Jesteś tutaj: Home » AKTUALNOŚCI » Różne » Warto wiedzieć » Po ekshumacjach w Katyniu międzynarodowa komisja lekarska przyjechała do Winnicy. Co tam zobaczyli? Część II

Po ekshumacjach w Katyniu międzynarodowa komisja lekarska przyjechała do Winnicy. Co tam zobaczyli? Część II

Modlitwa w intencji zamordowanych przez NKWD w Winnicy. Fot. Redakcja

Publikujemy dalszą część wspomnień tłumacza komisji lekarskiej dokumentującej zbrodnie NKWD w Winnicy w latach 1937-1938.

Groby miały głębokość od 3 do 4 metrów. Część z nich miała zwłoki na dnie, na górę zaś wrzucano różne papiery, kosze z resztkami chleba, torby, ubrania itp. W kieszeniach ubrań znajdowano także tytoń i pudełka zapałek lub pudełka bez zapałek. Przy niektórych zwłokach znaleziono krzyże i medaliki. Zdarzało się też, że na zwłokach znajdowało się kilkukrotnie więcej ubrań czy papierów niż samych zwłok w grobie.

Były też nagie zwłoki, które ciężko było rozpoznać, ale większość zwłok była ubrana.

W dniu badania zwłok przez komisję odnotowano kilka przypadków, w których kobiety rozpoznawały zwłoki jako swoich krewnych po różnych szczególnych znakach, m.in. proteza ręki lub nogi, po ranach z I wojny światowej lub z wojny w ogóle, może nawet z czasów rewolucji, czy to na tułowiu, czy na głowie. Wśród zwłok były również kobiety, ale stosunkowo ogólnej liczby zwłok było ich niewiele. Ludzie mówili pomiędzy sobą, że enkawudziści mocno znęcali się nad kobietami przed egzekucją.

Lekarze próbowali to potwierdzić przy pomocy sekcji, ale nic nie potrafili ustalić, ponieważ zwłoki były zmumifikowane, czasem zgniłe i ściśnięte w grobach pod ciężarem innych zwłok, a te, które były na górze, znajdowały się pod ciężarem ziemi, którą groby były zasypane.

Znaczącym jest również to, że zwłoki kobiet odkopywano przeważnie nagie. Może to oznaczać, że bronili się przed śmiercią lub molestowaniem. Z jakiegoś powodu bito ich po głowie kolbami karabinów. Możliwe, że nie bronili się już, a były bite, bo nie zginęli od strzałów. Takie ślady pobicia były na głowie i ramionach, a lekarze jednoznacznie stwierdzili, że ciosy zadawano kolbami karabinów.

Wśród lekarzy, którzy przeprowadzali sekcje i badania zwłok, byli także lekarze ukraińscy z Winnicy oraz przybyli skądinąd.

Z tego, co było wiadomo 7 lipca 1943 r., wynikało, że zwłoki przywożono na ulicę Pidlisną i tam chowano w ogrodzie. Zatem nie tam ich rozstrzeliwano, lecz najprawdopodobniej w innych miejscach.

Zwłoki, które przeszły przez badania lekarzy, przewożono w inne miejsce w tym samym ogrodzie i układano rzędami w głębokich grobach. Kilka grobów było już zamkniętych. W jednym dużym grobie chowano zwykle 250 zwłok. Wokół grobów było wciąż wielu ludzi, a na nich było pełno wieńców. Zwłoki grzebali miejscowi biskupi przy pomocy wielu księży i przy udziale dużej ilości ludu.

Na pogrzebach płakały przede wszystkim kobiety, mężczyźni ocierali łzy, nie wybuchali płaczem, a młodzi ludzie byli jakoś obojętni na wszystko, zwłaszcza na śmierć i pogrzeby.

Później patrzyłem na to osobno i spostrzegłem, że młodzież sowieckiego wychowania inaczej się zachowywała podczas wykopalisk i na pogrzebach, niż jak np. młodzi ludzie w Europie Środkowej, gdzie musiałem mieszkać przez długie lata, lub nawet jako młodzież w Karpatach, gdzie również spędziłem długie lata. Wyglądało na to, że w obliczu śmierci młodzi ludzie, a często nawet ludzie w średnim wieku, patrzyli na wszystko jakoś obojętnie, jako na coś koniecznego i w ogóle nie okazywali szacunku przed śmiercią. Później w rozmowach z różnymi ludźmi stwierdziłem, że odrętwienie wobec takich rzeczy jak śmierć stworzył system bolszewicki. W tym systemie śmierć czekała na człowieka każdej chwili. Wszyscy się do tego przyzwyczaili i czekali na nią na każdym kroku. Chodzili po ziemi jak po wąskim moście i przy każdej fali mogli spaść do otchłani i zginąć bez śladu. Ludzie tak się do tego przyzwyczaili, że nawet ze śmierci nie robili dla siebie nic szczególnego.

Potwierdza to również następujący fakt:

W nocy wokół wykopalisk nie było żadnej straży. Przychodzili tam różni mężczyźni i kobiety, zbierali pełne kosze lub worki odzieży zabranej z grobów, lub nawet ze zwłok i nieśli je do domu. Tam myli, suszyli, a następnie zabierali je na bazar i sprzedawali za pieniądze, albo wymieniali na inne produkty. To prawda, że na miejscu brakowało odzieży i niektórzy próbowali tym tłumaczyć te uczynki. Inni twierdzili, że robili to bezduszni spekulanci, którzy dobrze sobie radzili i mogli na tym zarobić.

Ja i kilka innych osób tłumaczyliśmy to sobie jako odrętwienie człowieka na wszystko, co w normalnym życiu i przy normalnym wychowaniu jest święte, nienaruszalne lub, jak to się mówi, tabu.

Nędza była wszędzie i przy bolszewikach, a nawet większa niż przy Niemcach, ale nie na tyle, aby w moim rozumieniu wszystkiego dopuszczać się takich świętokradztw.

Krążyły pogłoski o niemieckich więźniach, rozkopujących groby i o ukraińskiej milicji, która pilnowała porządku podczas wykopalisk, że oni działali wspólnie —
wyrywali zwłokom złote zęby i handlowali nimi na bazarze, zabierali dla siebie cenniejsze ubrania z wykopalisk i sprzedawali je na bazarze przez pośredników. To były plotki, dopóki kilku z nich nie zostało złapanych i za to pokaranych. W tym miejscu trzeba powiedzieć, że ukraińska policja składała się z różnych ludzi z całego Związku Radzieckiego, a wśród nich było niewielu świadomych Ukraińców.

Część I:

Po ekshumacjach w Katyniu międzynarodowa komisja lekarska przyjechała do Winnicy. Co tam zobaczyli?

Lidia Baranowska za: Mychajło Sełeszko, Winnica 1943, 3 lipca 2024 r.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *