Istnieje opinia, że „za Zbruczem po Polsce nic nie zostało”. Znany ukraiński podróżnik Dmytro Antoniuk obala tą tezę i nawet w pobliżu Dniepru odnajduje kolejne ślady po bardziej i mniej znanych Polakach w miejscowościach, gdzie do dziś pozostały byłe rezydencje ziemiańsko-szlacheckie.
Do Czerkaszczyzny od strony Kijowa możemy wjechać przez Taraszczę (tutaj zobaczymy były kościół, w którym obecnie mieści się szkoła muzyczna), skąd trasą P-30 zmierzając w kierunku Łysianki, gdzie drogowskaz skieruje nas w prawo do Korsunia Szewczenkowskiego, dojedziemy do dawnego Steblowa.
Wiadomo, że w XVII wieku miasto było w posiadaniu propolskiego hetmana Pawła Teterii, a 100 lat później – hrabiów Jabłonowskich. Przedstawiciel tego rodu, wojewoda nowogrodzki Józef Aleksander, założył u zbiegu rzek Borowicy i Rosi na stromych ich brzegach olbrzymi park, który poniekąd jest uważany za pierwowzór dla „Zofiówki” i „Aleksandrii”. Wtedy też książę, będący znanym heraldykiem i uczonym, zbudował mały dwór. Dotychczas starsi mieszkańcy Steblowa wspominają jego syna Augusta Dobrogosta jako „księcia-kozaka”. Na tyle zachwycał się wszystkim, co było związane z kozactwem, że sam ubierał wyłącznie stroje kozackie oraz trzymał przy sobie 300 nadwornych Kozaków (zwolnionych z pańszczyzny chłopów), z którymi, według niektórych danych, robił najazdy na posiadłości sąsiadów. Dzięki temu, że przeszedł z katolicyzmu na wiarę unicką, wziąwszy „chłopskie” imię, był znany jako „książę Mikołaj”. Nie wahając się przychodził w gościnę do włościan i mieszczan, śpiewał pieśni ukraińskie oraz jadał ze wszystkimi proste jedzenie. Co roku wybierał się z czumakami na Krym po sól, a po powrocie osobiście sprzedawał ją na targu, siedząc na ziemi i po czumacku trzymając nogi pod sobą. Dyrektor miejscowego budynku-muzeum klasyka literatury ukraińskiej Iwana Nieczuja-Lewickiego Sergiusz Chawruś opowiedział ciekawą legendę o Jabłonowskim. Dziwaczny „książę-kozak”, często przebywając sam w pałacu, wychwalał się przed sobą: „Fajny z ciebie, książę, chłopak, ale mądry”, itd. Jego sługa chciał sobie zażartować. Wlazł do kominka, i kiedy Jabłonowski po raz kolejny rozpoczął swój chwalebny monolog, zmienionym głosem mruknął z kominku: „Ale z ciebie, książę, głupiec, ale dureń”. Szlachcic, nie znalazłszy sługi, przestraszył się nie na żarty, myśląc, że mówią do niego złe duchy. Trochę później, spacerując w ogrodzie dookoła dworu przypadkowo zauważył, jak wysmarowany sadzą sługa wyłazi przez komin na dach. Zrozumiawszy, że naśmiewano się z niego, rozgniewany „książę Mikołaj” chwycił strzelbę i zastrzelił biednego żartownisia. Ponieważ nie był już XVII wiek, Jabłonowski został skazany i wysłany na Sybir. W Steblowie wszyscy żałowali „biednego” księcia. Jabłonowski zmarł nieżonaty i bezdzietny, mając tylko 22 lata. Być może, na zesłaniu.
Po Auguście Dobrogoście „Mikołaju” w skromnym majątku zamieszkała nie mniej dziwaczna matka „księcia-kozaka” – Franciszka Wiktoria z Woronieckich Jabłonowska. Podczas wizyt gości, ona majże jak na tronie siadała na olbrzymim fotelu w jednej ze swoich komnat, udając, że jest królową, przyjmującą ambasadorów sąsiednich krajów.
W końcu, Steblów przejęli Hołowińscy. Najbardziej znany spośród nich był Herman Hołowiński – słynny kolekcjoner ksiąg, autografów wybitnych działaczy świata polityki i kultury oraz, w sposób szczególny, grawiur. Jego zbiory liczyły ich około 2 000 sztuk. Częstymi gośćmi w steblowskim majątku byli literaci i uczeni, jak na przykład Konstanty Świdziński oraz Michał Grabowski. Najbardziej znanym gościem był jednak Adam Mickiewicz, który przebywał u Hołowińskich przez dwa tygodnie podczas swojej podróży z Petersburga do Odessy. Poeta nie zapomniał o gościnności Hermana i jego małżonki Emilii, zadedykowawszy im i Steblowowi kilka wersetów. Po jego wizycie relikwią majątku stało się żelazne łóżko, na którym zamieszczono tablicę z napisem: „Na nim odpoczywał Adam Mickiewicz, który przybył do Steblowa 8 lutego 1825 roku”. Nocował poeta w starym dworze „księcia-kozaka”, który według danych polskiego badacza Zbigniewa Hausera został zrujnowany w 1982 roku. Inne źródła mówią, że Mickiewicz mieszkał w skromnym piętrowym budynku, który po dziś dzień stoi pośród prawie zanikłego parku. Jest to właśnie pałacyk Hołowińskich, który przedstawiał znany podróżnik Napoleon Orda. Za jego czasów budynek zdobiła balustrada, oparta na pięciu kolumnach. Obecnie w budynku jest pusto. Planowano urządzić tutaj niewielkie muzeum Adama Mickiewicza, lecz zamiary te nie zostały wcielone w życie.
Jeżeli czas pozwala, można zwiedzić również wieś Sydorówkę, która znajduje się 9 km dalej. Zachowały się tam ruiny dość dużego pałacu rodziny Symyrenków, który nabyli oni od polskich właścicieli Ignacego Frankowskiego lub Bonawentury Turczewicza, właścicieli równych części tej wsi. W pobliskich Skłymieńcach także ocalał mały pański dwór, który posiadał Nikołaj Fliege. Do niedawna mieściła się tutaj szkoła. Drewniany dom z zewnątrz wyłożono nową cegłą – więc o dawnym wyglądzie można zapomnieć.
Ze Steblowa do Korsunia Szewczenkowskiego mamy jakieś 15 km, wyruszamy do jednego z trzech najpiękniejszych pałaców Czerkaszczyzny.
Rezydencja, która pierwotnie należała do litewskiego podskarbiego Stanisława Poniatowskiego, a następnie do ministra sprawiedliwości Imperium Rosyjskiego Piotra Łopuchina, znajduje się w samym centrum Korsunia. Prowadzi do niej masywna neogotycka brama o dwóch okrągłych wieżach. Za nią rozlega się park, który przed rewolucją październikową zajmował kilka hektarów i był uważany, w odróżnieniu od „Zofiówki”, za cud nie ręką ludzką uczyniony, lecz utworzony przez rzekę Roś i jej skały.
Bratanek polskiego króla Stanisław Poniatowski był nie tylko jednym z najbogatszych (miał około 500 tysięcy poddanych) ale również jednym z najbardziej wykształconych ludzi swego czasu. Wiele podróżował po świecie, uwalniał chłopów od pańszczyzny, budował dla nich szpitale, w swoich majątkach trzymał przepiękne dzieła sztuki, biblioteki, liczące wiele tysięcy ksiąg itd. Co prawda, przez większość szlachty był traktowany negatywnie ze względu na niechęć do przestrzegania dawnych tradycji magnackich, na przykład „piję sam i częstuję innych”. Z jednej ze swoich podróży wrócił na Ukrainę z szwajcarskim uczonym Janem Henrykiem Müntzem, który zaprojektował w Korsuniu romantyczny ogród angielsko-chiński i wybudował drewniany pałac. Była to bodajże pierwsza na terenach Rzeczypospolitej rezydencja, w której wykorzystano „architekturę mauretańską”, właściwą dla ówczesnej neogotyki brytyjskiej. Znacznie później styl ten wykorzystał hrabia Woroncow dla swego słynnego pałacu w krymskiej Ałupce.
Drewnianą rezydencję szybko zastąpiła murowana, którą w roku 1788 wybudował Szkot Ian Lindsay. Rok przed ukończeniem prac Poniatowski gościł w Korsuniu swego monarszego stryja Stanisława Augusta, który jechał do Kaniowa na spotkanie z Katarzyną II. Na cześć najwyższego gościa (król w tych dniach akurat obchodził imieniny) wszystkie okoliczne wzgórza, wszystkie obiekty parkowe i sam pałac ozdobiono w świąteczną iluminację, która, jak mówili świadkowie „bawiła i zadziwiała” monarchę. Wkrótce Korsuń odwiedził także austriacki cesarz Józef II, który jechał na spotkanie z rosyjską cesarzową pod przybranym imieniem Falkenstein.
Jednak księciu-inteligentowi, który zdążył założyć w mieście fabrykę sukna, stadninę, a nawet kurs tańca dla swoich poddanych obu płci, nie było dane, aby długo cieszył się krajobrazem z okien własnego pałacu. Rozczarowany polityką, i zapewne, ostatecznym podziałem Rzeczypospolitej, w 1797 sprzedał posiadłość. Książę już prawie zawarł umowę z Branickim, lecz zmuszony był do sprzedania Korsunia Rosjanom – cesarz Paweł I zażądał za wszelką cenę mieć ten „zakątek piękna”. Mimo że od razu przekazano całą kwotę (666,666 tysięcy złotych) Poniatowskiemu zabroniono wywozić tych pieniędzy za granicę. Zresztą, gdy były właściciel dowiedział się o tym rozkazie, zdążył już przekazać pieniądze do Wiednia. Cesarz Paweł I niemal od razu podarował korsuński majątek swojej faworytce, żonie senatora Piotra Łopuchina Annie.
Po 25 latach Pawło Łopuchin rozpoczyna wielką przebudowę pałacu. Nadbudowano cztery mansardowe narożne wieże, które zdobiły elementy, właściwe stylowi mauretańskiemu, zarówno jak i rosyjskiemu. Między nimi urządzono taras widokowy z kwietnikiem. Park jednak prawie nie doznał zmian, tylko na jednej z wysp dodano neogotycką kaplicę luterańską – małżonka Pawła była luteranką. Kaplicę postawiono obok istniejącej już miniaturowej antycznej świątyni, chińskiej i tureckiej altanki, piramidy egipskiej, obelisków i posągów, które ozdabiały liczne wysepki dookoła pałacu. Niestety, nic z tej architektury parkowej nie ocalało – większość została zrujnowana przez komunistów, resztę zniszczyła powódź w 1942 roku. Jednakże, oprócz pałacu, do naszych dni przetrwał tak zwany domek szwajcarski, prawosławna kaplica, powozownia, łaźnia, ujeżdżalnia oraz duża piętrowa oficyna z czasów powstania majątku, nadbudowana w połowie XIX w.
Łopuchini, zarówno jak Stanisław Poniatowski, byli kolekcjonerami. W rezydencji korsuńskiej znajdowały się rzeźby Torvaldsena i Canovy oraz wykopaliska z samego Korsunia. W ten sposób w pałacu znalazła się jedna z dwóch bab połowieckich, znalezionych na Czerkaszczyźnie. Ponadto kolekcję uzupełnił masywny złoty kielich i srebrne puchary z herbem państwa moskiewskiego. Wg historyka Pochylewicza, mogły to być trofea kozaka, który wrócił z udanej moskiewskiej wyprawy w 1619 roku.
Przed II Wojną Światową w pałacu Poniatowskich-Łopuchinych mieścił się dom wczasowy kolejarzy, później szpital wojskowy, przez który całkiem zmieniono wnętrza zabytku. Tylko w niektórych salach budynku, gdzie obecnie funkcjonuje muzeum Bitwy Korsuńsko-Szewczenkowskiej z 1944 roku, pozostały ślady sztukaterii, którą próbowano częściowo odnowić pół wieku temu. Niemniej jednak, mimo, że brak dziś rozkosznych komnat pałacu i romantycznych obiektów parku, miejsce to nadal jest przepiękne i nadzwyczajne. Zwłaszcza, jeżeli się patrzy na zabytek z jedynego ocalałego mostka nad skalistą Rosią.
Nie można nie wspomnieć, że Korsuń jest związany z tragiczną dla Polaków kartą historii. 26 maja 1648 roku pod tym miastem Kozacy Chmielnickiego i Tatarzy Tuhaj-beja całkowicie rozgromili wojsko polskie, wziąwszy do niewoli 20 tysięcy żołnierzy na czele z hetmanem Marcinem Kalinowskim i Mikołajem Potockim, którzy na kilka lat trafili do niewoli tureckiej.
Dmytro Antoniuk, opracowanie Irena Rudnicka
GK
Leave a Reply