255 temu urodził się Józef Poniatowski

Książe Józef Poniatowski pod Lipskiem

Józef Poniatowski urodził się 7 maja 1763 r. w Wiedniu jako syn Marii Teresy Kinsky i Andrzeja Poniatowskiego, brata Stanisława, w momencie narodzin syna będącego generałem w armii cesarskiej.

Nie musiał wyjeżdżać do ojczyzny, o co zabiegał jego stryj, Stanisław August – król Polski. Nie wiemy tak naprawdę, czy przeważyły w tym względzie względy osobiste – Stanisław był formalnie jego opiekunem po śmierci ojca w 1784 r. – czy sentyment do kraju, którego właściwie nie znał, choć był w nim parokrotnie. Obie opcje są prawdopodobne. Jak wskazują jego dalsze losy, dla Józefa czymś niezwykle istotnym była zawsze osobista lojalność. On jeden nie opuścił Napoleona pod Lipskiem. Ale możliwe też, że miał do Polski wpojony przez ojca sentyment. Wiadomo, że od dziecka rozm awiał z nim po polsku i polskim posługiwał się równie doskonale jak niemieckim i francuskim.

W 1789 r. książę stawił się w Warszawie, gdzie uzyskał od stryja nominację na generała-majora armii Królestwa.

W 1790 r. wyjechał na Ukrainę, gdzie objął dowództwo trzecie dywizji bracławskiej i kijowskiej, co stanowiło mniej więcej jedną czwartą całej armii Królestwa. Szybko przystąpił do reformowania podległych sobie oddziałów, ale jego rola na Ukrainie była szersza – pod względem politycznym był tam „człowiekiem” króla, mającym temperować tamtejszą, prorosyjską opozycję magnacką.

Wszystkie te obowiązki nie powstrzymały go od przyjazdu na moment proklamowania Konstytucji 3 maja, w czym miał podobno bardzo bezpośredni udział. Gdy 19 maja 1792 r., granice Polski przekroczyła, wsparta przez targowiczan, 90-tysięczna armia rosyjska, książę Józef Poniatowski jako naczelny wódz polskiej armii na wschodzie, znalazł się na linii frontu. W zwycięstwo nie wierzył.  Polska armia, mająca zgodnie z konstytucją liczyć 100 tys. żołnierzy, w tej chwili miała ich zaledwie 40 tys., w dodatku wyjątkowo marnie przeszkolonych i jeszcze gorzej uzbrojonych.

Mimo to Polakom udało się odnieść dwa, co prawda raczej symboliczne, ale jednak sukcesy. Pierwszym była bitwa pod Zieleńcami (18 czerwca 1792), której Poniatowski osobiście prowadził atak, co więcej tak brawurowo, że poinformowany o tym król błagał go w liście o większą powściągliwość i nieryzykowanie życia. Znaczne straty wśród Rosjan (ok. 2 tys.) i stosunkowo niewielkie wśród Polaków istotnie podniosły na jakiś czas morale. Być może dzięki temu doszło później do kolejnej ważnej dla Polaków bitwy, pod Dubienką (18 lipca). I tym razem nic nie zostało wygrane, ale kilkugodzinna obrona, dowodzonej przez Tadeusza Kościuszkę dywizji przed pięciokrotnie liczniejszymi oddziałami Rosjan działała na wyobraźnię.

Kto wie, jakie byłyby perspektywy tej kampanii, gdyby 23 lipca Stanisław August Poniatowski nie przystąpił do konfederacji targowickiej. Jego bratanek skomentował to krótko, nazywając postępowanie króla „nikczemnością”.

Po zakończeniu działań wojennych książę, podobnie jak spora część jego podkomendnych, udał się na emigrację. Jakiś czas spędził w Wielkopolsce, na dworze księżnej Tekli Jabłonowskiej, następnie gościł w Dreźnie, potem w majątku swojej matki w Doxan w Czechach, wreszcie powrócił do Wiednia. Wiedział, że jako znana postać europejskich dworów i salonów będzie solą w oczach Rosjan, nie spodziewał się jednak zapewne, że uruchomią oni wszystkie kanały dyplomatyczne, by wydalić go ze stolicy Austrii. Ostatecznie osiadł w Brukseli.

Powoli ulatniała się pamięć o jego bojowych wyczynach, a coraz bardziej rzucała w oczy codzienność. Trwonienie majątku na hulanki być może by mu wybaczono – był postacią w skali europejskiej, spełniał więc m.in. rolę dzisiejszego celebryty – dostarczanie plotek należało więc w pewnym sensie do jego obowiązków.

Wszystkim trudno jednak było się pogodzić z tym, że całkowicie stracił zainteresowanie sprawami Polski. Z zaborcami co prawda nie współpracował – choć gesty w jego stronę wykonywali i Rosjanie i Sytuację tę zmieniły dopiero bitwy pod Jeną-Auerstadt. Obie rozegrane jednocześnie 14 października 1806 r. przyniosły klęskę armii pruskiej, a niedługo potem wyzwoliły Warszawę. Na okres trzynastu dni – od 14 do 27 listopada książę Józef Poniatowski był władcą niepodległej Warszawy.

Swoją władzę musiał złożyć po wkroczeniu wojsk francuskich. Z dekretu Napoleona został dyrektorem Wydziału Wojny w Komisji Rządzącej, która stałą się oficjalnym rządem tzw. Polski pruskiej. Mianowano go jednocześnie dowódcą jednej z trzech Legii, które zaczęto formować z polskich rekrutów – w pośpiechu, bo Napoleon potrzebował żołnierzy. I to pilnie. 14 czerwca 1807 r. z ich udziałem rozegrała się bitwa pod Frydlandem, która zakończyła wojnę i doprowadziła do powstania Księstwa Warszawskiego – państewka kadłubowego i zależnego, ale jednak rządzonego przez Polaków.

W 1807 r. książę miał 44 lata i stał się nagle najpoważniejszym orędownikiem sprawy polskiej na arenie międzynarodowej, a działał z taką energią, jakby za wszelką cenę chciał przywrócić dawny blask nazwisku Poniatowski – od czasu Stanisława Augusta kojarzącemu się jednoznacznie źle.

W styczniu złożył na ręce przebywającego wówczas w Warszawie Napoleona stosowny memoriał, w którym wspominał o konieczność przywrócenia państwowości Polsce na terenach zaboru rosyjskiego i pruskiego; organizował huczne bale dla francuskiej generalicji i europejskich dyplomatów… Tego ostatniego nie należy lekceważyć. Na takich właśnie balach ważyła się wówczas przyszłość narodów, częściej niż na formalnych konferencjach.

Działał również jednak Poniatowski w sprawach bardziej praktycznych. Rozpoczął budowę fortyfikacji, m.in. na Pradze, w Modlinie, Serocku i Wyszogrodzie, a także konsekwentnie rozbudowywał armię polską, która w tamtym momencie liczyła już ok. 25 tys. żołnierzy. Dzięki niemu np. armia Księstwa Warszawskiego zyskała opinię jednej z najładniej umundurowanych w Europie. W połowie 1808 r. służyło w niej już 30 tys. Polaków. Niestety, kiedy w kwietniu następnego roku granicę Księstwa Warszawskiego przekroczyły wojska austriackie, połowa tej liczby walczyła dla Napoleona w Hiszpanii.

Bitwa pod Raszynem nie zmieniła wyniku wojny, ale była jej ważnym propagandowo akcentem. Niewielkie Księstwo Warszawskie potrafiło się bronić własnymi siłami i powstrzymać armię, bądź co bądź mocarstwa, przed zajęciem stolicy. Warszawę co prawda wkrótce zdecydowano się poddać Austriakom, ale wojna trwała dalej.

Poniatowski zdecydował się na uderzenie na Galicję i zrobił to z właściwym sobie impetem. Wojska polskie zajmowały pod koniec maja kolejne miasta: Sandomierz, Zamość i Lwów, w lipcu zaś – Kraków. Ruch księcia okazał się błyskotliwy. Armia Ferdynanda zmuszona była opuścić Warszawę, a niezadługo również granice Księstwa i podjąć walkę w Galicji. 14 października wojna polsko-austriacka zakończyła zwycięstwem Polaków, a terytorium ich państwa powiększyło się o ziemie tzw. Nowej Galicji, czyli obszar trzeciego zaboru austriackiego, powiat zamojski i fragment krakowskiego. Łącznie ponad 50 tys. km².

Księstwo było niepodległe, ale szykowało się do wojny. Ponieważ starcie Napoleona z Rosją wydawało się nieuchronne, zarówno sam cesarz, jak i Poniatowski inwestowali dużo środków i sił na dozbrojenie buforowego w tej sytuacji strategicznej terenu. Jeśli w 1810 armia polska miała 50 tys. żołnierzy, to w 1812 r. liczba ta podwoiła się. Intensywnie rozbudowywano też fortyfikację i uzupełniano zapasy w magazynach wojskowych.
24 czerwca 1812 r. armia polska jako część wielkiej armii napoleońskiej wkroczyła do Rosji. Polacy zdobywali w niej Smoleńsk, brali także udział w najkrwawszej bitwie tego stulecia – pod Borodino. 14 września zaś wkroczyli z nią do Moskwy. Poniatowski był wówczas w szczytowej formie jako dowódca. Sam Napoleon wspominał, będąc już w niewoli: „Gdybym, zamiast dawać dowództwo mojego prawego skrzydła księciu Hieronimowi, mianował Poniatowskiego marszałkiem i zrobił go dowódcą całego tego skrzydła, cała wyprawa miałaby zapewne inny przebieg”. Wyprawa jednak jako całość okazała się dramatyczną klęską. 19 października rozpoczął się wielki odwrót, który zdziesiątkował cesarską armię, a w raz z nią i żołnierzy polskich.

Mimo wszelkich znamion klęski Napoleona Poniatowski zdecydował się trwać przy cesarzu. Nie był to jedynie rycerski odruch romantycznego ducha, ale też przemyślany strategicznie ruch.

W lutym 1813 r. armia księcia Józefa ruszyła na południe, by rozlokować się początkowo na Śląsku, później zaś przez Morawy i Czechy, stanąć na polu tzw. Bitwy Narodów – pod Lipskiem. To tu właśnie Napoleon zdecydował się mianować Poniatowskiego marszałkiem Francji. Następnego dnia, 19 października, marszałek Poniatowski zginął.

Francuscy saperzy zbyt wcześniej wysadzili most na Elsterze, odcinając osłaniających odwrót Napoleona Polaków od głównych sił. Mimo znacznych, uwięzionych tu sił (28 tys.) odparcie ataku pruskiego nie byłoby już możliwe.

Tak zapamiętał ten moment XIX-wieczny jeszcze historyk Szymon Askenazy: „Ruszył książę dalej pieszo w kierunku Elstery przez błotniste ogrody, już wtedy napełnione tyralierą nieprzyjacielską. Tutaj po raz czwarty odebrał kulę w bok; słaniając się, padł w objęcia paru dotrzymujących mu jeszcze kroku oficerów. Po chwili odzyskał przytomność, dosiadł z trudnością podanego mu, świeżego konia, ale chwiał się na siodle. Ociekał krwią, był już zapewne ranny śmiertelnie, śmierć miał w spojrzeniu i wyrazie; ale na ponawiane błagania towarzyszów nie odpowiadał już wcale, tylko coś z gniewnym uniesieniem mówił bez związku o Polsce i honorze. Wtem na widok nadbiegającej, nieprzyjacielskiej piechoty porwał się raptem ostatkiem sił i skoczył z koniem do Elstery. Tu ostatnią kulę odbiera w lewą pierś, przeszyty na wylot, osuwa się z konia i po krótkim pasowaniu się – znika pod wodą”.

Słowo Polskie na podstawie informacji PAP, 09.05.18 r.

lp

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *