Właśnie tu zacząłem realizować swoje krajoznawcze ambicje. Zimą 1992 roku razem z kolegą autobusem dotarliśmy do zaśnieżonego Berdyczowa i jego „latarni morskiej”, drogowskaza dla wszystkich wędrowców – klasztora karmelitów bosych, który wtedy jeszcze leżał w ruinach. W 2008 roku jedna z kijowskich typografii wydała mój pierwszy wademekum – „4 wędrówki Żytomierszczyzną”, dlatego, mimo mniejszej ilości zachowanych zabytków, w porównaniu z Winniczyzną, ten obwód wywołuje u mnie szczególny sentyment.
Zaczniemy z sąsiedniego do Pogrzebyszcza rejonu Rużyńskiego. Pośrodku między nimi biegnie droga Т- 0615, którą dojeżdżamy do wsi Zarzecze, gdzie obok cerkwi skręcamy w prawo, i przez Topory z ruinami kościoła dostajemy się do Rogaczów. Na kraju wsi, pośrodku zarosłego parku stoi przepiękny neoklasycystyczny pałac, zamieniony przez komunistów w szkołę.
W 1908 roku na miejscu starego pałacu swoich przodków Wieńczysław Karnicki wybudował nową rezydencję, prace architektoniczne nadzorował Karol Іwanicki. Pałac miał kilka przepięknych sal, w szczególności jadalnię(na lewo od wejścia), gdzie kiedyś znajdował się dębowy stół, nad którym świecił ogromny kryształowy żyrandol, a wzdłuż ścian, na marmurowych schodkach płonęły kandelabry. Westybul ozdabiały miedzioryty z wizerunkami koni – Karnicki miał w Rogaczach jedną z największych stajni arabskich koni na Wołyniu. W Zielonym gabinecie ulubioną rzeczą właściciela była chińska „magiczna” lampa, a w serwantce przechowywana była kolekcja tabakierek ze środka XVIII w… Niektóre z nich były złote, inne ozdobione brylantami. Złoty pokój służył dla przyjęć. Jego ogrzewano piecem, nad głowami gości wisiały dwie akwarele Juliusza Kossaka, opisujące Bitwę pod Chocimiem.
Większość cennych rzeczy przed bolszewickim pogromem 1918 roku ostatnia właścicielka Rogaczów Stefania Podgórska zdążyła wywieźć do Warszawy, gdzie w niewyjaśnionych okolicznościach one przepadły podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku.
Dziś w pałacu, po tym, jak szkołę przeniesiono do innego pomieszczenia, panuje pustka. We wnętrzach, oprócz fragmentów ornamentów w jadalni, nic nie przypomina o czasach Karnickiego. Mówią, że dom kupił jakiś kijowski biznesmen, lecz, sądząc z ruin, nie ma czasu na pałac. Zresztą, z zewnątrz budowa wciąż dziwi przepięknym portykiem z korynckimi kolumnami i frontonem z herbem Karnickiego.
Powracamy do Zarzecza. Na przeciwległym boku Rostawicy leży Różyn. W centrum miasta, na terytorium mlecznej fermy, znajduje się były majątek rotmistrza Antoniego Złotnickiego. Wybudowano go w 1860 roku w stylu włoskiej willi. Wędrowiec Urbański wspomina o dużej – na całą szerokość pałacu sali, a także dwóch salonach. Pierwszy był udekorowany widokami Pompei i Napoli, w drugim znajdowała się serwantka z włoską porcelaną, a także cenne francuskie i angielskie akwarele.
W 1922 roku do Różyna przyjeżdżają ukraińscy repatrianci z Kanady, których uwiodło komunistyczne hasło „Ziemia – chłopom!” Oni zorganizowali w pałacu „Kanadyjską komunę”, gruntownie przebudowując budynek. Z pierwotnej architektury zostało tylko półokrągłe skrzydło, gdzie Złotnicki miał kaplicę. Ciekawie, czy nie pożałowały z czasem nasi kanadyjscy bracia co do podjętej decyzji wrócić na historyczną ojczyznę…?
Z Różyna ruszamy do wyjazdu na Kijów, skręcając nie w prawo, a jedziemy prosto, przez wieś Jagniatyn do Werchowni, do najbardziej znanego na Żytomierszczyźnie pałacu. Droga, jak i wszędzie na ukraińskiej prowincji, nie jest najlepsza.
Przez połowę ХІХ st. we wszystkich świeckich salonach Imperium Rosyjskiego i Francji rozbrzmiewały porywające opowieści o miłości i ślubie Onore de Balzaka z Eweliną z Rzewuskich Hańską, która mieszkała w werchowiańskim pałacu…
Marszałek wołyńskiej szlachty Wacław Hański, otrzymawszy od ojca w dziedzictwo oprócz innych majątków Werchownię, zbudował tu w 20-х latach ХІХ st. klasycystyczny pałac (francuski architekt Blerio) dla swojej młodej żony Eweliny. Nawiasem mówiąc, ona była rodzoną siostrą Karoliny Sobańskiej – awanturnicy i kochanki Adama Mickiewicza.
Hański był dobrze wykształcony, studiował w Wiedniu i był uważany za człowieka progresywnych poglądów. Lecz swoim poddanym nie przebaczał najmniejszej winy, w szczególności, trzymał oskarżonych chłopów w więzieniu, które zachowało się w podziemnym korytarzu posiadłości, prowadzącym od prawej oficyny do pałacu. Pan Wacław zajmował się komercją i gospodarką rolną. Utrzymywał swoją, na 18 lat młodszą żonę w Werchowni, jak w złotej klatce, kupując jej ozdoby, lektury i wszystko, co ona zapragnęła, lecz nie pozwalał jej wychodzić samej na miasto czy bale. Nic dziwnego, że charakter Eweliny kształtował się pod wpływem romantycznej współczesnej literatury – książki były jej jedynymi przyjaciółmi. Szczególnie zafascynowały ją utwory Balzaka, któremu, wreszcie, odważyła się sama napisać, potajemnie, oczywiście. Pisarz odpowiedział jej i w następnych listach pani Hańska już nie kryła uczuć. Nawiązała się „pocztowa miłość”, która przerosła w prawdziwe uczucie. Ewelina po raz pierwszy spotkała się z pisarzem w szwajcarskim Neushatel – kiedy Hański nareszcie zdecydował się na zagraniczną podróż z małżonką.
Po 22 latach niezbyt ciepłego małżeńskiego życia, w 1841 roku Wacław Hański umarł, zostawiwszy wdowie majątki, ocenione na 25 mln. rubli. Ewelina znów spotkała się z Balzakiem za granicą, i, wreszcie, zaprosiła go do Werchowni, którą pisarz po raz pierwszy odwiedził jesienią 1844 roku. Jemu wydzielono salon, gabinet i sypialnię na piętrze, z czego Francuz był bardzo zachwycony. Napisał swojej siostrze: „Wyobraź sobie, że ta Werchownia to prawie Luwr, jest tutaj pięć czy sześć apartamentów dla gości, podobnych do moich”.
Zakochani cieszyły się szczęściem, lecz stosunki trzeba było formalizować, a car Nikołaj I zgadzał się na ślub Hańskiej z Balzakiem tylko pod warunkiem konfiskaty wszystkich jej majątków. Wyjście znaleziono, zorganizowawszy ślub jedynej córki Eweliny – Anny, ojcem której z pogłosek był nie Wacław Hański, a domowy lekarz Adolf Knotte, z Jerzym Mniszkiem z Wysznowca. Faktycznie, matka i córka rozdzieliły dziedzictwo. Hańska, Balzak i Mniszek wkrótce przejechali do Paryża, gdzie kupili dom, do którego przewieźli sporo kosztownych rzeczy z Werchowni i Wysznowca. W szczególności dwie prace Antuana Watto, obrazy Van Dyka, Kanaletto, Lucasa Kranasa, Grioze, Rembrandta. Wprawdzie, niektórzy paryscy eksperci zakwestionowali autentyczność kilku płócien.
Wreszcie, w marcu 1850 roku Ewelina Hańska i Onore de Balzak wzięły ślub kościelny w berdyczowskiej świątyni Św. Barbary i wyjechały do Francji, gdzie pisarz wkrótce umarł. Wdowa spłaciła ogromne długi męża, przeznaczyła także część pieniędzy jego matce, lecz szybko zapomniała o wielkiej miłości, zawiązawszy romans z pisarzem Fleri, a po nim zakochawszy się we własnym portrecisty. Werchownię Anna z Hańskich Mniszek sprzedała stryjowi Adamowi Rzewuskiemu, który miał złą reputację wśród Polaków przez swoim uczestnictwo w stłumieniu Powstania Listopadowego. W 1862 roku guwernerem jego dzieci służył znany polski malarz-wędrowiec Napoleon Orda, któremu zawdzięczamy liczne obrazy zdecydowanej większości prawobrzeżnych majątków szlachty. Od Adama majątek przeszedł do jego syna Witolda Rzewuskiego, który i został ostatnim ziemianinem wsi. W 20-х latach ХХ st. w jego pałacu otworzono agrarne technikum, które działa dotychczas.
Ponieważ werchowniańska rezydencja zachowała się prawie w pierwotnym wyglądzie, myślę, że warto podać jej dokładny opis. Pałacowe frontony są godne podziwu: nad wejściem centralnym znajduje się płaskorzeźba z Apollonem na koniu, w parku wśród zarośli chowa się grupa mitologicznych bogiń. Westybul, gdzie teraz wiszą podobizny Eweliny Hańskiej, kiedyś był zawieszony myśliwskimi trofeami Adama Witolda Rzewuskiego. Z niego trafiamy do dużej sali balowej, nad wejściem do której usytuowany był balkon dla orkiestry.
W czasach Balzaka stał tutaj marmurowy kominek i małachitowe wazy. Zachowała się przepiękna oryginalna lepnina z mitologicznymi scenami, w szczególności z „Składania ofiary Apollonowi”. Być może, także znajdował się tu i prastary zegar Marii Mniszek – żony Lżedmytria, przywieziony z Wysznowca. Od lewej strony do balowej sali przylegała jadalnia, z dużym rozsuwanym stołem i kolekcją porcelany. Po prawej od niej znajdował się Różowy Salon, gdzie wisiała podobizna Balzaka w sutannie Dominikanina, w której on lubił tu pracować. Z salonem sąsiadowały Błękitna Sala – buduar pani Eweliny – i pomieszczenie dla gry w bilard z kręconymi schodami, co prowadziły na drugą kondygnację – do biblioteki. W niej przechowywano kilka tysięcy ksiąg, a także cennych listów, np.- korespondencja Adama Mickiewicza z Karoliną Sobańską.
Na drugiej kondygnacji znajdowały się pokoje właścicieli i poważniejszych gości. Z apartamentów Balzaka ocalał jego gabinet, gdzie on napisał „Macochę”, „Deputowanego od Арсі” i „Drobnych bourgoisów”. Ocalał stół pisarza, jego oryginalny kostur, który zmienił się w krzesło, a także kominek. Między innymi, według wspomnień świadków, pałacowe kominki mocno dymiły i nie grzały. Więc ogrzewano pałac specjalnymi rurami, schowanymi w ścianach, przez które podawano gorące powietrze od słomy, którą palono w suterenach.
Obok rezydencji stoją dwie oficyny. W lewej znajdowała się kuchnia, gdzie trzymano przepiórki i kuropatwy, które tak lubił Balzak, w prawym żyli skromniejsi goście gospodarzy. Teraz tam mieszka stary stróż, co ma klucze od pałacu. W parku znajduje się ciekawy rodzinny grobowiec Hańskich i Rzewuskich, gdzie był pochowany Wacław Hański. Przekształcono go na prawosławną cerkiew. Koło cerkwi widnieje masywny kamienny most łukowy, pod którym widnieje odnowiona Balzakowa studnia z bardzo smaczną wodą. Kiedyś w parku, co przechodzi w las i zajmuje blisko 100 ha, były jeszcze szklarnia z egzotycznymi drzewami i roślinami oraz dom myśliwski. Wspomniany Adam Witold Rzewuski trzymał tam na wolności jelenie i dziki. Na polowanie wyjeżdżał w towarzyszeniu strzeleckiej drużyny, która składała się z kilku dziesiątków leśników, ubranych w specjalne mundury. Ani szklarnia, ani dom nie ocalały.
Już od kilku lat w pałacu robiony jest gruntowny remont, który przez braki kosztów tak chyba nigdy nie zostanie zakończony. Przy czym w niektórych pomieszczeniach wciąż funcjonuje technikum. W przyszłości tutaj planują stworzyć duże kulturalno artystyczne centrum. Według starych sowieckich tradycji chce się dodać – imienia Onore Balzaka.
Z Werchowni przez las idzie gruntowa droga (innej, niestety, nie ma) do skrzyżowania, na którym skręcamy w prawo, i przez Pawołocz (tam znajduje się była bóżnica – obecnie muzeum) dostajemy się Popielni, skąd przez Żowtnewe (znów zła droga) dojeżdżamy do Romanówki. Miejscowe muzeum Maksyma Rylskiego to skromne podwórze, zbudowane przez jego ojca Tadeusza. Ten, pod wpływem swojego domowego nauczyciela Włodzimierza Antonowycza został zapalonym ukrainofilem: kolegował się z Ukraińcami, rozmawiał po ukraińsku i poślubił ukraińską dziewczynę. Syn Tadeusza, poeta Maksym Rylski czasami też mieszkał tutaj ze swoją drugą żoną, również miejscową chłopką Mełaniją Czupryną, którą szybko zrobił wielkoświatową panną. Muzeum pracuje wszystkie dni oprócz poniedziałku, lecz lepiej zawczasu zadzwonić (04137) 7-12-62, bo jego pracowników rzadko można zastać na miejscu.
Miejscowi mówią, że w okolicy wsi Burty jeszcze widać wały prastarej twierdzy, zburzonej w czasach Kozaczyzny.
Jedziemy do Żowtnewego, gdzie skręcamy w prawo i dojeżdżamy asfaltem do Kornina, na początku którego bierzemy w lewo do Krzywego. Kiedyś miasteczko, a zaraz wieś, było majątkiem ziemskiego lekarza i mecenasa Józefa Jurkewicza. W folwarku, ze skrzydłem dla służących i kuchni, do niedawna mieściło się przedszkole. Ściany jego pokojów i dotychczas ozdabiają dosyć oryginalne i fachowo dokonane postacie bajkowych bohaterów. Na sufitach pozostały resztki lepniny. Niestety, parę lat temu jakiś pijak wywołał tutaj pożar. Ogień w porę ugaszono, lecz jeden z pokojów i część dachu spłonęły doszczętnie. Odtąd dom stoi pustką i szybko rujnuje się.
Kto wybudował ten dom – nie wiadomo, wiemy tylko, że rodzina Jurkiewiczów nabyła ją w drugiej połowie ХІХ stulecia. Najbardziej zauważalnym jej przedstawicielem był Józef Jurkiewicz – też Polak ukrainofil, który wchodził do koła takich samych miłośników wszystkiego, co ukraińskie, jak i Tadeusz Rylski z sąsiedniej Romanówki i Mychajło Maksymowycz. On leczył chorych na suchoty, dlatego do Krzywego stale zjeżdżali się potrzebujący. W tym i Łesia Ukrainka (chociaż w jej wypadku on niczym nie pomógł). Nieopodal od majątku Jurkiewiczów zbudowano szkołę, która działa i dotychczas (zresztą, nowa władza zamierza ją zamknąć, mimo to, że tu uczy się ponad 40 dzieci). Na dworze szkolnym w niewielkim pomieszczeniu pracuje skromne krajoznawcze muzeum, gdzie nauczycielka ukraińskiej literatury zebrała świetną ekspozycję z historii Krzywego i życie Józefa Jurkiewicza.
Od Krzywego droga idzie do Chodorkowa, w którym przed przewrotem bolszewickim stał jeden z najokazalszych w promieniu stu kilometrów pałac Radziwiłów i Świdźińskich. Dziś po nim pozostały same fundamenty, obok z którymi widnieje niewielki basen fontanny, a także okazałe zabudowania gospodarcze, należące dziś do niezbyt gościnnych właścicieli. Ocalała i główna brama majątku, w którym przezdługi okres komuny znajdował się kołchoz.
Za 6 km na południe od Chodorkowa, w Kotlarce skręcamy w prawo i mniej więcej przyzwoitą brukówką poruszamy się w kierunku Żytomierza do skręta na Jaropowyczy. Nie dojeżdżając wsi, na lewo na malowniczym półwyspie znajduje się duże grodzisko z XII st., lecz nas bardziej ciekawi budowla starej szkoły, były pałac. Nazwisko właściciela, który rządził tu przed 1917 rokiem nie do końca jest znane. W trawie chowa się jego jest okaleczony grobowy kamień z dwiema pierwszymi literami Jen… Chociaż wiadomo, że, na przykład, w 1859 roku większość wsi należała do Zygmunta Kotiużyńskiego.
Dom, po tym, jak szkołę przeniesiono do nowego pomieszczenia, wieje pustką, chociaż niektóre fragmenty wnętrz ocalały. W szczególności w bawialni na podłodze leżą prastare kafle ze wzorami morskich fal, a na suficie lepnina z geometrycznymi ornamentami. Klucze od domu znajdują się w nowej szkole.
Wróciwszy na trasę zatrzymajmy się w następnej wsi Wolica. Szukamy – odgadnijcie z jednego razu – macie, szkołę. To skromne, bez szczególnych zewnętrznych ozdób jednopiętrowy budynek środka ХІХ st., zbudowany przez braci Bronisława i Zygmunta Raciborowskich. Niestety, nie mogliśmy uzyskać dostępu do wnętrza budynku…
Dmytro Antoniuk
Leave a Reply