Jego ogrodzenie kamienne ma kształt krzyża, pośrodku olbrzymi sarkofag, opatrzony tablicą, na której wypisane wszystkie zasługi małżonki hr. Reduksa, z Ruffów Marchockich, pogrzebanej tu w 1810 r.; i jego popioły tutaj spoczęły i kilku jeszcze członków rodziny; ostatni mają napisy pamiątkowe, a właściciel tego niegdyś ustronia nie posiada go wcale – utrzymują, że milczenie to zawarował sobie przed zgonem.
Sarkofag popękany, przez szczeliny wyglądały kości ludzkie; mój przewodnik, kmieć miejscowy, pilnie je wsunął do wnętrza grobowca i otwór szczelnie zakrył kamieniem.
– Dla czego to robisz ? – spytałem.
– Bo mój ojciec mówił, że to był pan sprawiedliwy, kochał chłopów, jak własne dzieci, więc się nie godzi, by się jego kości poniewierały.
I gmin umie być wdzięcznym.
Drzewa na cmentarzu rozrosły się bujnie, obok muru, na murze, między grobowcami, a balsamiczne wierzby, posadzone wkoło ogrodzenia, utworzyły prześliczny klomb, jak gdyby pragnęły odwdzięczyć się odrobiną cienia, spoczywającemu tu, lubownikowi ogrodów.
Noc już zapadła, zmierzch mgłą nieprzejrzystą zasnuwał kotlinę, wracać wypadało na górę, gdzie, obok ruin wspaniałych, dzisiejszy właściciel skromną siedzibę zbudował. Czasem i kamienie mają dobrą dolę. Gdyby tu siadł przemysłowiec, niechybnie by kasztel poszedł na gorzelnię, materiał bowiem nadaje się do zabudowań fabrycznych. Na szczęście, kawałek tej ziemi dostał się hrabiemu Władysławowi ze Żmigroda Stadnickiemu, a w jakim stanie się dostał, w takim jest do chwili obecnej. Właściciel stanął na straży tych fantastycznych pamiątek – sam osiadł w niewielkim szwajcarskim domku, płaszczyzny na park rozległy zamienił, szosą połączył zabudowania dworskie i gospodarskie. I ta nowa siedziba, i te mchem porosłe ruiny, w wielkiej z sobą zostają harmonii. A w siedzibie owej ciekawości nie mało: pomijam zabytki z przeszłości, przechowywane tutaj z poczczenia godną pieczołowitością, jak srebra rodzinne, bronzy, opony kosztowne, resztki namiotów, sięgających Odsieczy Wiedeńskiej; pomijam kilka płócien, wcale udatnych, Suchodolskiego, i galerię portretów familijnych.
Stadniccy śmiało szczycić się mogą swoim niezbrukanym sztandarem, a w poczcie senatorów, zawieszonych na ścianach, w ogromnej, na ten cel przeznaczonej izbie, znajdują się i kapłani, i ów skromny posiadacz ziemski, żyjący na schyłku zeszłego wieku, jedyny u nas, który wraz z kasztelanem Morskim nie uczynił akcesu do Targowicy: jedni stawali pod jej sztandarem niby z przekonania, inni z obawy, jeszcze inni zapatrzeni na króla, a byli i tacy, którzy zapisali się na jej regestrze, kierując się wallenrodyzmem, by uratować choć w części piękne postanowienia Sejmu Czteroletniego; a ten skromny obywatel nie dał się skusić namowami, stał przy swoim do końca, choć mu grożono, choć mu rozszarpano majątek; – przetrwać na wyłomie samotnie, jest to rodzaj bohaterstwa, zgodzicie się na to niechybnie. Pomijam jednak to wszystko; więcej nas obchodzi biblioteka i zbiór rękopisów, przechowywanych w Ostrowie.
Pierwsza składa się ze starych druków przeważnie, a dział teologiczny możebnie tu skompletowany; pisarz, który zechce odtworzyć dzieje nowatorstwa w Rzeczypospolitej, musi zakołatać do gościnnych podwoi tutejszego dworu, taka tu mnogość traktatów poważnych i broszur polemicznej treści. Dział rękopiśmienny, równie bogaty, obejmuje dwa ubiegłe stulecia, więc lustracje, materiały dotyczące rodu, między którymi na pierwszym miejscu położyć należy dokumenty do dziejów żywota Diabła Stadnickiego, wyczerpująco przez Żegotę Paulego zebrane; raptularze i pamiętniki z burzliwej epoki Leszczyńskiego, Konfederacji Barskiej; spora wiązka sumariuszy, obejmujących szczegóły przechodów majątkowych; a co może najważniejsza, Akta kanclerskie, pięknie zachowane, obejmujące epokę urzędowania Jana Szembeka (1711 – 1731) i Jana Małachowskiego (1746 – 1762); składają się one z 15 tomów in folio (Protocollon variarum transactionum St. Ministerio supremi Cancellar.); nie stanowią one wprawdzie jednego ciągu nieprzerwanego, ale poważne wyjątki; materiał cenny, nadający się do ogłoszenia drukiem in extenso. Naturalnie, że przy pobieżnym przeglądzie nie jedno opuściliśmy; pozostaje nam chyba zanieść prośbę do właściciela tych zbiorów, by katalog ich, należycie opracowany, wydać zechciał (pod tym względem mamy wzory gotowe, p. Gejsztor zrobił początek), a tego po gotowości jego do służby społeczeństwu spodziewać się mamy prawo niezaprzeczone.
Walery Franczuk na podstawie tekstu Dr. Antoniego J. (Rolle), „Po małych drogach”, „Kłosy”, 1884 r., t. XXXVIII, Nr 977, s. 191-192, 17.08.18 r.
Leave a Reply