Po wybraniu na cara Michaiła Romanowa, Polska, pod protektoratem której formalnie przebywała Rosja po pierwszej wojnie polsko-rosyjskiej, zdecydowała się na ponowny marsz w kierunku Moskwy. W 1618 roku do Polaków dołączyli się do nich zaporoscy Kozacy pod wodzą hetmana Konaszewicza-Sahajdacznego.
O rosyjską koronę w 1616 roku ubiegał się królewicz Władysław. 6 kwietnia 1616 roku młody Waza na czele wojska wyruszył na podbój Moskowii, zatrzymując się po drodze na jakiś czas na Podolu i Wołyniu, żeby zniechęcić muzułmanów do ataku na Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
W październiku tego samego roku Polacy połączyli swoje siły pod obleganym Dorohobużem z armią litewską, na czele której stał hetman Jan Chodkiewicz. Warto zaznaczyć, że wówczas połączone siły polsko-litewsko-dońskie stanowiły zaledwie 8 tysięcy żołnierzy. Po stronie Polaków walczyli także lisowczycy, których choć trudno można nazwać regularnym wojskiem, lecz Stanisław Kapliński, który nimi dowodził, nie bał się rzucać swoich żołnierzy nawet w najgorętszą i najbardziej beznadziejną bitwę.
Rosjanie stracili Dorohobuż, Wiaźmę, Kozielsk i jeszcze kilka miejscowości. Pod Kaługą polsko-litewska wyprawa utknęła wraz z nastaniem jesiennych chłodów oraz brakiem finansów dla zapłacenia żołdu wojsku. Wizyta do Sejmu po pieniądze niestety nie spełniła oczekiwań i wojsko zaczęło się buntować.
W czerwcu 1618 roku, dzięki posiłkom pod wodzą Marcina Kazanowskiego, armia polsko-litewska osiągnęła liczebność 11 tys. żołnierzy. Stanem na 1 września 1618 roku było ich już 14 tys. ludzi. Mimo to oblężenie Możajska zakończyło się niepowodzeniem. We wrześniu ponad połowa żołnierzy, nie doczekawszy się wypłaty, powróciła do Polski. Reszta zgodziła się poczekać, pod warunkiem że otrzymają pieniądze do końca października. Sytuację pogarszały także nieporozumienia pomiędzy hetmanem Chodkiewiczem a pułkownikiem Kazanowskim oraz królewiczem, który darzył większą sympatią tego drugiego.
Ostatecznie Polacy postanowili ominąć Możajsk i ruszyć na Moskwę, spodziewając się, że kiedy Rosjanie ujrzą wojsko polskie, to otworzą bramy i przystąpią do rozmów. Do tego z doniesień wywiadu wynikało, że w Moskwie część bojarów skłonna była poprzeć kandydaturę Władysława na carski tron. Jednym z nich był książę Iwan Kurakin, wojewoda tobolski, który bez ogródek objawił radość z powodu przybycia do państwa moskiewskiego armii Władysława.
16 września Władysław poprowadził wojsko w stronę Ruzy. Szło z nim około 6 tys. żołnierzy. Otrzymawszy wiadomość o zbliżaniu się nieprzyjaciela, Michał Romanow zwołał trzy dni później Sobór Ziemski, na którym obwieścił, że Władysław z Polakami, Litwinami i Niemcami idzie na stolicę, aby wziąć carski gród, zniszczyć cerkwie, klasztory i świętą religię grecką, a na jej miejsce wprowadzić „przeklętą łacińską herezję”. Oświadczenie cara znaczyło, że w obawie utraty trony ten będzie bronić Moskwy do krwi ostatniej. Romanow wezwał wszystkich, od odparcia ataku. Do Persji ruszyło poselstwo z Michałem Bariatyńskim i Iwanem Cziczerinem na czele. W zamian za propozycję sojuszu przeciw Turkom, Gruzinom, Czerkiesom i Tatarom nogajskim mieli prosić szacha o posiłki w ludziach i pieniądzach.
23 września królewicz Waza znalazł się pod Zwienigorodem. Tutaj spotkał się z posłami kozackimi – Michałem Doroszenką i Bohdanem Konszą. Posłańcy zadeklarowali chęć dołączenia się do ataku na Moskwę, i, że Kozacy zaporoscy pod wodzą hetmana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego stoją między Moskwą a Kołomną. Wiadomość wywołała radość w polskim obozie i nadzieję, że wraz z jego przybyciem natarcie nasili się. Królewicz przesłał Sahajdacznemu buławę, chorągiew i parę kotłów na znak przyjęcia w służbę Rzeczypospolitej. Rozkazał też wodzowi Zaporożców maszerować pod Tuszyno.
Sahajdaczny wyruszył z Siczy Zaporoskiej w czerwcu 1618 roku, prowadząc z sobą do 20 tys. Kozaków. Pochód kozackiego hetmana przez ziemię moskiewską był naznaczony zarówno sukcesami, jak i grabieżami i mordami na miejscowej ludności. Pierwszą ofiarą padły Liwny w ziemi siewierskiej, które zostały zdobyte 9 lipca. Stąd Sahajdaczny postanowił pójść prostą drogą na Moskwę przez ziemię riazańską. Wojska kozackie podeszły pod Jelec. Kozacy zdobyli po kilkudniowym oblężeniu miasto, ponosząc przy tym duże straty. W ręce Sahajdacznego wpadło poselstwo krymskie wracające z Moskwy z darami dla chana i posłem carskim Stiepanem Chruszczowem: miał on nakłonić władcę Krymu do najazdu na Rzeczpospolitą. Kontynuując marsz na stolicę państwa moskiewskiego, główna armia Sahajdacznego zdobyła m. in. Lebiediany, Dankow i Skopin.
Rosjanie próbowali powstrzymać Zaporożców. Car wysłał przeciw nim Dymitra Pożarskiego, podówczas już sławnego wodza, jednak po drodze z Borowska do Sierpuchowa (a więc pod samą stolicą) kniaź zachorował lub symulował chorobę. Tak czy owak, część znajdujących się pod jego komendą Dończan uciekła za Okę i wszczęła grabieże, zaś car w tej sytuacji odwołał Pożarskiego do Moskwy, a dowodzenie wojskiem powierzył Grigorijowi Wołkońskiemu, nakazując mu iść pod Kołomnę i przeszkodzić Sahajdacznemu w sforsowaniu Oki. Wołkoński też nie zdołał wykonać zadania. W dodatku w wojsku wybuchł konflikt między dworianami a Dończanami.
Sahajdaczny zatem bez większych problemów przekroczył Okę w pobliżu Kołomny, a następnie podszedł ku Moskwie i stanął pod klasztorem Dońskim. 6 października, gdy ruszył na spotkanie z Władysławem, wyszło z Moskwy kilka tysięcy wojska pod wodzą Michała Buturlina. Kronikarz pisze, że Sahajdaczny „samemu Buturlinowi osobiście wyrwał z ręki kopię i zdzielił go tak mocno po głowie otrzymaną od królewicza buławą, że ten zleciał z konia”.
8 października Sahajdaczny stanął pod Tuszynem. Choć w czasie działań pod Kaługą i w ziemi riazańskiej z szeregów ubyło ok. 1500-2000 Kozaków, którzy zginęli, dostali się do niewoli lub zdezerterowali (na służbę moskiewską przeszło 1000-1200 z nich), przybycie Zaporożców wzmocniło armię Władysława. Połączone wojska polsko-litewsko-kozackie liczyły już około 25 tys. ludzi. Były to więc znaczne siły, choć ich wartość bojową osłabiał brak ciężkiej artylerii, a także niewysokie morale żołnierzy, spowodowane zaległym żołdem, pogarszającymi się warunkami klimatycznymi i ustawicznym brakiem żywności.
Ponieważ zbliżała się zima, a Rosjanie nie kwapili się do rozmów i na wszystkie listy z propozycją rokowań odpowiadali odmownie, Chodkiewicz zdecydował przypuścić szturm na stolicę. Plan działań był prosty. Wojska Władysława miały jednocześnie podejść do dwu bram (Arbackiej i Twerskiej) Ziemnego Grodu, okalającego centralne dzielnice Moskwy, wysadzić je za pomocą petard, a następnie wedrzeć się do miasta i podłożyć ogień pod drewniane zabudowania. Komisarze radzili hetmanowi, żeby nie polegał tylko na petardach, ale kazał też sporządzić piechocie drabiny do sforsowania murów, a Kozakom zaporoskim osobliwe miejsce do szturmu naznaczył i ukazał, aby oni swych przemysłów i fortelów, któremi zamki tureckie i inne biorą, w szturmie zażywali. Sędziwy kawaler maltański Bartłomiej Nowodworski, główny saper w armii królewicza, odradzał użycia drabin, argumentując, że ich sporządzanie na pewno nie ujdzie uwagi nieprzyjaciela, przez co zostanie utracony element zaskoczenia. Ale mym zdaniem – zauważył Jerzy Ossoliński – starzec życzył sobie całą sławę, która by go była zupełna nie minęła, by był petardą sam wojsku drogę otworzył.
Szanse na sukces były niewielkie. Miejski garnizon był bardzo silny – liczył ponad 10 tys. ludzi. Poza tym Chodkiewicz nie zdołał utrzymać swych zamiarów w tajemnicy. Z polskiego obozu uciekło dwóch niemieckich minerów, którzy powiadomili nieprzyjaciela o planach. Wróg zdążył się przygotować. Ufortyfikował zagrożone bramy i obsadził je silną załogą. Obronę Bramy Arbackiej powierzono Nikicie Godunowowi z 457 żołnierzami, a Bramy Twerskiej – kniaziowi Danille Mezeckiemu i Grigorijowi Wołkońskiemu z 562 piechurami i 22 konnymi.
Szturm przeprowadzono w nocy z 10 na 11 października 1618 roku 5 tys. Kozaków zaporoskich podkradło się do ostróżka za Moskwą i wydało okrzyk bojowy; chodziło o zmylenie przeciwnika co do miejsca ataku. Następnie reszta wojska, uszykowana w dwie kolumny, ruszyła do wyznaczonych bram.
Na czele grupy, która miała zaatakować Bramę Arbacką, maszerowała piechota Bartłomieja Nowodworskiego. Jej zadaniem było wyrąbanie siekierami zagradzających dostęp do bramy ostrokołów. Za nią podążała piechota niemiecka Butlera i Begla. Ci mieli ogniem z rusznic osłaniać piechotę kawalera maltańskiego. Dalej szedł sam Nowodworski, którego poprzedzało 20 żołnierzy niosących potrzebne do wysadzenia bramy petardy. U jego boku postępowali niektórzy dworzanie Władysława, wśród nich Jakub Sobieski i Jerzy Ossoliński, ponadto 50 spieszonych towarzyszy z chorągwi husarskich Sobieskiego, Kossakowskiego i Chodkiewicza. Następnie ciągnęła piechota niemiecka Jakuba Learmonta i dragoni Seja. Pochód zamykał pułk lisowczyków Czaplińskiego z rajtarami Gadena i Sobieszczańskiego. Gdyby udało się wysadzić bramę, piechurzy Nowodworskiego, Butlera i Begla, zostawiwszy przy niej część ludzi, mieli się wdzierać na mury, a piechota Learmonta, lisowczycy, dragoni i rajtarzy – przez otwór w bramie wpaść do miasta i zdobywać ulice. Czoło drugiej grupy, której zadaniem było zaatakowanie Bramy Twerskiej, stanowiła piechota węgierska Feliksa Niewiarowskiego oraz piechota polska Przyłuskiego i kanclerza Lwa Sapiehy. Dalej szła piechota niemiecka Brena i szkocka Fullera, następnie 20 żołnierzy z petardami. Za nimi podążał starosta zatorski Marcin Leśniowolski z wybranymi towarzyszami ze swej chorągwi husarskiej i z pułku Marcina Kazanowskiego. Na końcu postępowała piechota niemiecka Wilhelma Appelmanna, a za nią 10 tys. spieszonych Zaporożców oraz chorągwie rajtarskie Klebeka, Rosena, Aderkasa, Sokołowskiego, Potemkina i Platemberga. Po wysadzeniu Bramy Twerskiej piechota węgierska, polska, niemiecka i szkocka miała opanować mury, a Kozacy zaporoscy z rajtarami – wedrzeć się do miasta.
Jak łatwo można zauważyć, do szturmu zaangażowano piechotę, dragonów, rajtarów, lisowczyków i znaczną część Zaporożców. Husaria i jazda kozacka – jako mało przydatne w mieście – nie wzięły w nim udziału. Wyprowadzono je z obozu i rozstawiono w szczerym polu, naprzeciw murów miejskich.
Gdy Polacy zbliżyli się do Bramy Arbackiej, Rosjanie przywitali ich tak gęstym ogniem, że mury wszystkie jak ogniste wojsko w polu stojące widziało. Z tego powodu idąca na czele piechota rozpierzchła się i nie wyrąbała zagradzających dostęp do bramy umocnień. Zadanie to spadło na barki Nowodworskiego. Kawaler maltański podsadził petardę pod wrota postawionego przed bramą ostróżka. Siła wybuchu rozerwała je na strzępy. Polacy wpadli do środka i po krótkiej walce wycięli załogę forteczki. Droga do bramy stanęła otworem. Nowodworski rozpoczął podsadzanie drugiej petardy, która miała zniszczyć bramę i umożliwić wtargnięcie do miasta. Nie było to łatwe, gdyż brama została podsypana ziemią i zatarasowana grubymi belkami.
W tym czasie w szeregach obrońców wybuchła panika: wielu zaczęło w popłochu uciekać z murów. Niebawem jednak przyszli im z pomocą niemieccy najemnicy z Bramy Nikitskiej, którzy zdołali opanować sytuację. Obrońcy nasilili ostrzał. Nowodworski i jego towarzysze, pozbawieni osłony piechoty, znaleźli się w ciężkim położeniu. W dodatku z niewiadomych powodów stojący w odwodzie lisowczycy pozostali bierni. W pewnym momencie kula z rusznicy przestrzeliła prawe ramię kawalera maltańskiego (w to samo miejsce został raniony w sierpniu pod Możajskiem). Polacy odstąpili od murów.
Atak na Bramę Twerską również zakończył się niepowodzeniem. Rosjanie zrobili przed nią głęboki przekop, który uniemożliwił podłożenie petardy. Na domiar złego, gdy piechota po drabinach usiłowała wejść na mury, okazało się, że są za krótkie. Straty polskie wyniosły od 30 do 50 zabitych i ponad 100 rannych. Straty moskiewskie były podobne, mieli więcej niż 30 zabitych i około 100 rannych.
Warto podkreślić, że w dużym stopniu zawinił Chodkiewicz. Plan ataku powinien być otoczony ścisłą tajemnicą. Tymczasem wszyscy w obozie, począwszy od oficerów i żołnierzy, a na zwykłych ciurach i pachołkach skończywszy, już na długo przed szturmem znali każdy jego szczegół. Wróg także poznał plan operacji i doskonale przygotował się do jego odparcia. Hetman nie dopilnował też dostatecznego rozpoznania terenu: zmierzenia wysokości murów i głębokości przekopów. Fakty te muszą zdumiewać, bowiem Chodkiewicz nie należał do naiwnych i posiadał dostatecznie doświadczenie bojowe. Inna sprawa, że hetman litewski nie miał szczęścia do Moskwy: przeprowadzając operacje wojskowe na terenie miasta lub w jego okolicach, zapominał o dostatecznym rozpoznaniu terenu i sił wroga; np. we wrześniu 1612 roku, podejmując próbę udzielenia pomocy głodującemu garnizonowi, w ostatniej chwili, kiedy wydawało się, że nikt i nic nie jest w stanie przeszkodzić mu w dotarciu na Kreml, został zaskoczony przez siły moskiewskiego pospolitego ruszenia i odparty.
Najbardziej niezadowoloną osobą w armii polsko-litewsko-kozackiej był kawaler Nowodworski. Nie dość, że nie zdołał powtórzyć wspaniałego wyczynu spod Smoleńska z roku 1611 (wówczas uczynił petardą wyłom w murze, który umożliwił zdobycie twierdzy) i okryć się chwałą zdobywcy Moskwy, to jeszcze otrzymał groźną ranę, w wyniku której stracił prawą rękę. Pełen goryczy, pisał później do księcia Krzysztofa Radziwiłła: „Ja też w tych latach swoich rękę prawą utraciłem pod murami stolicznymi, która już blisko w ręku była, bo aż w bramie już wręcz rozprawowaliśmy się, ale posiłków nie mając; zaczym nieprzyjaciel mocno nastąpił i dwór carski, bo to blisko Krymu [Kremla] było, we Horbowskiej [Arbackiej] Bramie. Za okazane męstwo otrzymał od królewicza kordelas wysadzany diamentami, wartości około 5 tys. złp”.
Michał Romanow hojnie wynagrodził obrońców Moskwy, w tym owych niemieckich minerów; pozwolił im osiedlić się w stolicy, darując okazałe dwory w mieście. Na pamiątkę zwycięstwa zbudowano kamienną cerkiew pod wezwaniem Opieki Przenajświętszej Bogurodzicy w siole Rubcowo. Cerkiew ta stała się ulubionym miejscem pielgrzymek cara.
Jedynym pozytywnym efektem nieudanego szturmu było to, że pod jego wrażeniem Rosja zgodziła się przystąpić do rozmów. Rokowania ciągnęły się z przerwami od 31 października do 11 grudnia 1618 roku W ich wyniku obie strony podpisały w wiosce Dywilino, położonej pod klasztorem Troicko-Siergijewskim, rozejm na 14 lat i 6 miesięcy. Miał on obowiązywać od 4 stycznia 1619 do 5 lipca 1633 roku Na jego mocy Rzeczpospolita odzyskała większość ziem utraconych przez Wielkie Księstwo Litewskie na rzecz Moskwy w ciągu XV i XVI wieku: Smoleńszczyznę, Czernihowszczyznę i Siewierszczyznę.
Słowo Polskie, na podstawie tekstu Andrzeja Majewskiego, 07.04.16 r.