Zajście w Wotelówce i droga powstańców do Łysianki. Śladem powstańców styczniowych na Rusi

Osobiste rzeczy powstańców w fortecy kijowskiej. Fot. Redakcja

Kontynuujemy opowieść Stanisława Wacowskiego o losach powstańców styczniowych na Podolu, Wołyniu i Kijowszczyźnie.

Ja z ojcem mym i pp. Jarząbkowskim, Rakowskim, Piskorskim, Rozbickim i Dobrzańskim napadnięci i otoczeni przez kilkuset włościan dużej wsi Wotelówki, nie mogąc się bronić, zabrani i zamknięci przez nich zostaliśmy w leżącym w środku wsi w półzrujnowanym, budynku karczemnym.

Zamknąwszy nas i otoczywszy w koło budynek, włościanie rozpoczęli naradę co z nami zrobić mają. Wszyscy młodzi jednocześnie oświadczyli, że nie zwlekając należy nas wszystkich natychmiast wymordować, lecz starsi i poważniejsi gospodarze stanowczo oparli się temu, dowodząc, że mordować nas nie należy, gdyż nie wiadomo jeszcze co z tego dalej będzie, że mogą za to odpowiadać i że najwłaściwiej i najbezpieczniej dla nich będzie oddać nas w ręce policyi, która co z nami zrobi, to już nic ich wcale nie obchodzi.

Po długim więc i zaciętym sporze, rada starszych została przyjęta, a że już i noc zapadła, więc nazajutrz rano włościanie wyprowadziwszy nas z ciasnej, okrutnie cuchnącej komórki, w której byliśmy przez nich zamknięci, i włożywszy, dwóm nam najmłodszym – Lejtnerowi i mnie na nogi kajdany, resztę zaś powiązawszy sznurami, wsadzili na zabrane z folwarku wozy i pod liczną eskortą wysłali do miasteczka Łysianki, gdzie była kwatera Komisarza Policyi (Stanowego prystawa).

Tu przypomina mi się dość charakterystyczny epizod. Gdy nas przewożono przez dużą wieś Pohiblak i eskorta nasza w celu pokrzepienia się gorzałką zatrzymała się z nami przy leżącej nad drogą karczmie, a zebrany przy niej duży tłum miejscowych włościan, dowiedziawszy się dokąd nas wiozą i kim my jesteśmy, obrzuciwszy obelgami, groźną wobec nas przybierał postawę, wtedy z tłumu tego wystąpił poważny, z długą białą, jak mleko brodą, starzec i odezwał się w te słowa:

„Słuchajcie, gromado, wiecie o tym, że mam wyżej stu lat, czasy więc polskie pamiętam dobrze: działo to się nam daleko lepiej, jak teraz, podatków nie płaciliśmy prawie żadnych, rekrutów z nas nie brano, a i ziemi używał każdy wiele chciał, płacąc za nią lub odrabiając niewiele. Kwaterowało u nas i wojsko polskie, byli to ludzie poczciwi, krzywdy nam żadnej nie wyrządzali – przeciwnie nawet pomagali w robotach naszych polowych, zadawalając się za to najczęściej skromnym poczęstunkiem, więc gdy od nas wychodzili, żegnaliśmy ich ze łzami, jak braci rodzonych. Otóż jeśli ci, na których tak się wyzwierzacie pragną powrócić dawne polskie czasy, to nie mordować ich, a błogosławić winniście”.

Słowa starca iście magiczny wpływ na włościan wywarły, tłum się uspokoił, wiele czapek uniosło się do góry i dały się słyszeć głosy – „Niech was Bóg wyzwala, a pomagać tym, którzy i dla nas dobra pragną”. Scena ta dodatni wpływ i na naszą eskortę wywarła. Stała się ona daleko grzeczniejszą i, nie wyrządzając już nam żadnej przykrości do Łysianki dowiozła.

Część III

 

Walery Franczuk za: Stanisław August Wacowski, W półokrągłej baszcie. Wspomnienia z roku 1863 r. , 16 września 2023 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *