28 maja w Kurierze Galicyjskim pojawił się artykuł dr. hab. Agnieszki Sawicz pod tytułem „Element przeszłości” z refleksjami na temat „zapominania przez niektórych polskich polityków a i kandydatów na prezydenta o mniejszości polskiej”. Prawdopodobnie chodzi o mniejszość polską na Ukrainie, albo postsowiecki Wschód w szerszym zakresie. Bowiem wszystkie dalsze argumentacje odnoszą się do tego, że jeden Kandydat jest niby „trochę gorszy”, bo „stawia interesy zmarłych w Rzezi Wołyńskiej Polaków ponad interesy żyjących na tych samych terenach osób polskiego pochodzenia” a że ten niby „lepszy” ma poparcie probrukselskiego Nicusora Dana z Rumunii, kiedy zaś drugi zaprasza do Rzeszowa jego prawicowego oponenta – George’a Simiona.
W tym momencie powstrzymam się z powtarzaniem cudzych słów i spróbuję popatrzeć na rolę wartości, które spowiadają obydwa kluczowi kandydaci na krzesło prezydenta Polski z perspektywy właśnie Polaków ze Wschodu, a konkretnie z Ukrainy.
Kościół, który otworzył dla nas Polskę
Będąc jeszcze małym urwisem gdzieś na ukraińsko-polskim pograniczu bez cienia zaparcia śpiewałem razem z rówieśnikami – też miejscowymi Polakami podczas polskich Mszy (bo innych nie było) i w świeżo oddanym przez komunistów kościele hymn „Boże, coś Polskę” i modliliśmy się podczas nabożeństw do „Maryi, Królowej Polski”. To było absolutnie naturalne. Wówczas, kiedy nasi rodzice pod koniec lat 80-ch spędzali noce na rusztowaniach pod sklepieniami kościołów przywracając ich do świetności i próbowali w postkomunistycznych urzędach rejestrować pierwsze polskie organizacje, wówczas nikt nie miał wątpliwości, że DROGA DO NASZEJ HISTORYCZNEJ OJCZYZNY POLSKI PROWADZI PRZEZ KOŚCIÓŁ I WIARĘ RZYMSKOKATOLICKĄ. Polscy księża i siostry zakonne otworzyły dla nas świat Bieszczad i oaz parafialnych, książki i filmy w języku polskim wówczas na kasetach VHS. Chłonęliśmy ich wymowę, która trochę różniła się od naszej lwowskiej „to si wi”.
Patrząc na obecnych Kandydatów z tej perspektywy nie mogę zgodzić się z Autorką powyższego tekstu na ograniczenie roli przyszłego Prezydenta wyłącznie do roli bezpieczeństwa i patrzenie co i kto podpisał w „deklaracji Mentzena”. Dla mnie ważne jest by przyszły Prezydent nie głosił proaborcyjncyh herezji, popierał tradycyjny model rodziny, gdzie jest Tata i Mama, co najmniej dwoje dzieci, babcie i dziadkowie, nie zamieniał „rodziny” na „związek” i nie promował za samorządowe i rządowe budżety postulaty środowisk związanych z mniejszościami seksualnymi.
Ważne jest by przyszły prezydent nie łamał istniejącego od tysiąca lat związku państwa z Kościołem rzymskokatolickim i nie dążył do likwidowania Funduszu Kościelnego.
Zatem trzeba ratować żyjących a nie tych co już umarli
Tu odniosę się do słów o słów o „trosce o żyjących jaka ma mniejsze znaczenie, niż dbałość o ekshumacje ofiar Wołynia” poprzez wizję Kandydata, kojarzonego z prawicą. Prawda jest taka, iż Polacy na Ukrainie bardzo mało wiedzą o swoich krewnych, szkolnych znajomych swoich babć i pradziadków, którzy zostali zamordowani w ramach nieludzkiej czystki etnicznej dokonanej rękami i siekierami bojówkarzy z OUN-UPA. Nie wiedzą bo w miejscowych szkołach tego nie uczą. Pomijając „niewygodny i lepiej go nie ruszać” temat Rzezi Polaków na Wołyniu powróćmy do dnia dzisiejszego. Jeżeli ten „lepszy” kandydat osiągnie sukces wyborczy to tylko mały krok będzie dzielił polskie społeczeństwo od legalizacji zabijania dzieci nienarodzonych. Martwiąc się o „żywych” zapominamy o niewinnych dzieciach w łonach matki, uśmiercanych przez lekarzy aborcjonistów w ilościach niemal że hurtowych. Tak działo się na przykład na Ukrainie w latach 90-ch i 2000-ch, kiedy corocznie zabijano w tym kraju nawet do 120(!) tys. dzieci. Czy takiej Polski życzą sobie Polacy na Ukrainie? Czy wiedzą oni, że powyższy kandydat przyczynił się do przekazania poza konkursem lokalu na klinikę aborcyjną w Warszawie przy ulicy Brackiej?
Gospodarka
Dosłownie wczoraj na ukraińskich portalach rozniosła się wiadomość, że ukraiński biznes zaczął bić na alarm odnośnie dyrektywy unijnej СBAM – podatku od emisji dwutlenku węgla na importowane produkty z przemysłu metalurgicznego, cementowego, chemicznego i innych gałęzi przemysłu do Unii Europejskiej. Według wstępnych szacunków, jej wdrożenie będzie kosztować ukraińskich producentów ponad 1 mld Euro. Pełne wdrożenie mechanizmu jest spodziewane od 1 stycznia 2026 r. Ukraiński Związek Przemysłowców i Przedsiębiorców bije na alarm i apelu do własnego rządu, aby ten zaapelował do UE o odroczenie tego transgranicznego mechanizmu. A jest on skutkiem polityki Unii Europejskiej, „Zielonego Ładu”, oraz postulatów radykalnych ekologów, spowiadających zasadę „planeta płonie”, odejście od ogrzewania węglem a nawet gazem (!) w bliskiej przyszłości oraz nałożenia na rolników ogromnych ceł za gazy cieplarniane z produkcji drobiu i innych zwierząt.
Czy Polacy na Ukrainie staną po stronie człowieka, który nie opowiada się za kontynuowaniem projektu Centralny Port Komunikacyjny, szybkim rozwojem polskiego atomu czy portów bałtyckich? A natomiast promuje wprowadzenie Euro zamiast złotego, które przyniesie szybki wzrost cen, jak to stało się w Czechach czy na Litwie? Czy takiego Prezydenta historycznej ojczyzny pragnęli by ci, którzy nie z własnej woli znaleźli się po tej „drugiej stronie granicy”?
Bezpieczeństwo
I na koniec – bezpieczeństwo. Bo to o nim w powyższym wzmiankowanym artykule było najwięcej. Czy zgodzili by się Polacy na Ukrainie, jeżeli któryś z kandydatów na prezydenta chciałby oddać wodzę obcym liderom nad kontrolą nad własnym wojskiem? Że podzieli w strategii obronnej kraj „do Dniepru” jak to było z wariantem obrony Polski „po linii Wisły”? I co najważniejsze – czyż nie w czasach środowiska politycznego, które wspiera tego „gorszego” kandydata obywatelskiego Ukraina otrzymała najwięcej czołgów, samolotów, KRABów i GROTów żeby bronić się przed rosyjskim okupantem?
Środowisko Polaków na Ukrainie jest różne. I to prawda. Ci z Zachodu są bardziej wierzący, troszkę mniej doświaczyli represji i mają jeszcze żywych rodziców i dziadków, którzy żyli w niepodległej II RP. Ci w Centralnej Ukrainie i na Wschodzie mieli znacznie mniej szczęścia i za bycie Polakami doświadczyli wywózek, mordów i jarzma „wroga narodu” już w latach 20-30 ubiegłego wieku.
Zatem czy wmawianie mi że jeden Kandydat jest „lepszy” wyłącznie przez pryzmat wizji globalistów i antyamerykańskiego lobby w Europie jest dobrym wyjściem? To zależy jakie wartości spowiada człowiek, który o tym pisze. A oddzielić ziarno od plewu w morzu probrukselskiej propagandy jest bardzo niełatwym zadaniem.
Z czym się natomiast nie można nie zgodzić z Autorką „Elementa przeszłości” to z faktem iż nadzieja Ukrainy i miejscowych Polaków jest tylko w Sojuszu Północnoatlantyckim. A nie w Unii Europejskiej. I na tym można postawić kropkę.
Leave a Reply