Ignacy Jan Paderewski urodził się w Kuryłówce na Podolu w 1860 roku. Stracił matkę kiedy miał zaledwie kilka miesięcy. Opiekunem małego Ignacego i jego starszej siostry Antoniny został ojciec – uczestnik Powstania Styczniowego, który za udział w nim odbył karę roku więzienia w Kijowie, a potem zarabiał na życie jako administrator jednego z majątków na Podolu. Rodzice Paderewskiego zostali pochowani na cmentarzu w Żytomierzu.
Ignacy Jan Paderewski był postacią światowego formatu. Zarówno jako pianista, kompozytor i mecenas, jaki i polityk oraz działacz społeczny. To jeden z najwybitniejszych synów Podola, trwale związany z historią Polski.
Mawiano o nim, że był największym politykiem wśród muzyków i największym muzykiem wśród polityków. Wystarczy przypomnieć, że to jedyny Polak, który wystawiał swoje własne dzieło w Metropolitan Opera. Podpisywał też w imieniu naszego kraju Traktat Wersalski kończący I Wojnę Światową. Uzgadniał z Marszałkiem Piłsudskim tekst umowy polsko–ukraińskiej z 1920 r. podpisanej z Atamanem Głównym Ukraińskiej Republiki Ludowej Symonem Petlurą. Umowa ta dawała realną szansę na wolną Polskę i wolną Ukrainę.
Obecnie z osobą Paderewskiego jest związanych wiele inicjatyw kulturalnych na Ukrainie, w Polsce i na świecie. Po śmierci stał się więc swoistym „ambasadorem” Żytomierza, Polski i Ukrainy.
Zdawałoby się, że ktoś z takim dorobkiem bez żadnej wątpliwości zasługuje na pomnik w mieście, z którym była związana, że osoba Paderewskiego mogłaby jednoczyć Polaków i Ukraińców. Tymczasem już teraz rozlegają się głosy krytyki dotyczące budowy jego pomnika w Żytomierzu. Z miejscowych mediów można usłyszeć, że równie dobrze należałoby w mieście postawić pomnik Nelsona Mandeli czy… Patrica Lumumby, pierwszego premiera Demokratycznej Republiki Konga.
Trudno z powagą mówić o jakichkolwiek zasługach Mandeli czy Lumumby dla Żytomierza. Najwyraźniej propozycja ta została zgłoszona jako żart, próba „zaśmiania” tematu i doprowadzenia go do granic absurdu. Ale cóż, mamy przecież wolność i każdy ma prawo zgłaszać nawet najbardziej absurdalne propozycje. Skończyły się czasy kiedy o tym jakie pomniki mogą stać w Polsce i na Ukrainie decydowano w Moskwie.
Podobno historia zawsze powtarza się jako farsa. Tylko, że niestety, z racji położenia geopolitycznego i zaszłości historycznych między Polską i Ukrainą zazwyczaj mamy zamiast farsy krwawy dramat. Obecnie nasze narody i państwa stoją przed ogromną historyczną szansą wyrwania się z tego smutnego kołowrotu. Trzeba tylko odrobinę dobrej woli, dużo pracy i wyrozumiałości dla siebie nawzajem. Trzeba przestać w końcu myśleć konfrontacyjnie i zacząć budować porozumienie między ludźmi, bez niego nawet tysiące wizyt polityków na najwyższym szczeblu są nic nie warte.
W naszej wspólnej historii nietrudno doszukać się bardzo złych i tragicznych momentów. Jednak obecnie – szczególnie w obliczu integracji Ukrainy z Unią Europejską – nie istnieją już przesłanki by sądzić, że nadal stanowimy dla siebie zagrożenie. Żadne liczące się siły polityczne w Polsce i na Ukrainie nie mają mocarstwowych planów wobec sąsiada. To czy wyciągniemy z tej sytuacji korzyści zależy teraz prawie wyłącznie od nas samych.
Jednak łatwo jest ponownie doprowadzić do sytuacji, w której o tym czy budujemy pomnik Paderewskiego, Lumumby czy Katarzyny Wielkiej znowu będzie za nas decydował ktoś inny.
Justyn Oboładze, bwp
Leave a Reply