Osiedliwszy się w twierdzy kijowskiej dla przerwania opanowującej powstańców styczniowych nudy i apatii rzucono się do zajęć.
Ponieważ wśród więźni było niemało ludzi nie tylko wykształconych, lecz i uczonych, utworzono więc szkółki dla analfabetów i tych, którzy uczyć się pragnęli: urządzano odczyty i prelekcje. Książki, które rozmaitemi drogami do nas się dostały, zebrano i urządzono z nich bibliotekę, z której chcącym czytać książki te wypożyczano. Fachowcy zajęli się pracą ręczną, wyrabiając niektóre bardzo nawet ładne pamiątkowe przedmioty: jak kwiaty z chleba, krzyże, pierścionki i brosze z kości, szkatułki z papieru, do złudzenia naśladujące wyroby drewniane, a nawet z deszczułek, z szaf i tapczanów zabranych, instrumenta muzyczne skrzypce i wiolonczele robiono. Nie poprzestając na tem, postanowiono wprowadzić jeszcze organizację, która by, zespalając ze sobą tak różnorodne żywioły, z jakich się społeczeństwo więzienne składało, braterską solidarnością je złączyła.
W tym więc celu każda kamera, stanowiąc jakby oddzielną jednostkę administracyjną, większością głosów wybrała jednego deputowanego, ci zaś, zebrawszy się w obranej na ten cel kamerze w ilości 36 deputowanych, również większością głosów, wybrali ze swojego grona Prezesa i zastępcę, dwóch więc prezesów i sekretarz obrady nad projektami organizacji rozpoczęli. Wypracowanych były dwa projekty: jeden zorganizowania się jakby w państwo konstytucyjne z usunięciem wszelkich różnic stanowych, religijnych i narodowościowych z namiestnikiem na czele, drugi utworzenia Republiki komunistycznej z prezydentem. Posiedzenia mikroskopijnego naszego parlamentu odbywały się zawsze wieczorem, gdy więzienia zamkniętem już były i były dla nas bardzo ciekawemi i pouczającymi. W uzasadnieniu i obronie bowiem tak jednego, jak i drugiego projektu występowali znakomici mówcy, z pomiędzy których wyróżniali się szczególniej, w obronie projektu pierwszego Dr. Jachimowicz, drugiego zaś student Szczawiński.
Po długich, więcej tygodnia trwających obradach znaczną większością głosów przyjętym został projekt organizacji państwowej, lecz mniejszość na to się nie zgodziła, a wydzieliwszy się w oddzielną grupę, utworzyła gminę komunistyczną, która jednakże w ciągu jednego miesiąca, przekonawszy się, że komunizm ładnie tylko w teorji wygląda, gminę swą rozwiązała i z większością się połączyła. Urzeczywistniając więc przyjętą reformę, poprawiono szkolnictwo, zwiększono ilość prelekcji i odczytów, powiększono bibliotekę i wybrano do jej prowadzenia stałego bibliotekarza, założono w każdym oddziale sklep spółkowy, do którego, sprowadzając drogą kryjomą artykuły pierwszej potrzeby i odsprzedając je więźniom, małym zyskiem, który z tego źródła osiągano, pomagano tym z naszych kolegów, którzy, nie, odbierając żadnych z domu zasiłków, niedostatek w najniezbędniejszych swych potrzebach cierpieli. Urządzono wspólne modlitwy i ćwiczenia wojskowe, uformowano orkiestrę, która, grywając na instrumentach przez więźni zrobionych z dodatkiem paru kupionych, umiejętną swą grą wielką nam rozrywkę i przyjemność sprawiała.
Utworzono sąd honorowy, który wszystkie sprawy, między więźniami wynikające, rozstrzygał, i nareszcie wybrano poczmistrza, którego zadaniem było wyszukanie dróg, któremi byśmy mogli listownie orozumiewać się z naszemi rodzinami i od nich korespondencję otrzymywać. I to tak się udało, że później każdy list nasz, co prawda bardzo małego formatu, opłacony dziesięcioma kopiejkami regularnie dochodził swojego przeznaczenia, a i my od rodzin naszych również listy otrzymywaliśmy – co wielką już było dla nas ulgą i pociechą.
Tymczasem sądy wojenne nie próżnowały i dekrety sypały się, jak z rogu obfitości. Rozstrzelano sześciu. Byli nimi: Zieliński, Krzyżanowski, Podlewski, Drużbacki, Olszański i Rakowski, a częstsze wysyłanie skazanych na Syberję również się rozpoczęło. Ta ostatnia czynność odbywała się w sposób następujący. W więzieniu wieczorem zjawiał się oficer i ze spisu odczytywał nazwiska tych, którzy wysłanymi być mieli, zalecając by się do drogi przygotowali. O godzinie 11 lub 12 w nocy do baszty wchodził oddział żołnierzy z Komendantem Twierdzy i kilku oficerami na czele, wywoływano z kamer na dziedziniec tych, którym przygotowanie do drogi było zapowiedzianem, a po obliczeniu ich i sprawdzeniu nazwisk ze spisu, otaczano eskortą i z więzienia wyprowadzano. Dlaczego czynność ta odbywała się zawsze w nocy nie wiem, gdyż nie unikano tym sposobem wcale tych burzliwych manifestacyi, które więźniowie przy wyprawianiu partyi urządzali, szykanując przy tem najwięcej tych oficerów Polaków, którzy służąc w Komendanturze, przy wysyłaniu więźniów udział przyjmowali.
Grupę naszą, składającą się z ośmiu razem nas wziętych, jakoś już w początkach 1864 r. wezwano do Komisyi wojenno-śledczej, tam dla dopełnienia formy zadano każdemu z nas po kilka pytań: skąd i przez kogo był wziętym itp., a zapowiedziawszy, że przez sąd wojenny sądzonymi będziemy, z powrotem do więzienia odesłano.
Stanisław Wacowski, opracowanie Waldemar Kruppe, 14 października 2020 r.
Leave a Reply