Ponad 400 katolików protestowało w d. Płoskirowie przeciwko budowie na terenie polskiego cmentarza cerkwi prawosławnej patriarchatu moskiewskiego.
5 lutego na terenie starego cmentarza rzymskokatolickiego przy ulicy Czechowa odbyło się spotkanie zwołane przez inicjatywną grupę pod przewodnictwem Switłany Pidgajczuk, mające na celu wystosowanie wspólnego apelu miejscowych mieszkańców do władz o zakazaniu budownictwa cerkwi na kościach ich przodków.
Na spotkanie, które bardziej przypominało akcję protestacyjną, przyszło nie 30-50 osób, jak oczekiwali organizatorzy, lecz ponad 400. Ludzie byli oburzeni próbami prawosławnego batiuszki Iwana Zińkiewicza od pięciu lat rozpocząć budownictwo świątyni na terenie, który od kilku stuleci był miejscem, gdzie miejscowi Polacy chowali swoich krewnych i bliskich.
Po zebraniu się tak licznej gromady na spotkanie przybyli także przedstawiciele lokalnych władz na czele z sekretarzem miasta Chmielnicki Mychajłom Krywakiem.
– Dziwi nas wydanie pozwolenia na budownictwo przez poprzednie władze miasta, nie zważając na to, że na mapach z 1949 roku wyraźnie widać, że granice polskiego cmentarza przebiegały właśnie wzdłuż linii, gdzie prawosławny batiuszka chce budować swoją cerkiew – mówili prezes Obwodowego Związku Polaków Franciszek Miciński i były dyrektor Polsko-Ukraińskiego Centrum przy Uniwersytecie Narodowym Jerzy Drapak.
Zebrani na cmentarzu mieszkańcy dawnego Płoskirowa jednogłośnie przegłosowali tekst listu do Rady Miasta, w którym proszą o zakazanie budowy przy ulicy Czechowa 48 cerkwi czy jakichkolwiek innych obiektów. Jako dodatkowy argument podano, że na sąsiedniej ulicy już funkcjonuje prawosławna kaplica i w razie potrzeby może ona być rozszerzona do rozmiarów cerkwi.
Niektórzy uczestnicy akcji byli bardziej radykalni w swoich wypowiedziach. – Na tym cmentarzu są pochowani mój ojciec, dziadek i dwie ciotki. Ja nie chcę by moskiewscy batiuszki wymachiwali kadzidłami nad ich prochami. Jestem gotów do najbardziej radykalnych form protestu – mówił deputowany do Rady Obwodowej Jurij Smal. On oraz wielu innych protestujących nazywali próbę wybudowania kolejnej moskiewskiej cerkwi jedną z form rosyjskiej inwazji na Ukrainie.
– Uważam, że decyzja poprzednich władz była błędną. Ale to nie może stać się powodem do użycia siły, jak niektórzy nawołują. Oczywistym jest, że budowa jeszcze jednej cerkwi moskiewskiego patriarchatu w mieście, gdzie ich jest pod dostatkiem, to pomysł absurdalny. Będziemy starali się odwołać poprzednią decyzję Rady Miasta w sposób przewidziany ustawodawstwem – powiedział sekretarz Rady Miasta Chmielnicki Mychajło Krywak.
Kardynalnie inny punkt widzenia mają zwolennicy budowy cerkwi. Proboszcz Swiato-Dmytrijowskiej cerkwi mówi: „Nie chcemy nic złego. Uczestnicy ATO, wojny w Afganistanie, kombatanci II wojny światowej od dawna proszą by powstała tu cerkiew. Mamy dość dziwną sytuację. A nowe władze, jak widać, zaangażowały się w konflikt po stronie niezadowolonych budową”.
Słowa prawosławnego batiuszki nie potwiedzili „afgańczycy”, którzy też wzięli udział w akcji protestu na cmentarzu katolickim. Pawło Zińko opowiedział, że prawosławny batiuszka celowo szukał kilku uczestników wojny w Afganistanie i na wschodzie Ukrainy żeby wykorzystać ich status dla własnych celów.
Konflikty na tle religijnym są bardzo trudnym orzechem do zgryzienia dla władz. Wygląda na to, że prawosławny batiuszka, który chce wybudować cerkiew moskiewskiego patriarchatu na terenie katolickiego cmentarza w okresie, kiedy toczy się wojna z rosyjskim okupantem na wschodzie Ukrainy, jest w przegranej pozycji i decyzja poprzednich władz o wydaniu pozwolenia na budowę zostanie odwołana. To tylko sprawa czasu. Do tego nie warto zapominać o słabnącej pozycji moskiewskiego patriarchatu wobec prawosławnej cerkwi ukraińskiego patriarchatu, do którego przechodzi coraz więcej wiernych.
System funkcjonowania cerkwi prawosławnych bardzo różni się od podobnego w kościele rzymskokatolickim. Prawosławny batiuszka, budując cerkiew, często sprawuje w niej posługę do końca życia a potem – przekazuje ją „w spadek” swojemu synowi. Ukraińcy często skarżą się na „prorosyjskie” kazania niektórych przedstawicieli prawosławnego duchowieństwa i próby nawoływania do „ruskiego mira” na Ukrainie.
Niestety akcje, podobne tej, która miała miejsce w Chmielnickim 5 lutego mogą posłużyć dodatkowym bodźcem dla putinowskiej Rosji do kontynuacji swojej militarnej ekspansji na Ukrainie. Obroną „prawosławnych ruskich ludzi” rosyjskie imperium martwi się od wielu stuleci. Podczas okupacji Prawobrzeża w trakcie II Rozbioru Rzeczypospolitej na Podolu w ogólne nie było cerkwi prawosławnych – wyłącznie kościoły rzymskokatolickie i cerkwi grecko-uniackie. „Protektorat dla miejscowych etnicznych Rosjan” carat próbował narzucić w połowie XIX w. nawet Turcji, wskutek czego rozpętała się wojna Rosji z Francją, Anglią i Turcją o Krym.
Franciszek Miciński, opracowanie Jerzy Wójcicki, K.B. zdjęcia: Władysław Kinicki, 06.02.16 r.