Obok klasztoru kapucynów w Winnicy, na lewo w Głównej ulicy, była słynna na całe Podole cukiernia Duvraisego, z kilkoma bilardami i ze składem doskonałych win zagranicznych, bo o krymskich jeszcze wówczas nie słyszano.
Tu ma się rozumieć zwykle roiło się od oficerów huzarskich i ułańskich, spędzających w cukierni wolne od służby chwile. Był też renomowany magazyn galanteryjny niejakiego Cala, który wtedy niedawno porzucił długopołą kapotę i wszystkie towary z Odessy i z zagranicy sprowadzał. Słyszałem że obecnie ten Cal wyszedł na znanego na Podolu bogacza, za moich jednak czasów uważał dla siebie za zaszczyt, być na wszelkich posługach naszych oficerów. Straszyliśmy go zwykle psem buldogiem, zwanym „Żakiem”, należącym do księcia Szachowskiego.
Cal zwykle niby to chorował z przestrachu, co naturalnie sowicie mu się odechciało. Ale też i Winnica z przeprowadzeniem kolei żelaznej, kompletnie się przekształciła ku lepszemu, przyczym jednak straciła swój dawny typowy charakter.
W 1852 roku była to sobie zwykła podolska mieścina powiatowa, ożywiana tylko długoletnią konsystencyą pułku huzarów, jako też sztabów dywizyi i brygady jazdy, i dlatego porządniej trochę zabudowana typowymi jednopiętrowymi dworkami otoczonymi ogrodami, które korzystnie wynajmowano generałom i oficerom wyższej i niższej rangi. Wówczas, służąc w wojsku, mieliśmy prawo do Kwatery bezpłatnej, zarząd miasta powinien był ją każdemu oficerowi wyznaczyć.
W innych rodzajach broni korzystano z tych prerogatyw, lecz w naszym pułku nie było to przyjętem i każdy sobie za swe własne pieniądze pomieszkanie wynajmował.
Słowo Polskie za: Wspomnienia Wołyniaka, 1897 r., 19 stycznia 2021 r.
Leave a Reply