Rosyjska agresja na wschodzie Ukrainy, demontaż pomnika Josepha Conrada, polsko-angielskiego pisarza rodem z Berdyczowa w Wołogdzie, walka z proukraińską pozycją w stosunku do rewolucji godności i zaangażowanie w obronę wschodnich granic Europy polskich działaczy na Ukrainie to od dziś nie jest wyłącznie strefa zainteresowań trolli internetowych, wegetujących na portalach rangi krajowej w Polsce i na Ukrainie.
Okazuje się, że w przededniu tragicznej daty 11 lipca, kojarzonej przez Polaków z morderstwem rodaków na Wołyniu i we Wschodniej Małopolsce, oraz także przez Ukraińców z akcjami odwetowymi szeregu polskich działaczy podziemia niepodległościowego na ukraińskiej ludności cywilnej, poziom zainteresowania rosyjskiej agentury może obniżyć się także do rangi regionalnej.
To, że okres przed i po uchwaleniu „ustawy wołyńskiej” w polskim Sejmie jest bardzo gorący zarówno dla Ukraińców w Polsce, jak i Polaków na Ukrainie, odczuwamy nawet w prowincjalnej Winnicy na Podolu. Starannie zamaskowane boty, chowające się pod różnymi nikami, opublikowały na szeregu ukraińskich portali internetowy w działach „Pisze czytelnik” lub anonimowych blogach artykuły, przedstawiające w czarnym świetle moją działalność społeczną, akcentując w pierwszych dwóch artykułach na „antyukraińskich” wątkach w moich artykułach a w ostatnim, opublikowanym 21 czerwca na blog.korrespondent.net, także w świetle antypolskim, podając imiona i nazwiska deputowanych polskiego Sejmu i polskich dyplomatów na Ukrainie, za plecami których jakoby ja prowadzę politykę skierowaną na ich dyskredytację.
– Nie przejmuj się. To metoda stara, jak świat – machnął ręką znajomy z Prawa i Sprawiedliwości, partii, która teraz rządzi w Polsce. – Poszukajcie u siebie. To prawdopodobnie ktoś, komu wszedłeś w drogę poprzez aktywne udzielanie się na rzecz zawarcia i wznowienia współpracy międzynarodowej pomiędzy podolskimi i polskimi miastami oraz organizowaniem imprez, związanych z upamiętnieniem polsko-ukraińskiego sojuszu militarnego z 1920 roku – powiedział inny polityk z Ukrainy.
Tak czy owak, anonimowe publikacje ukazują się nadal i zapewne najwyższy czas by wyjaśnić niektóre sprawy, związane z zarzutami stawianymi przez anonimowych autorów, ukrywających swój prawdziwy IP i przedstawić mój własny punkt widzenia na sprawę polsko-ukraińskiego porozumienia i pojednania.
Ukraina i Polska cywilizacyjnie są związane od niepamiętnych czasów. Ochrzczone w różnych obrządkach narody zachowały swoje zwyczaje i tradycje oraz w sposób oczywisty dowiodły, że zasługują na własne suwerenne państwa i szacunek ze strony sąsiadów. Ukraina, jako jedyna z szeregu krajów, okupowanych częściowo przez Rosję (Mołdowa, Gruzja) kontynuuje aktywny sprzeciw wobec kremlowskiej agresji i choć osłabiona przez skorumpowany reżim Janukowicza, ale zdołała pozbierać siły i na dyplomatycznym, państwowym i społecznym poziomie jest gotowa nadal walczyć, nie zważając na „dyplomatyczną” bierność krajów Zachodu.
Polska. Kraj, który po dominacji na terenach południowo-wschodniej Europy w średniowieczu, przez 122 lata był nieobecny na mapie świata. Ale nieustannie nękany przez wschodniego zaborcę, wychował gros patriotów, którzy ginęli w szeregu powstań niepodległościowych i na zesłaniach w Syberii z różańcem w ręku.
Upadek Związku Sowieckiego. Upragniona wolność, uznanie przez Polskę, jako pierwsze państwo na świecie niepodległości Ukrainy, przyniosła odrodzenie kultury, tradycji i języka przodków. Zarówno w Polsce, jak i w kraju nad Dnieprem język rosyjski wycofano z listy przedmiotów obowiązkowych, a na liście herosów narodowych znów pojawili się powojenni bohaterowie, walczący z UB i NKWD, niesłusznie zapomniani przez komunistyczne rządy obu państw.
Rodzi się sprawiedliwe pytanie. Która „prawda historyczna” jest słuszniejsza? Czy warto zamknąć się w obrębie własnych granic i nie słyszeć głosu zdrowego rozsądku, płynącego z ust sąsiada?
Narracje polskie i ukraińskie wbrew pozorom są bardzo podobne. Polacy po głębszych dyskusjach z ukraińskimi historykami otwarcie mówią o własnych zbrodniarzach w strukturach niepodległościowych, którzy oprócz walki z komunistami i nazistami zabijali także cywilną ludność ukraińską. Stronie ukraińskiej na razie brakuje podobnego rozumienia udziału ukraińskich partyzantów w akcjach przeciwko polskiej ludności cywilnej. Przy czym mowa idzie nie o wszystkich z rzędu członkach Ukraińskiej Powstańczej Armii lecz o organizatorach i bezpośrednich wykonawcach akcji pacyfikacyjnych polskich wsi, której najgorętsza faza przypadła na 11 lipca.
Rzeczą oczywistą będzie moje potępienie zarówno ukraińskich, jak i polskich bandytów, jacy w imię idei dopuszczali się zbrodni ludobójstwa, zapominając o chrześcijańskim obowiązku wobec bliźniego.
Szukając przyczyn spodziewanego zresztą przed 11 lipca ataku trzeciej zainteresowanej strony, który nosi zarówno antypolski, tak i antyukraiński charakter, i analizując swoje artykuły w polskiej prasie sprzed 6 miesięcy, rozumiem, że celem różnych fikcyjnych „Gomeniuków” i innych botów nie jest walka ze mną, jako aktywniejszym członkiem polskiej wspólnoty na Ukrainie lecz ze wszystkim, co jest związane z polską i ukraińską niepodległością.
Z pewnością można mówić o próbach podżegania do konfliktu na tle etnicznym ze strony wrogów Polski i Ukrainy, którzy tylko czekają by narody, należące do jednego ustroju cywilizacyjnego zamiast dialogu i szeroko zakrojonej współpracy, powróciły do języka broni i nienawiści. Ukraina dąży do członkostwa w NATO i Unii Europejskiej, Polska jest czy nie najwierniejszym jej partnerem w tym dążeniu. Pytania dialogu historycznego i obecny stan poparcia dla ukraińskich reform i walki ze wschodnim agresorem na Ukrainie są traktowane przez Polskę na całkiem różnych poziomach i w dużej mierze nie nakładają się jedno na drugie.
Już jesienią o polsko-ukraińskich zgrzytach na tle Wołynia będziemy prawdopodobnie wspominali wyłącznie w perspektywie uzgodnionej pozycji obydwu stron. Ale teraz gdy wróg nie śpi, musimy czuwać i stać na baczności dobrosąsiedzkich stosunków pomiędzy naszymi państwami.
Jerzy Wójcicki, 23.06.16 r.