Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Regiony » Chmielnicki » Zygmunt Krasiński na Podolu

Zygmunt Krasiński na Podolu

Dla fotomontażu został wykorzystany szkic Napoleona Ordy, przedstawiający pałac Krasińskich i kościół parafialny w Dunajowcach (1871-74)W 2012 r. Polska obchodziła 200. rocznicę urodzin Zygmunta Krasińskiego, jednego z trzech, razem z Adamem Mickiewiczem i Juliuszem Słowackim, „poetów-wieszczów” polskiego narodu. Wśród jego przodków byli żołnierze, senatorowie, biskupi, wojewody, posłowie, starostowie. Jedyna koronowana osoba rodu – to Franciszka Krasińska (1744-1796), małżonka księcia Karola, syna króla Augusta III Sasa,  czyj prawnuk Wiktor Emanuel został pierwszym królem zjednoczonych Włoch.

Ród ten pozostawił po sobie ślad nie tylko w historii Europy i Polski, lecz także i Podola. Dzięki babci poety, Antoninie Krasińskiej z Czackich, i jej synowi Wincentemu miasteczko Dunajowce na Chmielniczczyźnie pod koniec XIX w. stało się przemysłowym centrum regionu, otrzymawszy nieoficjalną nazwę „podolski Manchester”. Kilka budowli, postawionych przez Krasińskich (lub przy ich wsparciu) oraz te, którymi się opiekowali, do dnia dzisiejszego są nadal ozdobą miasta. Jest to „skromny, jednak wytworny nieduży pałac”, przedstawiony na znanym rysunku Napoleona Ordy (1873 r.), dawny klasztor kapucynów (obecnie cerkiew Narodzenia Pańskiego) oraz Dom Modlitwy (dawna kircha). Niestety, nie przetrwał okresu walki z „opium dla ludu” kościół p. w. Św. Michała, którym przez długi czas opiekowała się osobiście pani Antonina. Rozmiary i architektura tej pięknej budowli, wznoszącej się niegdyś nad miasteczkiem i okolicą, gdzie przechowywano unikatowe dzieła sztuki, są podobne do katedry w Kamieńcu-Podolskim.

Urodził się Zygmunt Krasiński 19 lutego 1812 r. w Paryżu, a dokładniej mówiąc w domu nr 10 przy na bulwarze Montmartre. Był jedynym synem Wincentego Krasińskiego i Marii Radziwiłł. Ojciec poety to generał francuski, a potem rosyjski, senator-wojewoda Królestwa Polskiego, rosyjski senator, adiutant Mikołaja I. Nawiasem mówiąc, naukę zdobywał tylko w szkole prywatnej we Lwowie, jednak osiągnął wysokie stanowisko dzięki znakomitym zdolnościom i zamiłowaniu do czytania. Matka – Maria Urszula Radziwiłł – zmarła, kiedy Zygmunt skończył 10 lat. Starając się odwrócić uwagę syna od przygnębiających myśli, generał po wszystkich uroczystościach żałobnych wyjechał razem z nim do swojej matki. 18 maja z Dunajowiec w liście do Kajetana Koźmiana pisał: „7 maja zatrzymaliśmy się tutaj, gdzie nas bardzo ciepło przyjmowano”.

Józef Rolle opisuje to wydarzenie w opowiadaniu „Babka poety”:

Dunajowiecki dwór rozkwitał, kiedy pojawiał się ukochany gość z ojcem…Jego gospodyni starała się uczynić pobyt wnuka przyjemnością, urządzała wycieczki do Muszkutyniec…
Nadszedł czas wyjazdu do Kamieńca. Oto jak Zygmunt opowiada o podróży do Starej Fortecy w jednym ze swoich późniejszych listów: „Roją się w pamięci wspomnienia o tym mieście, podzielonym wzgórzami, bez drzew, ogrodów i ten cmentarz przy okopach dawnej Rzeczypospolitej, który widziałem kiedyś, udawszy się tam jeszcze jako dziecko”…Przyszły poeta odwiedził Okopy Św. Trójcy…

Dziesięciolatek poważnie i ze wzruszeniem oglądał poszczerbione mury, bronione po raz ostatni za czasów Pułaskich, w czasie walki o idee, której zwolennikiem był pradziadek młodego podróżnika i brat tego pradziada. Musiała odbić się głęboko w pamięci miejscowość na skalistym wybrzeżu Dniestru oraz tamta ścieżka, która wężem zbiegała do koryta dawnego Tyrasu, kiedy to kilkanaście lat później potoczyła się tutaj akcja jednego z jego przepięknych poematów. To w jego „Nie-Boskiej komedii” Henryk w Okopach Świętej Trójcy broni zasad starego świata, a pokonany, miota w rozpaczy z głębi serca: „Widzę ją całą czarną, obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moją bez brzegów, bez wysep, bez końca, a pośrodku jej Bóg, jak słońce, co się wiecznie pali – wiecznie jaśnieje – a nic nie oświeca”. Z pewnością prawie można twierdzić, że wtedy w dziecięcej główce, w tym wrażliwym mózgu, w oświeconej opowieściami o przeszłości wyobraźni, zrodziła się idea poematu, jej pierwsze kształty, które z czasem się zmieniły pod wpływem świata…

W czasie pobytu u babci chłopiec zaczął poznawać historię domu Krasińskich…Starościna opinogórska wpływała na młodego i wrażliwego wnuka jak stara kronika, lepsza od niej w tym sensie, że jej opowiadania były inspirowane i ogarnięte miłością oraz uwzględniały dziecięce postrzeganie świata.

Jesienią 1825 r. Zygmunt jako trzynastolatek w towarzystwie guwernera Chlebowskiego po raz drugi udaje się na Podole. Droga do Dunajowiec prowadziła przez Włodzimierz, Poryck, Krzemieniec, Jarmolińce. O szybkim rozwoju intelektualnym chłopca świadczy również napisany wtedy Dziennik podróży, bogaty w głębokie, jak na jego wiek, rozważania.

Niektóre szczegóły kolejnego przyjazdu Z. Krasińskiego na ziemię Podolską znajdujemy we wspomnianej wyżej opowieści J. Rolle:

Kościół parafialny w Dunajowcach (druga połowa XIX w.). Zdjęcie pobrano z http://katalog.muzeum.krakow.plLatem 1828 roku szesnastoletni kawaler, student uniwersytetu, przybył do Dunajowiec razem z nierozłącznym Gaszyńskim. Uważał za obowiązek odszukać damę serca. I znalazł ją w osobie czarnowłosej pani Heleny, miłej dwudziestoletniej córki jedynej służącej w skromnym orszaku starościny, która wykonywała obowiązki kucharki. Młody student w niej się zakochał. Dogadzał jej, mówił komplementy, lecz dziewczyna stanowczo odmówiła mu, zachowując się poważnie i zgodnością”.
A inną muzę, Delfinę Potocką po raz pierwszy zobaczył Zygmunt podczas podróży na Podole w 1825 roku. O niej wspomina w liście do ojca, napisanym w tamtym czasie. Na początku potraktował Delfinę raczej niejednoznacznie, ale wkrótce ona zawładnęła zmysłami poety, stając się „ukochaną Beatrice”. Nieoczekiwane uczucia przyniosły poecie długie lata twórczego podniesienia („wszystko czuł i cały śpiewał”), i „rozproszyły czarny, piekielny, przeklęty smutek, grożący… całkowitym otępieniem i utratą wszelkich sił.

Po śmierci babci Zygmunt tylko raz był na Podolu w 1844 r,. gdy przybył tam razem z ojcem. Wikariusz kościoła dunajowieckiego ks. Erazm Wierzejski miał zaszczyt poznać go i na prośbę J. Rolle napisał i przekazał mu swoje wspomnienia o tej wizycie poety:

Pewnego wieczoru powiadomiono mnie o przybyciu gości i że ziemianin chce mnie widzieć. Generał, zmęczony podróżą, przyjął mnie sam. Prosił, abym rano odprawił Mszę żałobną w intencji jego matki…

Po mszy zaprosił mnie do siebie. W małej sali spotkałem nieznanego, szczupłego, ze smutną twarzą mężczyznę, który niespokojnie oglądał tłum ludzi na podwórku i niby rozmyślał nad tym, kiedy wszystko w końcu się skończy. Zbliżyłem się i przedstawiłem. Powiedział, że jest synem gospodarza domu i zamilkł. Kilka minut siedzieliśmy naprzeciwko siebie, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę.

– Jak to przyjęcie nuży mojego ojca, – powiedział wreszcie – Ale jest nieuniknione z powodu wysokiego stanowiska, które obejmuje pan hrabia, – odrzekłem z kolei.
Był to początek, chociaż przerwy były dość długie. Poszło szybciej, kiedy dotknęliśmy wspomnień o starościnie, kiedy zacząłem opowiadać o jej dobroci i zdolnościach administracyjnych. Słuchał uważnie, lecz udziału w rozmowie nie brał. Potem przeszliśmy do literatury, do nowych utworów, które znałem dość dobrze i które słabo były znane mieszkańcom naszego zakątka. Od Gosławskiego, Goszczyńskiego, Mickiewicza, Pola tak jakby mimowolnie przeszliśmy do „Nie-Boskiej komedii”, którą nie tak dawno właśnie przeczytałem z wielką uwagą i, powiem szczerze, byłem pod wrażeniem wykwintności formy i języka. Tego też słuchał obojętnie i ze szklistym spojrzeniem, wpatrzonym w jeden punkt, niby chodzi w ogóle nie o jego utwór.

Szczerze mówiąc, spodobało mi się takie zachowanie. Zacząłem przypuszczać, że „Nie-Boską komedię” rzeczywiście napisał Goszczyński, a nie Krasiński. Jeszcze bardziej ulegałem tej myśli, o ile prawie nie zwracał na to uwagi, wykazywał niepowagę do dzieła i zmienił temat naszej rozmowy…W szczególności, zauważyłem, że pan Zygmunt w rozmowie jest bardzo ostrożny, nieśmiały, nieufny, delikatne sprawy pomijał, a powszednie go nie interesowały…

…Przed wyjazdem Krasiński odwiedził kościół, uważnie oglądał nagrobki i medaliki, potem na chwilę wszedł do mnie. Po krótkiej rozmowie serdecznie uścisnął i, schylając się, z przejęciem cicho zapytał: „Czy dobry ksiądz czytał inne utworzy autora „Nie-Boskiej komedii”? Powiedziałem, że żadnego. Nadszedł czas pożegnania. Kilka miesięcy później przy jakiejś okazji dostałem dwie małe książeczki jego utworów, które przechowuję, jak bardzo drogie mojemu sercu.

Zygmunt Krasiński był gorliwym katolikiem, jednak wierzył w ponowne wcielenie dusz, stał na pozycjach mesjanizmu i starał się przekonać liderów Europy do uznania przekazań chrześcijańskich za podstawowe zasady prawa międzynarodowego. W tym celu osobiście zwracał się z przygotowanym memoriałem do Papieża Piusa IX i Napoleona III.

Zmarł polski wieszcz z podolskimi korzeniami w Paryżu 23 lutego 1859 r., kilka miesięcy później od ojca. Pochowano go w Opinogórze, w rodzinnym grobowcu Krasińskich.
Kilka lat temu w Dunajowcach pojawiła się ulica Krasińskich. Rada miejska na mocy swojej decyzji nr 6-17/2008 z dn. 22.04.2008 r. „w celu… przywrócenia sprawiedliwości historycznej” zmieniła nazwę byłej ulicy Lenina. Szkoda tylko, że na dawnym „pałacu Krasińskich” (obecnie część zespołu budynków rejonowego centrum kultury i sztuki) do dzisiaj nie ma tablicy pamiątkowej o pobycie tam wielkiego polskiego poety. Jak podkreślił polski pisarz Jarosław Iwaszkiewicz, drogi ukraińskiego i polskiego narodu w przebiegu historii dramatycznie się splatały, łączyła nas miłość i dzieliła nienawiść, ale nigdy nie byliśmy obojętni wobec siebie.

Piotr Danylak, bwp


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *