Zakład kumysowy w Sławucie

Reklama Zakładu Kumysowego i Klimatycznej Stacji Leśnej D-ra Ludwika Przesmyckiego w Sławucie. Ze zbiorów Pana Sławomira Sobosa

Do leczniczych czynników zaliczyć należy kumys, przyrządzany w zakładzie w Sławucie, rozchodzi się w ciągu sezonu od 16 do 18 000 butelek. Konsumpcja jednak kumysu jest znacznie większą, poza zakładem bowiem jest inna, daleko mniejsza kumysarnia, założona przez wędrownego tatara, ale ta zostaje poza kontrolą lekarską.

Do leczniczych czynników dołączyć należy ciepłe kąpiele igliwiowe z wyciągu, otrzymywanego działaniem pary, pod wysokim, bo cztery atmosfery wynoszącym ciśnieniem na młode pędy sosnowe, — wreszcie zakład hydropatyczny, będący w zawiązku.

Przybyłem do Sławuty, kiedy sezon miał się ku schyłkowi, a jednak zastałem jeszcze w głównej stacji przeszło 60 osób, na mieście zaś około 400; powiadano mi, że w początkach było daleko więcej. Towarzystwo, jak zwykle w podobnych wypadkach, różnobarwne, liczebnie pierwsze miejsce zajmują żydzi, troskliwie spijający kumys i używający tanio opłaconych przechadzek, stanowią oni odrębne kółko, w zakładzie nie mieszkają. Dalej idą urzędnicy z Warszawy, Petersburga, Kijowa, Odessy; Królestwo dostarcza liczniejszego kontyngentu, najskromniej zaś reprezentowane są gubernie tak zwane południowo-zachodnie, bo prawie nikogo. Czemu to przypisać?

Chyba temu uprzedzeniu do wszystkiego co swojskie; za granicą u wód znosimy największe niewygody bez szemrania, dajemy się odzierać bez protestu, a tu u siebie w domu wszystko bez przekonania się na miejscu, obrzucamy najsurowszą krytyką; najsłuszniejsze wymagania doktora zakładu uważamy za niewolę, lekceważymy przepisy, bez których ostać się nie może porządek danej, choćby najskromniejszej instytucji; a do takich wywołujących protesty należą: brak pościeli w zakładzie, brak, dodajmy od siebie, bardzo uzasadniony, jeżeli zważymy, że większa część jego lokatorów czasowych dotkniętą jest cierpieniami piersiowymi; wzbronienie palenia tytoniu w sali jadalnej i w korytarzach zakładu, wspólne obiadowanie o jednej godzinie, jak równie gaszenie światła w salach zbiorowych o jednej porze.

Towarzystwo, bo wracam do wrażeń z podróży, zastałem bardzo różnobarwne: stary zdymisjonowany generał żandarmerii, od lat 40 zamieszkały w Królestwie, nie umiejący pomimo to ani słowa po polsku, wielki zwolennik powietrza leśnego, stały od lat kilku gość w Sławucie, zabawny i prostoduszny człowiek; wybladły korespondent kilku gazet, zaprzątnięty zbieraniem materiałów, żona konsula angielskiego z Odessy z dziatwą drobną, bardzo sympatyczna kobieta, kilkanaście pań z różnych stron świata, wesoły piekarczyk znad Wisły, wybujałych i wesołych kilku młodych ziemian z okolicy, typ prawdziwie wołyński i t. d., i t. d., a poza nimi jeszcze cały legion słabych ciężko, po dni kilkanaście nie opuszczających mieszkania. Słowem i ruchu, i życia sporo, a skutki lecznicze widoczne, kiedy połowa gości na rok następny zamówiła lokale. Z tego, cośmy widzieli, śmiało możemy zawnioskować, że przyszłość tej tak pożytecznej instytucji zapewniona, a przy dobrym kierunku rozwijać się ona będzie niechybnie.

Walery Franczuk an podstawie relacji z podróży Dr. Antoniego Józefa Rollego do Sławuty 24 sierpnia 1886 r., 23 listopada 2023 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *