Elektrownię w Niemirowie budowali czescy specjaliści w latach 1903-1905 według projektu petersburskiego architekta Pechera, autora wszystkich większych budowli w Niemirowie końca XIX — początku XX wieku, na długo kształcących wygląd architektoniczny miasta.
Dzieła Pechera wyznaczyli twarz miasta. Pecher jak mówili starzy mieszkańcy, projektował i budował pałac Szczerbatowej-Potockiej, wieżę w parku (nieco ociężałą, ale wyśmienicie dopracowaną w szczegółach), korpus krytego rynku, pełne wdzięku i niezwykle solidne domy mieszkalne pod dachówką na Szwajcarskiej górce i, wreszcie, — elektrownię.
Murowana z kamienia czarnego i szarego granatu na białym cemencie, czerwona marsylska dachówka, smukła barkowa wieżyczka schodów, prowadza na drugie piętro, mansardowe okna — wszystko to opiera się na wzorach zachodnioeuropejskiej architektury. Ale za czysto zewnętrznym „dekoracyjnym wyglądem” wyraźnie widnieją jasny funkcjonalnego objętościowo-przestrzennego schematu niedużej elektrowni z maszynownią i pomocniczymi pomieszczeniami.
Funkcjonalność i racjonalna prostota jak całego budynku, tak i każdego szczegółu właściwa jest wszystkim budowlom Pechera w Niemirowie.
W pamięci starych mieszkańców zachowały się imiona mistrzów, którzy zrealizowali w materiale plany utalentowanego architekty. Na budowie pałacu pracowali kamieniarze Curikow i Szafranik, stolarze Kondakow, Sawinow, Manikowski i Rużyło, artyści Płatonow i Markuszewski. Kamień-piaskowiec, z którego tak zręcznie wykonano wszystkie szczegóły budynku — kolumny, obramowania i t. p., wydobywano we wsi Bukatynka. Tam go obrabiano i zostawiano do zimy, żeby potem wołami na saniach dostarczać do Niemirowa, gdzie następowała już ostateczna obróbka i dopasowywanie na miejscu. Gdzie-indzie w parku można dostrzec niezwykłej formy ławki, wyciosane z piaskowca. Ten szczegół wystroju architektonicznego pałacu, tak i nie znalazł swego miejsca.
Bardzo sumiennie zbudowano samą elektrownię, przez przekrój poprzeczny przystawiona do bocznej ściany starego kamiennego młyna — też bardzo interesującego.
Podobny budynek, mający, co prawda, już inny wygląd z inną — ostrołukową — formą okien, widnieje pod tamą u górnego, Woronowickiego stawu. Podobne młyny spotyka się także w innych wsiach i miejscach Podola.
Wysokie frontony, białe ściany pod jaskrawą dachówką, dobre proporcje… Młyny były zbudowane w różnych latach XIX stulecia w miejscu starych, drewnianych. w pobliżu „każdego miasta albo osiedla” — pisał Paweł Alepski — „koniecznie bywa duży staw, utworzony przez deszczową wodę albo płynące rzeki… Pośrodku jest na nim drewniana tama, na której leżą wiązki chrustu, ukryte przez nawóz i słomę; pod nią płyną strumienie, które kręcą młyny, tak że mieszkańcy mają razem i wodę, i rybę i mąkę. Wszystko to konieczne jest na każdym targu i małym osiedlu. Przystosowania, używane przez nich dla obrotu młynów są zdumiewające, gdyż widzieliśmy młyn, który wprowadzany był w ruch garścią wody!”.
Młyn na Woronowickim stawie — najpóźniejsza budowla z tych czasów — znajduje się w miejscu, gdzie od dawna kwitły rzemiosła, — obok manufaktur na zamku, przy przedmieściu Sztyliwki, znanej z tego, że tu kiedyś wyrabiano dzwony. Na ważne znaczenie tego miejsca w niemirowskie gospodarce dawnych lat wskazuje i budowa, gdzie teraz znajduje się łaźnia. Budynek przypomina szeregi stoisk. O tym świadczy i zachowany fragment drugiego korpusu, rozmieszczonego równolegle do pierwszego. Oba tworzyli niejaki pasaż — mocne, krępe, z energicznie rusztowanymi ryzalitami, silnie występującymi obramowaniami dużych okien, głuchą balustradą nad gzymsem. Kolumnowa loggia pomiędzy ryzalitami, widocznie, pojawiła się później, w pierwszej połowie XIX wieku — czasami mody także w Niemirowie na kolumnady. Tu jeszcze nie raz napotka przyjezdny doskonałych proporcji portyki małych prowincjonalnych willi. Niestety one też stopniowo znikają.
Z przytulnym miastem nie można rozstać się nie zapoznawszy się z jego wystającą archeologiczną osobliwością. Dla tego dokonamy pieszą przechadzkę od parku na wschód, w dół małej rzeki rzeczki Mirki, „wyzwolonej” z niemirowskich stawów do szerokiej doliny. Ścieżka prowadzi polami wzdłuż potoku, to znikającej w zaroślach trzciny, to biegnącego w głębokim rowie, „ryczy” na idących w przeciwnym kierunku kamieniach pod zwisającymi gałęziami wierzb. Za trzy kilometry rzeczka robi pętle przed rządami wysokich wałów. Z góry otwiera się majestatyczny obraz ogromnego terytorium, otoczonego przez wały – ich długość to pięć i pół kilometra, szerokość przy podstawie trzydzieści dwa metry, wysokość dziewięć metrów. Wały ogradzają pole rozmiarem 150 hektarów. Nie na próżno ludzie od dawna nazwali to uroczysko Wielkie Wały, przy czym w języku ukraińskim wyraz „wielkie” ma dwa znaczenia: wielki i duży; oba oni podchodzą do zadziwiającego miejsca. To jedno z najstarszych grodzisk na terytorium Ukrainy. Wewnątrz znajduje się jeszcze jedno umocnienie — zamczysko.
Archeolodzy znaleźli tu ślady trypolskiej kultury, osiedle wczesnoscytyjskiego okresu (VII — VI ww. do n. e.), resztki osady z glinianymi piecami, Ziemianki z podbitymi drzewem ścianami, a także gliniane naczynia, końcówki strzał i t. p. Ludność zajmowała się uprawą roli i hodowlą bydła, handlowała z Olwiją. O szerokich ekonomicznych związkach świadczy to, że na obrzeżach Niemirowa zostały znalezione sto dwadzieścia dwie rzymskie monety z II — III wieków i dwa srebrne pierścienie z wstawionymi w nie rzymskimi monetami. Coś ze znalezionego na grodzisku można zobaczyć w Niemirowskim Muzeum Krajoznawczym. W X — XI wiekach w tym miejscu istniało staroruskie osiedle — Mirów…
Słowo Polskie na podstawie tekstu Dmytra Małakowa, 12 lipca 2019 r.
Leave a Reply