Polska macierz szkolna na Podolu. Cz. I

Fot. Allegro.pl

Kiedy w 1905 r. rzeźwiejsze tchnienie poruszyło umysły i serca, w całym kraju zaczęły się jawnie tworzyć z siłą od dawna powstrzymywanego żywiołu polskie narodowe związki, placówki i organizacje społeczne.

Wiadomości o ożywieniu działalności narodowej dochodziły na Podole ze wszystkich stron. Korzystając więc z licznego dorocznego zjazdu na Kontrakty w Kijowie, grono pań prosiło, by przyjechał ktoś do z Warszawy i żywym słowem powiedział, co i jak poczynają kobiety w Kongresówce.

Przyjechała najbliższa nam sercem, bo sama kresowianka, p. Eugenia Żmijewska, żeby bardzo licznie zebranym paniom opowiedzieć o początkach, celach i rozwoju stowarzyszeń kobiecych w Warszawie.

Zaraz też utworzyło się w Kijowie Koło Kobiet Polek, które rozwinęło się świetnie, objęło różne dziedziny życia społecznego i pracowało bardzo gorliwie do końca. Prezeską tego Koła została p. Gabriela ze Stankiewiczów Knollowa, żona chlubnie znanego adwokata Lucjana, której takt, umiejętność lawirowania wśród ustaw i spraw, gorące serce dla każdej sprawy społecznej a na zebraniach nieporównany humor nadawały całemu Kołu Kobiet rozpęd i siłę oraz chroniły od bardzo spod oka na nas patrzących władz rosyjskich.

Pani Janina z Krzyżanowskich Orłowska (spod Żytomierza) została przewodniczącą sekcji samokształcenia. U niej też zbierał się co dwa tygodnie cały zarząd Koła, do którego i ja miałam zaszczyt należeć jako zastępczyni p. Romualdy z Hulewiczów Chojeckiej (z Hollak w skwirskim powiecie), przewodniczącej sekcji wiejskiej. P. Julia Bilińska, z powodu podeszłego wieku mało udziału biorąca w pracy, typ dawnej matrony, mająca dzieci i wnuki rozsiane po całych Kresach wpływem swoim ogromnie się przyczyniała do rozwoju naszego Koła. Jej wnuczka, p. Maria Potocka, stworzyła Tanią Kuchnię Koła Polek trwającą do końca w Kijowie, a mającą głównie na celu dostarczenie studentom Polakom taniego i zdrowego pożywienia.

Kuchnia ta stopniowo stawała się ogniskiem życia młodzieży polskiej, w niej się omawiały różne sprawy, dnia, z niej wychodziły różne hasła okolicznościowe, w niej urządzały się herbatki wtorkowe na które schodziło się po kilkadziesiąt osób i przy robocie i herbacie z jakąś skromną krajanką gawędziło się przyjemnie i pożytecznie. Był fortepian — ktoś zagrał, ktoś zaśpiewał, ktoś opowiedział wrażenia swej podróży, ktoś swoje, ilustrujące stan kraju przygody — słyszało się i wiedziało o wszystkim, co życia polskiego dotyczyło.

Na herbatki zjawiała się z paczką przygotowanych robót, które rozdawała obecnym paniom do szycia, p. Alina ze Zwolińskich Czachórska z Podola, przewodnicząca Sekcji Miejskiej Koła, stwarzająca z niczego ochronki dzienne i stałe, szwalnie, przytułki, niewyczerpana w pracy i przedsiębiorczości. Organizowała szwaczki i urządzała im pogadanki, majówki, przedstawienia amatorskie. Kłopotała się o zdobycie środków, kokietowała policję, zarażała się różnymi chorobami. Ledwo wstała po chorobie, już szła dalej wyszukiwać po przytułkach biedotę i wszystkich przygarniała wbrew wszelkiej buchalterii.

Sekcja Wiejska utrzymywała kontakt z kolami prowincjonalnymi. Zajmowała się popieraniem spółdzielczości i przemysłu domowego na prowincji, mając zawsze jako cel główny — budzenie ducha i uświadomienia narodowego.

Sekretarką Koła Kobiet Polek była przez lat kilka p. Jadwiga z Dynowskich Bernatowiczowa, wkładając w tę pracę dużą inteligencję i powagę. Koło nasze było zalegalizowane przez władze, musiałyśmy więc lawirować, żeby spełniać swoje zadanie jak najszerzej, nie wychodząc przy tym z oficjalnie dozwolonych ram. Na zebraniach ogólnych odbywanych parę razy do roku w Ogniwie i gromadzących nieraz po pięćset Polek kresowych bywał tylko jeden mężczyzna — żandarm rosyjski.

W 1908 r. Koło Kobiet kijowskie zorganizowało tajny zjazd przedstawicielek wszystkich kół kresowych — Kijowszczyzny, Wołynia, Podola, Litwy i skupisk w Rosji. Miałyśmy więc delegatki z Wilna, Grodna. Mińska, Żytomierza, Podola, Odessy, Charkowa itd. W mieszkaniu p. Orłowskiej trzy dni po kilka godzin słuchałyśmy sprawozdań, cieszyłyśmy się, że życie tętni wszędzie, radziłyśmy jakie jeszcze dziedziny objąć. Koło kijowskie koncentrowało wówczas całe Kresy i rozszerzało coraz bardziej swoją działalność, ale zalegalizowane było tylko na Kijowszczyznę. Zaczerpnąwszy więc ducha i przykładu w Kijowie trzeba było w innych miejscach działać na własną rękę.

Podole nie miało tak wielkich miast, ale miało dużo placówek polskich skupiających inteligencję, praca szła i tutaj, ale nie zorganizowana. Okoliczności tak się złożyły, że ja, po przemieszkaniu w ciągu kilku lat w Kijowie dla nauki dzieci, po ukończeniu przez nie szło wracałam do siebie na wieś na Podolu na stałe. W sąsiedztwie naszym mieszkała p. Letta z Rudnickich Jaroszyńska, właścicielka Dzwonichy. Urodzona i wychowana w Szwecji, później w Paryżu łączyła w sobie silną wolę i rozwagę matki Szwedki oraz patriotyzm ojca-emigranta. Chciała pracować dla kraju ojca. Toteż się podjęła pracy zjednoczenia wysiłków kobiet Polek na Podolu zaś, mając już trochę praktyki nabytej w zarządzie kijowskim,     ofiarowałam p. Jaroszyńskiej swoją pomoc.

Na podstawie tekstu Wandy Świderskiej, Pamiętnik Kijowski, Londyn, 1966 r. Udostępnione przez Henryka Grocholskiego, 12 marca 2020 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *