W całej Słowiańszczyźnie nie ma dwóch narodów, które by pod względem życia politycznego i duchowego tak ściśle zrosły się ze sobą, tak licznymi połączone były węzłami, a mimo to tak ciągle stroniły jeden od drugiego jak Polacy i Ukraińcy. Czy można te słowa Iwana Franki, wypowiedziane w 1894 roku, przenieść na grunt dzisiejszy?
Ukraińcy i Polacy mają za sobą trudne „dzieciństwo” we wzajemnych stosunkach. Buntowniczy duch ukraińskich Rusinów, dawał w kość Polakom od momentu zawarcia 420 lat temu Unii Brzeskiej. Chmielnicczyzna, Hajdamacczyzna, wojna o Lwów, pacyfikacyjne akcje władz II RP jako odpowiedź na terrorystyczne akcje organizowane przez ounowców na jej terenie… Pasmo wzajemnych aktów nienawiści ustało paradoksalnie po sztucznym „posegregowaniu” mieszkańców nadgranicznej sowiecko-sowieckiej strefy (o żadnej niepodległej Ukrainie i Polsce wówczas nawet słowa nie można wspominać) w ramach akcji deportacji, organizowanej przez Stalina rękami funkcjonariuszy UB-NKWD, żołnierzy Armii Czerwonej i Ludowego Wojska Polskiego.
Na wypalonym II wojną światową i Rzezią Wołyńską terenie, zapanował „pokój” czas od czasu nękany pojedyńczymi desperackimi akcjami AK (w szerokim pojęciu) i UPA przeciwko sowieckim organom bezpieki. W końcu, kiedy wszystkich patriotów ziemi ojczystej osadzono razem w obozach GUŁAG i wymordowano strzałem w tył głowy, obywatele Polskiej Republiki Ludowej i Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej na tyle zaangażowali się w budowanie komunizmu i pięcioletnie plany prześcigania się nawzajem rejonów z rejonami i województw z województwami, oczywiście pod pilnym okiem KGB i UB/SB, że o morderstwach na Brygidkach w 1941 roku, w Katyniu i Charkowie oraz Rzezi Wołyńskiej wspominali wyłącznie ci „szczęśliwcy”, którzy przedostali się na Zachód oraz krewni ofiar ludobójstwa w swoich cichych modlitwach.
Kwestia zbrodni wołyńskiej zaczęła wychodzić na jaw po odzyskaniu przez Polskę i Ukrainę niepodległości na przełomie lat 90. Odbywało się to jednocześnie z ujawnieniem straszliwych zbrodni, dokonanych z nakazu Kremla na Polakach i Ukraińcach, katolikach i prawosławnych, w latach sowieckiej okupacji. Tożsamość narodowa wzrastała w miarę ewolucji świadomości historycznej, nie przeszkadzając zbytnio sobie nawzajem. Rzeź Wołyńska, którą polski Instytut Pamięci Narodowej nagłośnił na szeroką skalę na początku nowego millenium, powróciła do mediów trzy lata temu, w jej 70. rocznicę. Odmienne traktowanie okoliczności i przebiegu tej okropnej fali chrześcijańsko-chrześcijańskiej nienawiści nie dało się zagasić niewyraźnymi aktami przebaczenia, deklarowanymi przez prezydentów obydwu krajów w miejscach, gdzie spoczywają szczątki cywilnych ofiar polsko-ukraińskiego konfliktu, najgorętsza faza którego przypadła na lata 1943-44. Wciąż brakowało konkretów – kto wydał rozkaz na przeprowadzenie Krwawej Niedzieli, kto konkretnie jest odpowiedzialny za Sahryń i Łasków? Poza tym nie oddano godnego szacunku i nie postawiono krzyża nad licznymi „dołami śmierci”, od których roi się Wołyń ale których nie brakuje także po stronie polskiej, gdzie leżą ciała ukraińskich kobiet i dzieci, zamordowanych przez bandy „Luksa”, „Wołyniaka” i im podobnych zbrodniarzy.
– Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary! – to hasło, często pojawiające się na prawicowych manifestacjach w Polsce, ma wymiar dwustronny. O pamięć, a przede wszystkim o modlitwę w intencji zamordowanych w okrutny nieludzki sposób kobiet, dzieci, dziadków, babć, tatusiów i mam krzyczą dusze tych, kto stracił swoje życie podczas tej Krwawej Niedzieli, modląc się w wołyńskich kościołach, jak przystało na „Dzień święty, który trzeba święcić” zgodnie z trzecim przykazaniem Bożym ale również i w akcjach odwetowych polskich partyzantów na cywilnej ludności ukraińskiej.
Zamiatanie Rzezi Wołyńskiej pod dywan w przeciągu 25 lat ukraińskiej niepodległości wylało się w 2016 roku w kolejną falę dyskusji politycznych. W Polsce a także na Ukrainie wciąż żyją ludzie, którzy, jako małe dzieci zapamiętali gehennę, którą przeżyli, obserwując jak ich bliskich mordują za pomocą prymitywnych narzędzi, jak w czasach średniowiecza. Ci, którzy wydawali rozkazy na przeprowadzanie takich akcji, nie zasługują na miejsce w panteonie bohaterów narodowych, lecz wyłącznie na potępienie. Przy czym w żadnym wypadku nie można tłumaczyć zabójstw niewinnych cywilów „etnicznymi czystkami” czy „brakiem zgody strony przeciwnej na dobrowolne opuszczenie regionu”.
Zbrodnia ludobójstwa nie podlega przedawnieniu. Złoczyńcy muszą być osądzeni przez sąd historii, obecnie żyjący Ukraińcy i Polacy muszą poznać tę gorzką prawdę o krzywdach, które spowodowali ich poprzednicy 73 lata temu. Ewangelia wg Św. Mateusza 13 , 24- 30 mówi nam o czasie, gdy nadejdzie pora i ziarna zostaną oddzielone od plew, a pszenica od chwastów… Czas przestać żyć w kłamstwie, ta pora już nadeszła, trzeba przebrnąć przez morze przelanej krwi, przebaczyć i przyjąć przebaczenie i nie dawać powodów do ponownego powrotu do jątrzenia krwawiącej rany Wołynia…
Jerzy Wójcicki, 11.07.16 r.