Kraszewski o Żytomierzu. Cz. III

Fot. pinterest.com

Po 1796 roku w Żytomierzu stanął teatr szlachecki, dalej dwie i trzy wzniosły się księgarnie, kilka drukarń otworzyły się prawic współcześnie. Nie mówię o klubie, o balach i o sklepach… z delikatesami… Na ostatku przyszły odczyty popularne… cóż chcecie więcej?

Wszystko to przepiękne, ale mówcie co chcecie, ja nie lubię lego co się robi zbyt prędko i gorączkowo. Naturą gorączek jest że zabijają lub same zabite być mogą, a trwać nie umieją. Wolę to co rośnie powoli, stopniowo, powolnie… ale, Żytomierz ma się czym tłumaczyć.

Kto jak on kilkaset lat czekał, żeby pilno potem na swoim postawić. A wreszcie miasta amerykańskie nie także jak grzyby i Żytomierz wyrastają i dobrze im z leni! Dlatego nic mu nie wróżę złego i owszem, po tych szybko położonych fundamentach, powoli będzie się krzepić i umacniać. Ale. żeśmy go wszyscy widzieli jak niespodzianie zolbrzymiał w niepojęty sposób, że ten cud stal się w oczach naszych nikt mi nie zaprzeczy. Kilka maleńkich lal starczyły za dziesiąlki, a ludność w przeciągu lego czasu prawie się podwoiła, byłoby lo szyderstwem losu, gdyby nie było raczej przeczuciem przeznaczeń i posłannictwa.

Może być bardzo że po tak szybkim wzroście nastąpi chwilka osłabienia, jak u tych młodych ludzi, którzy nagle wybiegłszy w górę bledną i skrzepią, walczą z nową formą życia, lecz polem siły rosną, dłoń się hartuje i młodzieniec staje się mężem.

Ze starego Żytomierza nie tu prawie nie zostało, bo i katedra nie tak dawno i kościół pobernardyński choć słabo stoi nic wiekowy i wszystko to stosunkowo współczesne… aż przykro, bez pamiątek… nic, kilka mogił na cmentarzach, kilka gór których nazwiska coś przypomnieć mogą i kilka wspomnień co jako rozsnute białe obłoczki ledwie się na jasnym niebie dostrzec dają.

Ależ natura! zejdźcie nad Kamionkę, którą w bryłach przed wieki tu naniesionych przejść można suchą nogą, pójdźmy nad brzegi Teterowa, ubrane w skały olbrzymie granitu, z których jedną nosi imię Czackiego… i stąd popatrzcie na najstarsze pamiątki Bożą nagromadzone dłonią.

Tu cudnie, tu dziko, tu smutno, ale tak pięknie, że artyście nie zechce się odejść, a w tym co czuć umieć i podziwiać, rodzi się jakieś uczucie, wielkie i tajemnicze, jakby wobec zagadki, którą koniecznie odgadnąć trzeba, a rozwiązać nie można.

Natura coś tu napisała tymi granitami, wodą, drzewami, wzgórzami, co człowiek odczytać sili się próżno… a wiekuisty napis go ciągnie i porywa. Z gniewu, liczności widać popsuto nieco tę okolicę, wyrąbano drzewa, połamano skały, wytrzebiono zarośla, a jeszcze ten brzeg uroczy bliznami skarży się, boli, mówi…

Pięknie jest koło Sokuli, ale dalej w tej cichej dolinie z której tam w dali patrzy miasto…

Mówiłem tylko o mieście, nie wspomniałem o mieszkańcach… a dużo mógłbym dobrego powiedzieć, lecz czyż nie posądzą o pochlebstwo? Mieszkańcy są jak samo cierpliwi, czasem postąpią porywczo, ale pewnie tylko z pragnienia dobra i poczciwego serca. Dajcie im cel tylko, natchnijcie myślą, a zobaczycie jak żywo podniosą dłonie i ochoczo porwą się do pracy. Wszystko więc prorokuje miastu wzrost i szczęśliwą dolę… a jeśli Bóg da pożyć, ujrzymy, że nie na próżno tak się spieszyło budować, tak pragnęło rozrosnąć… na przyjęcie wielkiego gościa — ducha wieku i postępu.

Słowo Polskie za: Ignacy Jan Kraszewski – Tygodnik Ilustrowany 1861, Nr 67 – 92. Tom III – ½, 9 września 2019 r.

lp

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *