29 maja 2020 r. Tego dnia w ramach naszej akcji mieliśmy bardzo niezwykły wyjazd. Pojechaliśmy wówczas nie na zachód, jak zwykłe, lecz na północ.
Naszym celem było miasto Ostrz w dzisiejszym obwodzie czernihowskim. Dlaczego udaliśmy się właśnie tam, bo Ostrz był najbardziej wysuniętym punktem na północnym wschodzie tego regionu, gdzie dotarli wojska II RP i Ukraińskiej Republiki Ludowej w maju 1920 roku. Co prawda, przebywali onie tam nie przez całe trzy dni, ale wydało się nam to ważnym i symbolicznym – powtórzyć szlak bojowy naszych bohaterów.
We wspomnieniach generała Tadeusza Kutrzeby Ostrz też jest wzmiankowany. On pisał, że w tym mieście do dowództwa polsko-ukraińskiego przyszli miejscowi ochotnicy, żądając pomóc w walkach z bolszewikami. Być może, że po wycofaniu regularnych wojsk, oni zostali partyzantami.
Próbowaliśmy z Pawłem znaleźć jakiekolwiek upamiętnienia tych wydarzeń w Ostrze, ale na marne. Muzeum krajoznawcze też wobec kwarantanny był zamknięte. Natomiast zwiedzaliśmy najstarszą cerkiew w międzyrzeczu Dniepru i Desny – tak zwaną Juriewą bożnicę, postawioną na wałach pierwszego zamku jeszcze w 1098 roku przez księcia Wołodymyra Monomacha. Do naszych czasów przetrwała tylko apsyda tej świątyni, która stoi dziś zamknięta, bo w środku zachowały się fragmenty malodiweł z XII stulecia. Klucze od niej są w muzeum krajoznawczym.
Na planszy informacyjnej przeczytaliśmy też, że w Ostrze istniał drugi zamek, postawiony po Unii Lubelskiej z polską załogą, więc dla Polaków to miasto jest wbrew pozorom ciekawe.
6 czerwca 2020 roku. Po przerwie ruszyliśmy naszym zwykłym zachodnim szlakiem. Tym razem znów zajechaliśmy do Żytomierza, gdzie na nas czekali małżeństwo Włodzimierza i Natalii Iszczuków, żeby przekazac nam – całkowicie to nas miło zaskoczyło – obraz, na którym Józef Piłsudski odbiera defiladę 3 maja 1920 roku w Żytomierzu. Dziękujemy serdecznie!
Im dalej na zachód, tym chmury na niebie stawały się groźniejsze, i przyjaciele ze Lwowa, do którego chcieliśmy dojechać, mówili, że w tym mieście szaleje prawdziwy huragan. Tym nie mniej, udawało nam się rozjechać z burzą. Postanowiliśmy jednak jechać do Lwowa przez słynne Zadwórze, gdzie ani ja, ani Paweł do tej pory jeszcze nie bywaliśmy. I znów tutaj czekała na nas niespodzianka! Na miejscowym cmentarzu znaleźliśmy mogiłę siczowych strzelców z lat 1914-1920 z nazwiskami. Być może, że one, właśnie, walczyli ramię w ramię 17 sierpnia 1920 z polskimi ochotnikami, którzy potrafili swoim życiem spowolnić natarcie wojsk Budionnego na Lwów?
Dziewczynka na przejeździe kolejowym powiedziała, że trzeba iść wzdłuż torów i samochodem tam nie da się dojechać. Cóż, wysliśmy, wzięliśmy znicze i popędziliśmy w stronę mogiły Polaków. Cały czas przy tym błyskawicy oświetlali czarne chmury i myśleliśmy, że ulewa nas nakryje akurat w jej pobliżu. Jednak po długim spacerze, dotarliśmy do miejsca pamięci z niesamowitą atmosferą. Na flagsztokach widniały flagi Polski i Ukrainy, pośrodku odnowiony kopiec z pomnikiem, po obu stronach od którego rzędy mogił bez nazwisk. Wiadomo, kto poległ w tych „polskich Termopiłach”, lecz nie wiadomo, kto pod którym krzyżem leży…
W ciszy zapaliliśmy znicze, pomodliliśmy i rzuszyliśmy z powrotem do samochodu. Aż tu, nagle, ptastwo, które zaczęło śpiewać różnymi głosami: burza odstąpiła! Trochę pod wpływem tych mistycznych wydarzeń Paweł powiedział, że tak witają nas dusze tych chłopaków. Chociaż późno, ale dojechaliśmy w końcu do Lwowa i żadna kropla na nas naprawdę z nieba nie spadła.
Dmytro Antoniuk, 22 czerwca 2020 r.
Leave a Reply