Półprawda jest gorsza niż kłamstwo

Polski Cmentarz Wojskowy w Bykowni. Autor zdjęcia: Izabella Sariusz-Skąpska Dzień 15 maja 2016 roku mijał na Ukrainie pod znakiem Dnia Pamięci Ofiar Represji Politycznych. W całym kraju pod pomnikami niewinnie zamordowanych w latach 30. ubiegłego wieku Ukraińców, Polaków, Niemców oraz przedstawicieli innych narodowości, którzy mieli nieszczęście mieszkać na terenie bolszewickiej Ukrainy w czasach Wielkiego Terroru, składano kwiaty, zapalano znicze i wygłaszano przemówienia o zbrodniach komunizmu.

Uroczystości żałobne odbywały się w tym dniu w wielu miastach – Winnicy, Lwowie, Żytomierzu i oczywiście w Kijowie, gdzie w bykowniańskim lesie zachowały się ślady jednej z największych zbrodni komuno-bolszewickiego reżimu – prochy ponad 100 tysięcy represjonowanych, zamordowanych strzałem w tył głowy z węzłem katyńskim na rękach.

Podczas głównych obchodów Dnia Pamięci Ofiar Represji, którym w Bykowni przewodniczył osobiście prezydent Petro Poroszenko nie zabrakło Polaków – zarówno przedstawicieli misji dyplomatycznej Rzeczypospolitej na Ukrainie, jak i miejscowych Polaków, którzy do dziś pamiętają opowiadania swoich rodziców i dziadków, jak w 1938 roku ich krewnych po nocy ładowano w „woronki” i wieziono w nieznanym kierunku.

Razem z ukraińskimi flagami na placu przed Pomnikiem Ofiar Represji i Polskim Cmentarzem Wojskowym, chowającym pod sobą szczątki ponad 3,4 tys. polskich obywateli wschodnich województw II RP, rozwinięto także polskie flagi.

Przemawiając do licznie zebranych dziennikarzy, ukraiński Prezydent odwołał się do oddania hołdu ponad „100 tysiącom Ukraińców i kilku tysiącom polskich oficerów, zamordowanych w Bykowni przez komunistów”. Podczas wymieniania tych cyfr szef państwa ukraińskiego powołał się na dane ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. W tym instytucie, który powstał na wzór polskego IPN, pracują doświadczeni historycy, którzy próbują zmienić tryb rozumowania narodu ukraińskiego drogą poprawy polityki historycznej. Lecz czy mogli historycy z UINP nie wiedzieć, że w zbiorowych „dołach śmierci” w Bykowni, Winnicy, Żytomierzu i innych miejscach leżą szczątki także dziesiątków tysięcy Polaków? Polaków, których NKWD mordowało za udział w mitycznej Polskiej Organizacji Wojskowej, uczestniczenie w polskich Mszach i modlitwę za Różańcu, za „wywiad na rzecz faszystowskiej Polski”?

Ostatnie badania archiwalne, przeprowadzone w Winnicy, pokazują, że ilość zamordowanych i pogrzebanych w miejskim parku i dwóch innych miejscach Polaków, wynosi około 30-40 proc. od ogólnej ilości zamordowanych w latach 30. Podczas Wielkiego Terroru. Czy można nazywać ich wszystkich Ukraińcami? Czy bardziej stosowny byłby wyraz „mieszkańcy bolszewickiej Ukrainy”? Jak można wytłumaczyć córce zamordowanego kijowianina, który tylko za to, że nosił  polskie imię i nazwisko, został skazany na śmierć bez prawa odwołania?

Ukraina deklaruje „jedność w różnorodności” – współistnienie przedstawicieli wszystkich narodowości, nie zależnie od wyznania, języka, którym się posługują oraz tradycji przodków. Czy osoby, piszące przemówienia ukraińskim dostojnikom wysokiego szczebla na bardzo delikatne tematy, celowo wdrażają w nie elementy „nowej” ukraińśkiej polityki historycznej, czy po prostu nie do końca rozumieją powagi sytuacji z uwzględnieniem podczas upamiętnienia także innych mieszkańców bolszewickiej Ukrainy, którzy umierali jako Polacy, Białorusini, Niemcy lub Ormianie?

Jerzy Wójcicki, Gazeta Polska Codziennie, 20.05.16 r.

Skip to content