli inni generałowie i dowódcy poszczególnych garnizonów? Niestety kampania wrześniowa bez wsparcia wojsk sojuszniczych z Anglii i Stanów Zjednoczonych nie miała szans na sukces. A swoje bohaterstwo polscy żołnierze tysiąckrotnie udowodnili w następnych latach II wojny światowej – pod Tobrukiem, Monte Cassino i w szeregach podziemia niepodległościowego.
Jerzy Wójcicki, 15.04.16 r.