Kościuszko i podolscy Rusini

W życiu polskich ziemian na Podolu pod koniec XVIII w. była słaba strona, drażniąca „republikańsko-amerykańskie” przekonania generała Tadeusza Kościuszki. Jeszcze niedawno odgrywał się w ziemiach ukrainnych dramat „buntów chłopów rusińskich”, które tak trwożyły ówczesnego wojewodę podolskiego Stempkowskiego, że ten nagle poczuł się w przekonaniu własnym bohaterem chwili i obrońcą zagrożonych interesów Rzeczypospolitej na kresach.

Wówczas na czele sądów wojennych stali oficerowie, wyznaczeni przez władze Rzeczypospolitej do prowadzenia śledztwa. Ten fakt oburzał Kościuszkę: „Cierpliwość już mnie nie bierze, woła, aby oficerowie indagacje czynili z osób oskarżonych o bunt i od nich [aby] zależało w areszcie trzymać lub uwalniać. Zapewne wkrótce my sami wszyscy podpadać pod ten sąd będziemy. Do grodu powinno to było należeć. W rządzie republikańskim ostrożność wielka powinna być, w jaki sposób moc i powagę dawać żołnierzom, najoszczędniej szafując, zawsze brali wprost, co nas poprawie powinny by przykłady złe na drugich”.

Generał bał się szkodliwych dla swobody obywatelskiej wpływów militaryzmu, nie przestawał być wierny zasadom wywiezionym z Ameryki, przesiąkł nimi i im hołdował. Jeden tylko komendant twierdzy kamienieckiej Orłowski pojmował należycie generała, patrzył na lud bez uprzedzenia, bez gniewu. Zgodzili się obydwa na to, że surowość potrzebna, ale nie w słowach, że karać winnych należy, „ale bez tyranii, bo środek umiarkowany najlepszy”. Dzisiaj trudno należycie zrozumieć całą szczytną piękność tych przekonań. Ogół odurzony strachem, gnieciony chorobliwą zmorą, gotów już był jąć się najsurowszych represyjnych środków — wiele więc należało mieć odwagę, aby ze zdaniem takim wystąpić, tylko Ignacy Potocki na sejmie głośno protestował przeciw szubienicom, tylko Kościuszko na miejscu nieledwie zapowiadanych buntów toż samo powtarzał.

Rozpatrzywszy się na Podolu pilnie wokoło, Kościuszko wziął sprawę Rusinów polskich do serca: „Fanatyzm pochodzący z niewiadomości — pisze do pana wojewody litewskiego — zawsze najokropniejsze zwykł wydawać skutki. Zapobiec niewiadomości długa jest droga. Trzeba wieków, aby oświecić ludzi, a trudniej u nas, gdzie ludzie oddychają niemal z woli swych panów, nie mają żadnego po sobie prawa, nawet odmienić miejsce zabroniono im, uchylić się od okrucieństwa lub uciemiężenia, pomijam od niesprawiedliwości, bo tej zawsze doznawają. Wiem, co nieludzkość odpowiedzieć może — mogą uciec. A gdzie? pytam się. Do Moskwy chyba? bo wszędzie prawo pozwala ścigać poddanego. To my zaludniać inne kraje będziemy? Zmniejszyć fanatyzm jest krótszy sposób i nie widzę jak jeden pewny i najłagodniejszy!”.

Jest powód przypuszczać, że Kościuszko jak pisał do przyjaciela, tak się też i odzywał publicznie, w kółku ziemian podolskich; w nielicznej spuściźnie, złożonej z starych papierów tej epoki, znaleźliśmy dość ciekawy szczegół, rozmowę ze szlachcicem, posiadaczem sporego ziemi kawała, nie myślącym ustąpić z przysługującego mu przywileju. Generał wspomniał o niewoli chłopskiej, o prawie przywiązującym kmiecia do gleby.

— A tak — przerwał dziedzic — dawniej chłopom wolno było przechodzić z miejsca na miejsce, aleśmy pół wieku pracowali nad tym, aby ich tej wolności pozbawić.
— Toteż trzymając kmiecia na uwięzi, winniście być pobłażliwi — rzekł Kościuszko — niewola jest wielkim dla człowieka ciężarem.
— Upadam do nóg! — zawołał już z ferworem szlachcic — oni nas wytępić myślą, a my ich mamy jeszcze głaskać za to!

Kościuszko się uśmiechnął i nie odpowiedział nic więcej…

Słowo Polskie, na podstawie tekstu Antoniego Józefa Rolle, 19.02.16 r.

Skip to content