W roku 1941 Bronisława Burkowskiego wysłano na front, ale długo nie powojował, tak jak większość skierowanych na Białoruś żołnierzy zakończyli swoją wojaczkę już po miesiącu.
Całe zgrupowanie, w skład którego wchodziła jednostka Pana Bronisława, zostało okrążone przez wojska niemieckie i wzięte do niewoli do obozu na terenie Białorusi. Z którego po kilku miesiącach w zorganizowanej grupie jeńców przez obozy w Rzeszowie i Przemyślu został przetransportowany do Lwowa, gdzie otrzymał dokumenty i prawo na powrót do domu. Po czym postanowił zajrzeć do Sielc. Ku wielkiemu swojemu zdziwieniu zastał tam swoją rodzinę, mieszkającą w domu wujka, u którego wcześniej mieszkał. Okazało się, że dom rodziców został rozebrany z rozkazu władz radzieckich, a rodzinę wujka wywieziono do Kazachstanu. W 1943 roku Niemcy dokonali pacyfikacji całej wioski, w trakcie czego ledwie nie zginęła cała rodzina Burkowskich i sam Bronisław. Uratował ich Niemiec, widząc, że modlą się na Różańcu…
Mieszkańców całej wsi wywieżli do obozu k. Szepietówki, a część wsi spalili. W 1944 roku armia radziecka wyzwoliła te tereny od Niemców i rodzina mogła przenieść się do Sławuty. Na początku tegoż roku Bronisław wrócił do wojska i do marca miesiąca 1945 roku wojował w szeregach Wojska Polskiego. Został ranny i wkrótce zwolniony ze służby wojskowej 05.03.1945 roku
Po zakończeniu wojny, w roku 1948 Bronisław Burkowski dostał pierwszą oficjalną pracę, jako pomocnik kierownika rejonowej spółdzielni, zaopatrującą mieszkańców chlebem, a także dostał zameldowanie. W 1951 ożenił się, a na działce przydzielonej przez miasto zbudował dom.
Bronisław Burkowski nigdy nie ukrywał, że jest Polakiem i katolikiem, a także i to, że prawdziwymi Polakami i katolikami wychowuje dwujkę dzieci – Stanisława i Anatola. Jeżdził do kościoła w Połonnem i nigdy nie ukrywał się w tłumie.
Aktywnie uczestniczył we Mszy świętej i śpiewając swoim głosem zwracał na siebie uwagę wszystkich obecnych, w tym pełniących tam posługę kapłańską ks. Antoniego Chomickiego i ks. Andrzeja Gładysiewicza. Szczególnym zaufaniem darzył go najwięcej ks. A. Gładysiewicz, który uczynił go kimś w rodzaju swojego pomocnika na terenie Sławuty.
Nastanawiał go, co miał robić z grupą wiernych, tworzących podziemną wspólnotę wierzących. Tłumaczył mu, jakie święta katolickie będą przypadać w kalendarzu w najbliższym czasie, jakie modlitwy i nabożeństwa odmawiają się i tp. Uczynił go również lektorem w kościele w Połonnym, dzięki czemu doskonale znał wszystkie części Mszy świętej. W Sławucie często prowadził dla wiernych tak zwane Msze św. bez kapłana: stawiano było stół, nakryty białym obrusem, na którym umieszczony był kzryż, zapalano dwie świece. Na stół kładli ornat kapłański, oraz obok mszalik, a zgromadzeni wierni modlili się, słuchając wszystkich części Mszy św, odczytywanych przez przewodniczącego. Prowadził też katechezę, przygotowywał dzieci do sakramentów. Przy tym ks. Andrzej, oczywiście w wielkiej tajemnicy, raz na miesiąc przyjeżdżał do Sławuty, żeby odprawiać Mszę i dać mozliwość spowiedzi dla ludzi. Każdy raz był to inny dom dla takich spotkań, żeby nie wywoływać podejrzeń ze strony władz komunistycznych.
Część I
Opisy zdjęć:
1. Zdjęcie ze zbiorów Wiktorii Wiszniewskiej: kościół św Doroty w Sławucie, lata 90-te: ołtarz główny, zasypany piaskiem do tynkowania
2. Zdjęcie ze zbiorów rodzinnych Stanisława Burkowskiego: rodzina Burkoskich i ks. Jan Szańca, ówczesny proboszcz parafii św Doroty. Obok koscioła w Sławucie, 50 lat po ślubie
Wiktoria Wiszniewska
Ludmiła Waśkiewicz
Stanisław Burkowski, 1 maja 2025 r.
Leave a Reply