Poezja wojenna. Kiedyś…

Kiedyś…

Z dziurą w głowie uwolnię resztki pragnień
na złamanych skrzydłach rozbiją się o bezmiar wód co unosi się już nad mymi skroniami
jak przy stworzeniu świata tak i w jego końcu
bezmiar wód co śnił się nieprzespanymi nocami
proroctwo niechciane i nieoczekiwane a jednak przyszło

pierwszy i ostatni oddech napełnia ten sam wiatr
życie jak rzeka występuje z brzegów
rozlewa się strugą krwi topiąc mieszkania niespokojnych mi snów
umierają wraz ze mną szczęśliwe że nie narodzą się już nigdy więcej

ulecą wspomnienia jak mgły co studzą łagodne piersi wzgórz o świcie
wzgórz które wciąż można pamiętać żyjąc a przecież tu chodzi o śmierć
niepamięć staje się nagrodą na miarę raju
osąd to ostatnia z chwil uświadamiania sobie bólu
ale to nic – łagodnieje z każdą kroplą uwalnianej krwi..

w obcej mi ziemi ułożę swe wątpliwe przekonania że można było inaczej
najczulsze dłonie traw wygłaszczą bruzdy policzków
zastygłą krew zeskrobią paznokciami dni co przyjdą po
dogaśnie blask niebieskich oczu w których odbija się matowo czas
rozluźni się pięść w niemocy uścisku co miała być motyla skrzydłem
anioł śmierci nadleciał ruskim dronem
i zatopił wszystko co tak bardzo kiedyś bolało…

kiedyś…

Robert Bąk dla Słowa Polskiego, 14 marca 2025 r.

Opis ilustracji: dziecięce ubrania ubrudzone krwią z jednym z mieszkań miasta Chersonia zniszczonych przez rosyjski ostrzał. Fot. Robert Bąk.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *