W zespole wokalnym ważną rolę odgrywa pierwszy sopran. Rozmawiamy z kolejnym członkiem zespołu „Srebrne głosy” – Switłaną Iskrą, doktorem sztuki muzycznej, kierownikiem wydziału teorii i metodyki wychowania muzycznego Winnickiego Koledżu Humanistyczno-Pedagogicznego.
Switłaną, widzowie i słuchacze na koncertach „Srebrnych głosów” zwracają uwagę nie tylko na twój magiczny głos, ale postrzegają emocjonalny sposób zachowania na scenie. Czy można tego artyzmu się nauczyć, czy raczej trzeba to czuć?
Switłana Iskra: Jestem bardzo emocjonalną osobą nie tylko na scenie, ale także w życiu codziennym. Wszystko, co czuję lub przeżywam, od razu można przeczytać w moim zachowaniu – zawsze zdradza mnie wyraz twarzy. Ale największe emocje u mnie wywołuje muzyka. Czasem myślę: „Koniec, będę mądrzejszą, nie dam się, trochę spokojniej”.Ale warto usłyszeć coś imponującego i wszystkie plany padają w gruzach. Na scenie całkiem oddaję się tym emocjom, które przeżywam w piosence, bo każdy utwór to nowa historia, a jeżeli ja go wykonuję, to traktuję jako swoją osobistą historię, własny ból, własne przeżycia. Nawet na próbach, jeśli ktoś mnie obserwuje, nie mogę śpiewać formalnie, bez duszy, jestem jakby na scenie.
Kobiecy zespół – to skomplikowany organizm, ze szczególnym mikroklimatem. Czy można obejść się w nim bez konfliktów?
Nie pamiętam poważniejszych konfliktów w naszej wspólnej twórczości. Ja bym nazwała te drobne dyskusje emocjonalnymi wybuchami (śmieje się). Siedem królowych (w zespole „Srebrne głosy” śpiewa siedem uczestniczek) – każda z nich niepowtarzalna, każda ma swój charakter. Zwłaszcza, gdy podróżujemy: zmęczenie, złe samopoczucie, tęsknota za rodziną… to wszystko wpływa na stan emocjonalny każdego. Ale z drugiej strony, zawsze rozumiemy, że nie jesteśmy gotowe kłócić się o jakieś błahostki, dlatego nie dajemy tym „płomieniom” by się rozrastały. Tak, znamy się tyle lat, jeden drugiego jak sam siebie, czujemy, gdy trzeba się pocieszać, a kiedy – po prostu pomilczeć.
Zespół „Srebrne głosy” oraz trio „Ażur” występowały w wielu miastach i na Ukrainie, i w Polsce. Może jest jakieś szczególne miejsce na mapie waszej podróży, ze szczególnymi wspomnieniami?
Jak pierwszą miłość, najbardziej zapamiętałam pierwszą podróż naszego trio do Będzina, w niewygodnym autobusie na ostatnich siedzeniach. Irena Godna (kier. artystyczny zespołów „Srebrne Głosy” oraz trio „Ażur”) wtedy zachorowała, przez cały czas połykała pigułki na anginę. Ale w czasie tej podróży pod kamerton uczyłyśmy się naszego programu. Później poznałyśmy Śląsk, uczestniczyłyśmy w procesji w Krakowie na święto Trzech Króli, zwiedzałyśmy kopalnie-muzeum, a nawet mieszkałyśmy w siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Zaśpiewałyśmy wówczas wspaniały koncert na ich scenie oraz na Festiwalu Kolęd i Pastorałek im. ks. Kazimierza Szwarlika i zwyciężyłyśmy, zdobywając pierwsze miejsce.
Nie sposób o tym zapomnieć. Kiedy przed wyjściem na scenę na Koncercie Galowym organizatorzy poinformowali nas, że po występie trzeba zatrzymać się na chwilę, bo nam będą wręczać dyplom I stopnia, długo nie mogłyśmy w to uwierzyć. W następnym roku znów wróciłyśmy do Będzina z zespołem i znów nasz występ zakończył się zwycięstwem! Jedna z zaprzyjaźnionych polskich rodzin zrobiła nam niesamowity prezent – zwiedzanie Jasnej Góry. Pamiętam te dziesięć metrów na kolanach wokół Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej z modlitwą, gdy kolana strasznie bolą, a dusza śpiewa…
Zespół „Srebrne głosy” działa przy „Związku Polaków Winniczyzny”.
Nazar Godny, 25.05.17 r.
Leave a Reply