Niedaleko od Machnówki wężem wije się odesko-koziatyńska kolej żelazna, a potem stacja tejże kolei, Holendry. Nazwa stacji pochodzi od leżącej tuż prawie holenderskiej kolonii, którą ostatnimi czasy, skutkiem usunięcia się inoplemiennych mieszkańców przed powinnością wojskową, zamieszkali Czesi.
Za Holendrami wjechaliśmy w nieobjęte okiem równiny. Wśród interesujących opowiadań pana Bonawentury, oraz przeglądu żyznych dokoła łanów jarzynnych i pszenicznych, odbywana przez nas podróż wydała mi się tak krótką, że, zaledwie zapomniał o noclegu w dawnej Tyszkiewiczów, Radziwiłłów i Potockich posiadłości, już się bryczka nasza wtoczyła na ulice Samogródka, mieściny, od Machnówki odległej o 24 wiorsty.
Lekki w rynku wypoczynek pozwolił mi najprzód rzucić przelotne spojrzenie na sporą osadę ukraińską, a potem dowiedzieć się o niej z ust wszechwiedzącego kolegi parę przydatnych mi szczegółów.
Wieś ta i miasteczko, zburzone podczas buntów kozaczyzny przez Stefana Czarneckiego, jest obecnie własnością, znanego mi osobiście z lat poprzednich, pana Rebindera, który nie tylko pięknymi murowanymi budynkami przyozdabia swoją wiejską, nad olbrzymim stawem położoną, rezydencję, ale i gospodaruje tak dzielnie, zapobiegliwie, że w ciągu kilku lat z dóbr, wartujących półtorasta tysiąca rubli, zebrał drugie tyle gotowego grosza. Do gawędki o dziedzicu wsi i jego wzorowych w niej rządach dodaliśmy jeszcze przelotny rzut oka na widniejący z dala dwór przestronny, wytworne budynki gospodarcze, park cienisty, śliczną na stawie, o malowanym dachu i ścianach, łazienkę, oraz śnieżnej białości na wzgórku wymurowany kościół parafialny, – potem wsiedliśmy do bryczki i pojechaliśmy dalej.
Za Samogródkiem spotyka się najpierw step przestronny, dalej jary, stawy, parę siół mniejszych i rozleglejszą kollokacyjną wieś Owsianiki. Tam, otoczona wieńcem drzew, oraz w półkole oblana wodą, cerkiew i przygarbiony wiekiem dwór państwa Meleniewskich, chwilowo tylko zatrzymują naszą uwagę.
Wydobywszy się z jarów wioskowych, jedziemy głuchym stepem, wśród którego spotykamy ciągnącą się ze zbożem do kolei partię czumaków, stację pocztową i Karczmy Bielawskie, a o 30 wiorst od posiadłości pana Rebindera dojeżdżamy do wsi i miasteczka Zozowa.
Majętność pańska, przed niedawnymi jeszcze laty należąca do ś. p. generała Kozłowskiego, dzisiaj do nowego, z dalszych stron przybyłego, nabywcy, Gudyma-Lewkowicza, przedstawia się smutno i opuszczono. Szkielet przestronnego dworu, resztki obywatelskich stajen i budynki gospodarskie w zaniedbaniu, świadczą jawnie tak o świetnej dóbr tych przeszłości, jak o przytłoczonej brzemieniem zmiennych losów chwili obecnej. Samo tylko miasteczko, posiadające parę schludnych zajazdów i piękny, z ozdobioną krzewami plebanią, kościół murowany, w podziemiach którego spoczywa dotąd fundator jego, generał i senator, Tadeusz Kozłowski, lepiej się jakoś na tle posępnego obrazu przedstawia.
Osada ta, położona nad rzeką Sobem i licząca dziś 2500 mieszkańców, za czasów Rzeczypospolitej należała do Lubomirskich i Grocholskich, była obronną i w wałach zburzonego zamczyska dotąd jeszcze chroni zardzewiałe kule działowe, bomby, oraz pokruszone kozackie rusznice…
Edward Chłopicki, „Stepowe szlaki”, „Kłosy”, 1880 r., t. XXXI, Nr 795, s. 206; Nr 796, s. 220-221.
Leave a Reply