Z okazji niedzieli w karczmie bohdanowskiej było i pełno, i szumno, jak w ulu. Przed karczmą, siedziało na przyzbie grono patriarchów sioła, w świtach świątecznych i w czapkach kozackich baranich.
Lampeczka biegła z rąk do rąk, roznosząc chwilowy uśmiech chwilowego wesela; a młódź pod dobrą datą, uwijała się z mołodycami i dziewkami, pod rytm wiejskich rzępicieli, ciętych porządnie, co naturalnie dodawało ich kozaczkom, szumkom, i sabadaszkom nie mało ognia i życia. Przyjemnie mi było i tęskno razem widzieć ten korowód taneczny, słyszeć okrzyki hulaszcze parobków motornych, splątane z ochoczym chichotaniem kobiecego wesela. Biedny lud! W święto wesoły tylko… czemuż nie zawsze? Wszak nie praca zachmurza jego czoło, a czyn niesprawiedliwości, który go dotyka codziennie. W święto nie dotknie go przynajmniej nahaj ekonoma, ani obelga dziedzica. Wolno mu odetchnąć po znoju, wypogodzić lica, ducha pokrzepić zamianą słowa i lampeczki. A więc powtarzam, przyjemnie mi było i tęskno razem, widzieć lud biedny szukający w zabawie pociechy i zapomnienia. Pozdrowiwszy go uprzejmie, puściliśmy się żwawo, krętą ulicą sioła, do lulinieckiego lasu.
Cudne to miejsce ten las luliniecki! Jaka tam ilość tajemniczych drożynek, zdrojów szemrzących wesoło! Jakie wspaniałe postacie drzew sędziwych, łudzące formy sklepień zielonych, bogate hafty światła na tle perłowym półcieni! A ile tam ruchu i śpiewu, i życia, i tchnień balsamicznych, i szmerów, i gwarów, i łoskotów! Tu widzisz grotę z liścia, schronienie jakiejś niewidomej Nimfy: przez jej ruchome sklepienia spływają stalaktyty światła. Ówdzie nęcą ciebie szmaragdowe barwy murawy, kraśniejącej koralową jagodą poziomki. Tam znowu tymianek czołga się w ukryciu; srebrzą się bzów wonne bisiory; skabjozy błękit jaśnieje; i białe puchy spirei chwieją się w powiewach. A nad teym wszystkim panują patriarchowie lasu, stuletnie jawory, graby odwieczne, sędziwe klony i lipy – i Anioł pamiątek płynie zamyślony, roniąc łzę hołdowną przeszłości. […]
Polana luliniecka jest to obszerna dolina, ze trzech stron opasana lasem; z czwartej, otwarta na pola, wzgórza i gaje, owiane lazurną gazą oddalenia. Cóż wyrazić w stanie malowniczość tego miejsca? Tam dumać, cierpieć, modlić się najlepiej. – Rysunek doliny wyobraża nawę olbrzymiej świątyni. – Mur lasu formuje ściany; a rząd ogromnych drzew, sterczących wysoko, w kształcie pilastrów i kolumn, dźwiga na sobie kopułę nieba promienną. – I organ lasów dopełnia złudzenia; i chóry ptaków wtórują jemu; i śpiew samotny pastuszków jednoczy się melodyjnie z ogólnym akordem Polany.
Na podstawie tekstu „Ukraina. Obrazki czasu i ludzi” Berlicza Sasa, Kłosy. 1875. t. XX. Nr 499, s. 38-40., Uporządkował Walery Franczuk, 2 marca 2019 r.
lp
Leave a Reply