Manewry Anakonda-16 w Polsce z udziałem Ukrainy i Gruzji

Celem największych ćwiczeń wojskowych w Polsce od wejścia do NATO jest zgranie zdolności państw członkowskich Sojuszu do obrony jego wschodniej flanki. Razem z 31 tys. żołnierzy z 24 państw natowskich w ćwiczeniach biorą udział także jednostki z Ukrainy i Gruzji.

Przeciwko „Anakondzie” były tylko Niemcy. To właśnie one najkrytyczniej potraktowały udział przeciwnika Rosji w konflikcie na Donbasie w międzynarodowych manewrach.

Przedstawiciel niemieckiej SPD Fleckenstein był zdania, że równolegle do organizacji warto szukać możliwości odnalezienia drogi do prowadzenia z Rosją rozmów o współpracy. Jego zdaniem manewry w Polsce nie przyniosą żadnych korzyści. – Dlatego musimy sobie postawić pytanie, czy takie ćwiczenia jak „Anakonda” gdzie udział wzięli także Ukraina i Gruzji przynoszą nam w kwestii wzajemnych relacji z Moskwą więcej korzyści czy szkód? – mówił Fleckenstein.

– Biorąc pod uwagę niemieckie opinie na temat wojskowych manewrów odbywających się obecnie w Polsce, można odnieść wrażenie, że jesteśmy w zupełnie innych sojuszach militarnych. Tamtejsze media oraz duża część elit politycznych ostro krytykuje manewry „Anakonda”, twierdząc, iż jest to zupełnie niepotrzebne i w dodatku niebezpieczne drażnienie Rosjan – skrytykował postawę wielu niemieckich polityków portal niezalezna.pl.

Niemcy wprawdzie wysłały także swoich żołnierzy, ale – jak zgodnie przyznają niemieckie media – ich 400-osobowa ekipa świadczy, iż rząd Merkel nie chce zbyt mocno w to wydarzenie się angażować. Portal T-online twierdzi wprost, że z perspektywy Berlina manewry „Anakonda” są prowokacją wymierzoną w Rosję.

„Algemeine Zeitung” z Hanoweru stwierdza w swoim komentarzu, że organizator „Anakondy” czyli Polska, kraje bałtyckie oraz USA poprzez manewry wojskowe celowo wysyłają Rosji sygnał, który wkrótce zaowocuje kłopotami. – Tym bardziej, że do ćwiczeń zaproszono spoza NATO takie kraje jak Ukraina i Gruzja – pisze Hannoverische Algemeine. O ostrej moskiewskiej reakcji na manewry relacjonuje Rheinische Post, który z niepokojem dodatkowo zauważa, iż Polska w 2015 roku zwiększyła wydatki na zbrojenie o 20 procent. Hamburski „Der Spiegel”, Telewizja ARD, liczne stacje regionalne uznały, że manewry są prowokacją skierowaną w stosunku do Rosji. Hamburski tygodnik twierdzi, że do końca antyrosyjską retorykę ćwiczeń bez powodzenia próbował złagodzić szef dyplomacji Frank Walter Steinmeier. „Stuttgarter Zeitung” uznał, że organizacja ćwiczeń wcale nie jest motywowana merytoryczną koniecznością, lecz chęcią niepotrzebnego sprowokowania Rosjan.

Niemieckie radio publiczne oraz telewizja ARD wyemitowały obszerne rozmowy z rosyjskim ambasadorem w Niemczech Olgierdem Krasnitzkim, którego absurdalne komentarze na temat wojskowych manewrów odbywających się obecnie w Polsce obrażają przeciętnie rozumnego słuchacza. Krasnitzki ostro skrytykował manewry (szczególnie organizatorów), ale na uwagę o zajęciu Krymu i wojnę na wschodniej Ukrainie odpowiedział, że Rosja nie dokonała żadnej aneksji, lecz Krym sam zadecydował o swoim losie w referendum i poprosił ich o pomoc. Natomiast za sytuację na Ukrainie wschodniej rosyjski ambasador obwinił rząd w Kijowie. Rosyjski dyplomata stwierdził ponadto, że nie ma żadnej potrzeby organizowania takich manewrów jak w Polsce (niemiecki rozmówca był tego samego zdania), bowiem on gwarantuje sąsiadom nienaruszalność ich granic, gdyż Rosja „przestrzega podpisane traktaty”.

Słowo Polskie, 15.06.16 r.

Skip to content