Mało kto wie, że rodzice jednego z trójcy polskich wieszczów Zygmunta Krasińskiego mieszkali w niewielkim miasteczku Dunajowce na Podolu niedaleko Kamieńca Podolskiego. Autor „Nieboskiej komedii” w pewnym okresie swego życia był zakochany w urodzonej w Kuryłowcach Murowanych Delfinie Potockiej z Komarów.
Poniżej fragment korespondencji polskiego poety do pięknej Podolanki…
…Przy Tobie tylko czułem, żem jeszcze niezupełnie znikczemniał, że jeszcze zdołałbym być czymsić na ziemi za zdarzoną porą, a kiedy sam jestem, kiedy co chwila ci, którzy są ze mną nóż mi w serce wpychają przysięgam Ci, że wszelkie drgnienie życia we mnie ustaje, ot, jak wypalone drzewo leżę i gniję. Nieraz już myślałem, czy nie lepiej byłoby od razu skończyć, bo mi żadna przyszłość, prócz jednej tylko, się nie uśmiecha, a tę właśnie ludzie pomiędzy bajki policzyli. Ja wiem, ja wiem, że ona kiedyś z rzędu bajek się wyjarzmi, ona być musi, ale może wtedy już mnie nie będzie. Lecz komuż ja mówię o boleści – Tej, której życie było tylko boleścią. Tej, którą bym cieszyć powinien, a nie wspominać o sobie. (18.02.1839 r.)
Mówisz, żeśmy wiele już mówili z sobą a więcej jeszcze pozostało nam do mówienia. Mnie zdaje się, że mógłbym zarazem dni całe przy Tobie milczeć, i dni, i nocy całe przy Tobie mówić. Lecz nie uwierzysz, o ile mnie już żarty, do których zapewne przy mnogiej publiczności z Tobą przymuszony będę, nękać będą. Nie znam nikczemniejszej męki, jak koncepta gadać tam, gdzie dusza coś gwałtownego, poważnego lub tkliwego czuje, chwile anielskie ubierać szatą arlekina, parodiować siebie samego.
Gdybym wszedł do kościoła pełny myśli wzniosłych i kląkł przed ołtarzem, a tu nagle szatan przemienia mnie w małpę! – muszę skoczyć na krucyfiks i zawieszać się na ołtarzach srebrnych, w duszy nic nie mogę, rzuciła na mnie kształt, wprawiła w ruchy poliszynela. To samo się dzieje pośród ludzi w salonie. Boże, błogosław im za to! Jednak Ty wiedzieć będziesz, że pod tą maską jest coś lepszego. Kiedyż więc, kiedyż ja Twój głos usłyszę? (23.02.1839 r.)
…Stanie się w mojej duszy czasem, jakobym Cię już widzieć nigdy nie miał, wierz, żałuj mnie wtedy, bo czuję, że ostatnie dobro wyrwanym mi, zaprzeczonym przez Boga mi jest.
Nigdym nie przeczuwał, że spotkam Ciebie, a teraz już nie pojmuję, jak żyć bez nadziei widzenia Cię, bez listów Twoich; wyrwałaś mnie z największego z odrętwień. Serce już w piersiach zapomniane, suche, dobrocią swoją i współczuciem nauczyłaś, że żyje jeszcze, a gdyby teraz los miał to życie zabić, przeciąć, obrócić w nicość, gdybym Cię już nie ujrzał, o, módl się za mnie, módl się, w tej chwili tak mi gorzko, tak mi źle, o, proszę Cię, módl się za mnie. (13-24.12.1839 r.)
Słowo Polskie, 11.06.17 r.
Leave a Reply