Szukając mosty porozumienia. Wywiad z Metropolitą Andrzejem Szeptyckim o zagadnieniach polsko-ukraińskich

Dr. Andrzej Szeptycki. Fot. Huberowie. Tygodnik Ilustrowany, 2 maja 1935 r.Nad Lwowem, którego domy bezładnie stłoczyły się w kotlinie zamkniętej zieleni wzgórz — dominuje z jednej strony kopiec Unji Lubelskiej, z drugiej zaś katedra św. Jura. Widać ją ze wszystkich części miasta, jako potężne zwalisko szarych murów, mocno wrośniętych we wzgórze. Podobnie jak nad Lwowem wyrasta wielka barokowa budowla katedry świętojurskiej, tak samo ponad calem społeczeństwem ukraińskim dominuje postać metropolity grecko-katolickicgo, ks. Andrzeja Szeptyckiego, widomej głowy pięciu milionów Ukraińców zamieszkujących Małopolskę Wschodnią.

Koło katedry, skoro przekraczam bramę, widzę kilkadziesiąt osób. To żebracy i bezrobotni, zbiegający się tu z całego Lwowa, aby dostać jakąś zapomogę od Metropolity. Płaczliwie — błagalnymi głosami skarżą się na nędzę i brak chleba, a potem stłaczają się nagle wokół służącego Metropolity, który daje każdemu z żebraków po trzy pięciogroszówki. Pałac arcybiskupi — siedziba Metropolity Szeptyckiego — jest przytłoczony olbrzymim kompleksem zabudowań katedry. Spiętrzone mury katedry tuż obok pałacu, robią z niego jakiś mały domek. Przy drzwiach niema dzwonka, tylko jakaś kołatka, która — po mocnym szarpnięciu długo i rozpaczliwie dzwoni wewnątrz pałacu. Trzeba jakoś długo czekać przy drzwiach, zanim ktoś otworzy. Obrócony ku wznoszącej się naprzeciwko katedrze, widzę na jej muracli jakieś plamy i ślady zamurowań. To na tle tynku katedry odcinają się w ten sposób zamurowane otwory kul z 1918 r.

Pałac, do którego wprowadza mnie mały chłopiec pełniący obowiązki służącego, jest piękny wewnątrz, ale zaniedbany. Widocznie dochody z olbrzymich dóbr latyfundialnych w Karpatach nie są obracane na prywatne potrzeby Metropolity. W poczekalni wpadam w cichy poszmer prowadzonych półgłosem rozmów. Kilkanaście osób czeka na rozmowę z Metropolitą. Jacyś księża z prowincji, brodaci, o spalonych na brąz twarzach, kilku biednie ubranych gimnazjalistów, zaaferowani działacze społeczni i chłop, opowiadający wszystkim po kolei, że ma trzydzieści kilometrów jazdy końmi do domu. Ze ścian patrzą się na tę salę portrety władyków unickich. Galeria najrozmaitszych typów, twarzy, charakterów i indywidualności. Niektórym do ich drapieżnych, niemal rozbójniczych twarzy, brakuje tylko buzdyganu, lub samopału. A inni mają twarze wschodnich ascetów, o oczach, w których maluje się wiara w przeznaczenie.

Poczekalnia przerzedza się szybko. Raz po raz otwierają się drzwi obite suknem i nowy petent wkracza do gabinetu. Potem przychodzi znów ten sam mały chłopak, oznajmiając, „Jeho Ekselecja prosyt pana“. Odpowiadam po polsku. Podnosi się kilka zdziwionych twarzy. Nieczęsto tu widocznie słyszy się język polski.

Drzwi zamykają się cicho. Na fotelu, za stołem, twarzą do światła siedzi wysoki, potężnej budowy człowiek. To Metropolita Szeptycki. Pomimo choroby, która go przykuła od szeregu miesięcy do fotela, jego postać wygląda nadal imponująco. Toteż nic dziwnego, że robi tak wielkie wrażenie na masach ludu ukraińskiego. Wysokie czoło, żywe oczy, w których migoczą czasem iskierki uśmiechu, znamionujące wysokie poczucie humoru, zaciśnięte usta i biała broda, spływająca na czarną, bez żadnych odznak, sutannę. Pokój, w którym przyjmuje mnie Metropolita jest pracownią. Panuje tu skromność urządzenia i prostota. Niema obrazów, czy dzieł sztuki. Papiery, książki, amerykańskie szafki na dokumenty, dwie przenośne maszyny do pisania — to wszystko.

Żywe oczy patrzą się na mnie z zainteresowaniem, skoro wyłuszczam powód mego przybycia — prośbę o wywiad. Są bodajże zaskoczone. Jednak słowa nie pokazują tego wrażenia. Bo Metropolita Szeptycki, piąty z kolei biskup unicki w rodzinie Szeptyckich — z których jeden, Anastazy, odbudował w XVII wieku katedrę św. Jura, umieszczając na frontonie herby swego rodu — jest przede wszystkiem dyplomatą. Z wspaniałego ongiś ziemianina i oficera austriackiego, który marzył zdaje się o karierze wojskowej — po przedzierżgnięciu się w Rzymie w braciszka zakonu Bazylianów — powstał wielki mąż Kościoła, jeden z takich książąt rzymskich, spadkobierca idei wszechpotężnych ongiś papieskich legatów.

Kwestia ukraińska, podobnie jak przed siedemnastu laty jest nadal otwarta. Toteż interesuje mnie, jak wyglądać będzie w oświetleniu widomej głowy społeczeństwa ukraińskiego, szereg zagadnień dotyczących tego problemu, czy też tyle spraw tak łączących się nierozerwalnie z współżyciem dwóch narodów polskiego i ukraińskiego, zamieszkujących wspólnie Małopolskę Wschodnią. Po wypowiedzeniu motywów, jakie mnie skłoniły do uzyskania lego rodzaju wywiadu — następuje chwila ciszy. Metropolita zastanawia się, a potem w krótkich słowach stwierdza, że daleki jest od wszelkich spraw natury politycznej i jako taki nie chciałby zabierać głosu. Daje się jednak przekonać i po chwili możemy zacząć już rozmowę.

Mówimy o problemie stosunku Kościoła do nacjonalizmu współczesnego, zagadnieniu, które pozostaje otwarte i aktualne w odniesieniu do wszystkich narodów. Nacjonalizm współczesny — zdaniem Metropolity — a zwłaszcza jego redakcja skrajna, jest zbliżona do pogaństwa. W programie swym zamiast Boga umieszcza naród, względnie państwo, stawiając interesy tegoż, ponad wszystko inne. Kościół katolicki, którego łódź płynie po niesłychanie wzburzonych falach życia dwudziestego wieku — musi walczyć o swój stan posiadania. I właśnie z tego względu, niejednokrotnie leży w interesie Kościoła, aby nie potępiając wszystkiego co posiada jakiś związek z nacjonalizmem, przyciągnąć ku sobie, zjednać jego wyznawców. Potępienie nacjonalizmu przez Kościół, czy też przez jego poszczególnych przedstawicieli, uniemożliwiłoby możność jakiegokolwiek porozumienia.

Może przyjść taka chwila — mówi Metropolita Szeptycki kiedy będziemy z ambon kościelnych potępiać socjalizm, czy nacjonalizm, ale dziś takie stanowisko wywołałoby wręcz odwrotny skutek. Zamiast pozyskać tych ludzi, straciłoby się ich na zawsze. Czyż biskupi, w którymkolwiek kraju wydali zakaz spowiadania na przykład socjalistów? Prawda, że nie!Faszyzm jest niewątpliwie zbliżony do nowożytnej herezji, a jednak Watykan utrzymuje dobre stosunki z jego twórcą, Mussolinim. Dlatego uważam, że tak jak należy doraźnie potępiać wszelkie akty terroru ze strony nacjonalistów, tak sarno nie jest wskazane, aby gromić młodzież za to, iż jest nacjonalistyczna.

Jego Ekscelencja poruszył sprawę młodzieży. Interesuje mnie specjalnie kwest ja młodzieży ukraińskiej. Jaka jest ta młodzież, jak żyje?

Metropolita Andrzej Szeptycki: – Społeczeństwo polskie, żyjące poza małymi wyjątkami — w zupełnej izolacji od nas, nie zdaje sobie sprawy, jak dalece kryzys dzisiejszy dał się odczuć wśród mas ukraińskich. Ten kryzys ekonomiczny wraz z pewnym kryzysem ideowym, daje się specjalnie odczuć naszej młodzieży, mającej zamkniętą przed sobą drogę. Nie mogą być urzędnikami, nauczycielami, a nawet podurzędnikami, czy pracownikami w warsztatach pracy przez siebie stworzonych. Dlaczego niema ani odpowiednich gospodarczych, ani politycznych warunków istnienia, lecz istnieją tysiączne celowe przeszkody? To jest takie pokolenie bez przyszłości. Głód i bezrobocie są największymi sprzymierzeńcami agitatorów spod znaku komunistycznych i ekstremistycznych grup politycznych. Kwestia ekonomiczna, jako najhardziej bezpośrednio dotycząca człowieka, wywiera bardzo silny wpływ na każdego. Również obserwowany przez nas z niepokojem -— masowy powrót studentów do wsi, nie jest zawsze zjawiskiem dodatnim. Młodzież studiująca, żyje, podobnie jak i cała inteligencja w ciężkich warunkach. Na wsi kryzysu niema w tej formie, co w mieście. Zresztą nasz chłop jest mocniejszy, ma mniejsze potrzeby i wymagania, niż inteligent w mieście. Niestety dla młodzieży brak jest zatrudnienia, co więcej brak jest pieniędzy na ulżenie jej doli.

Ideowo nasza młodzież posiada głębokie poczucie i świadomość narodową. Patriotyzm jest jednak naiwny, skoro każe społeczeństwu polskiemu nie rozumieć, nie wierzyć możliwościom narodowościowym ukraińskim. Niema żadnych Ukraińców, są tylko Rusini z Małopolski Wschodniej, twierdzi, pokutująca do dziś dnia endecka teoria, która znajduje jeszcze niestety wyznawców i u nie endeków.

Skutkiem tak ciężkich warunków bytowania wywołanych kryzysem może chyba istnieć obawa rozpowszechniania się haseł komunistycznych wśród młodzieży ukraińskiej. Czy ta kwestia jest obecnie aktualna?

– Społeczeństwo nasze pochodzi głównie z ludu, który jest naprawdę głęboko wierzący. Nieliczne więc jednostki poddali się hasłom komuny. Kościół jednoczy nas wszystkich wokół siebie. Do zwalczania komunizmu wśród szerokich mas przyczyniają się również rozmaite stowarzyszenia, opierające swą działalność na współpracy z Kościołem. Mamy takie stowarzyszenia dla młodzieży wiejskiej, rękodzielniczej, związki zawodowe. Komunizmu wśród nas nie lękamy się. Przyczyniają się do tego i prześladowania Ukraińców na terenie Ukrainy sowieckiej. Młodzież od komunizmu i haseł płynących ze wschodu ratuje wiara i przekonania patriotyczne.

Z okna pokoju, w którym rozmawiamy, widać dachy domów i kopuły kościołów lwowskich. Na dachach kładą się różowawe refleksy dobiegającego końca dnia. W raz z nim kończy się nasza rozmowa.

Już na odejściu zadaję Metropolicie ostatnie pytanie, dotyczące artykułów pewnej części prasy polskiej, o rzekomym masowym wynaradawianiu się Polaków zamieszkałych we wsiach o ludności mieszanej, skutkiem zmieniania obrządku.

– Nic o tym nie wiem! Wprost zaś przeciwnie, niemal codziennie mamy kilka czy kilkanaście wypadków przechodzenia z obrządku greckokatołickiego na rzymski. Są to jednak zmiany obrządku dokonywane legalnie, to znaczy przez Rzym i za jego zgodą. Znacznie więcej jest wypadków przechodzenia nielegalnego, to jest przepisywania się z ksiąg obrządku greckokatolickiego na łaciński, zwykle zresztą pod naciskiem chlebodawców…

Resume

Słowa wypowiedziane przez Metropolitę Szeptyckiego nabierają jeszcze większego znaczenia, skoro się wie, że zostały wypowiedziane po raz pierwszy — wobec przedstawiciela społeczeństwa polskiego. Do tej pory bowiem jedynie z listów pasterskich, czy pewnych enuncjacyj prasy ukraińskiej mogliśmy sobie zdawać sprawę z tego czy innego nastawienia Metropolity. Pierwszy raz Metropolita Szeptycki na postawione mu pytania odpowiedział, formułując następujące punkty: I) potępianie skrajnego nacjonalizmu — poza aktami terroru uważa za niecelowe, gdyż zamiast osiągnięcia jakiegoś dodatniego skutku, uniemożliwia się wszelkie porozumienie na przyszłość; 2) nacjonalizm z punktu widzenia Kościoła jest szkodliwy, natomiast z punktu widzenia narodowościowego wedle logicznego wniosku, wypływającego ze słów Metropolity jest spójnią i opoką, jednoczącą społeczeństwo ukraińskie; 3) w razie chęci osiągnięcia porozumienia polsko-ukraińskiego kwestia możliwości pracy Ukraińców musi być brana pod uwagę; 4) nadzieją społeczeństwa ukraińskiego jest młodzież, skonsolidowana dzięki przekonaniom patriotycznym i religijności.

Skoro po wywiadzie z Metropolitą Szeptyckim, rozmawiając we Lwowie o tym fakcie, zadaję pytania kilku osobom rozmaitych zawodów i przekonań, czy jest rzeczą możliwą przeprowadzenie jakiegoś porozumienia i znalezienia platformy dla współpracy polsko – ukraińskiej otrzymuję odpowiedzi: i tak i nie.

Dr. Andrzej Szeptycki. Fot. Huberowie. Tygodnik Ilustrowany, 2 maja 1935 r.Nad Lwowem, którego domy bezładnie stłoczyły się w kotlinie zamkniętej zieleni wzgórz — dominuje z jednej strony kopiec Unji Lubelskiej, z drugiej zaś katedra św. Jura. Widać ją ze wszystkich części miasta, jako potężne zwalisko szarych murów, mocno wrośniętych we wzgórze. Podobnie jak nad Lwowem wyrasta wielka barokowa budowla katedry świętojurskiej, tak samo ponad calem społeczeństwem ukraińskim dominuje postać metropolity grecko-katolickicgo, ks. Andrzeja Szeptyckiego, widomej głowy pięciu milionów Ukraińców zamieszkujących Małopolskę Wschodnią.

Koło katedry, skoro przekraczam bramę, widzę kilkadziesiąt osób. To żebracy i bezrobotni, zbiegający się tu z całego Lwowa, aby dostać jakąś zapomogę od Metropolity. Płaczliwie — błagalnymi głosami skarżą się na nędzę i brak chleba, a potem stłaczają się nagle wokół służącego Metropolity, który daje każdemu z żebraków po trzy pięciogroszówki. Pałac arcybiskupi — siedziba Metropolity Szeptyckiego — jest przytłoczony olbrzymim kompleksem zabudowań katedry. Spiętrzone mury katedry tuż obok pałacu, robią z niego jakiś mały domek. Przy drzwiach niema dzwonka, tylko jakaś kołatka, która — po mocnym szarpnięciu długo i rozpaczliwie dzwoni wewnątrz pałacu. Trzeba jakoś długo czekać przy drzwiach, zanim ktoś otworzy. Obrócony ku wznoszącej się naprzeciwko katedrze, widzę na jej muracli jakieś plamy i ślady zamurowań. To na tle tynku katedry odcinają się w ten sposób zamurowane otwory kul z 1918 r.

Pałac, do którego wprowadza mnie mały chłopiec pełniący obowiązki służącego, jest piękny wewnątrz, ale zaniedbany. Widocznie dochody z olbrzymich dóbr latyfundialnych w Karpatach nie są obracane na prywatne potrzeby Metropolity. W poczekalni wpadam w cichy poszmer prowadzonych półgłosem rozmów. Kilkanaście osób czeka na rozmowę z Metropolitą. Jacyś księża z prowincji, brodaci, o spalonych na brąz twarzach, kilku biednie ubranych gimnazjalistów, zaaferowani działacze społeczni i chłop, opowiadający wszystkim po kolei, że ma trzydzieści kilometrów jazdy końmi do domu. Ze ścian patrzą się na tę salę portrety władyków unickich. Galeria najrozmaitszych typów, twarzy, charakterów i indywidualności. Niektórym do ich drapieżnych, niemal rozbójniczych twarzy, brakuje tylko buzdyganu, lub samopału. A inni mają twarze wschodnich ascetów, o oczach, w których maluje się wiara w przeznaczenie.

Poczekalnia przerzedza się szybko. Raz po raz otwierają się drzwi obite suknem i nowy petent wkracza do gabinetu. Potem przychodzi znów ten sam mały chłopak, oznajmiając, „Jeho Ekselecja prosyt pana“. Odpowiadam po polsku. Podnosi się kilka zdziwionych twarzy. Nieczęsto tu widocznie słyszy się język polski.

Drzwi zamykają się cicho. Na fotelu, za stołem, twarzą do światła siedzi wysoki, potężnej budowy człowiek. To Metropolita Szeptycki. Pomimo choroby, która go przykuła od szeregu miesięcy do fotela, jego postać wygląda nadal imponująco. Toteż nic dziwnego, że robi tak wielkie wrażenie na masach ludu ukraińskiego. Wysokie czoło, żywe oczy, w których migoczą czasem iskierki uśmiechu, znamionujące wysokie poczucie humoru, zaciśnięte usta i biała broda, spływająca na czarną, bez żadnych odznak, sutannę. Pokój, w którym przyjmuje mnie Metropolita jest pracownią. Panuje tu skromność urządzenia i prostota. Niema obrazów, czy dzieł sztuki. Papiery, książki, amerykańskie szafki na dokumenty, dwie przenośne maszyny do pisania — to wszystko.

Żywe oczy patrzą się na mnie z zainteresowaniem, skoro wyłuszczam powód mego przybycia — prośbę o wywiad. Są bodajże zaskoczone. Jednak słowa nie pokazują tego wrażenia. Bo Metropolita Szeptycki, piąty z kolei biskup unicki w rodzinie Szeptyckich — z których jeden, Anastazy, odbudował w XVII wieku katedrę św. Jura, umieszczając na frontonie herby swego rodu — jest przede wszystkiem dyplomatą. Z wspaniałego ongiś ziemianina i oficera austriackiego, który marzył zdaje się o karierze wojskowej — po przedzierżgnięciu się w Rzymie w braciszka zakonu Bazylianów — powstał wielki mąż Kościoła, jeden z takich książąt rzymskich, spadkobierca idei wszechpotężnych ongiś papieskich legatów.

Kwestia ukraińska, podobnie jak przed siedemnastu laty jest nadal otwarta. Toteż interesuje mnie, jak wyglądać będzie w oświetleniu widomej głowy społeczeństwa ukraińskiego, szereg zagadnień dotyczących tego problemu, czy też tyle spraw tak łączących się nierozerwalnie z współżyciem dwóch narodów polskiego i ukraińskiego, zamieszkujących wspólnie Małopolskę Wschodnią. Po wypowiedzeniu motywów, jakie mnie skłoniły do uzyskania lego rodzaju wywiadu — następuje chwila ciszy. Metropolita zastanawia się, a potem w krótkich słowach stwierdza, że daleki jest od wszelkich spraw natury politycznej i jako taki nie chciałby zabierać głosu. Daje się jednak przekonać i po chwili możemy zacząć już rozmowę.

Mówimy o problemie stosunku Kościoła do nacjonalizmu współczesnego, zagadnieniu, które pozostaje otwarte i aktualne w odniesieniu do wszystkich narodów. Nacjonalizm współczesny — zdaniem Metropolity — a zwłaszcza jego redakcja skrajna, jest zbliżona do pogaństwa. W programie swym zamiast Boga umieszcza naród, względnie państwo, stawiając interesy tegoż, ponad wszystko inne. Kościół katolicki, którego łódź płynie po niesłychanie wzburzonych falach życia dwudziestego wieku — musi walczyć o swój stan posiadania. I właśnie z tego względu, niejednokrotnie leży w interesie Kościoła, aby nie potępiając wszystkiego co posiada jakiś związek z nacjonalizmem, przyciągnąć ku sobie, zjednać jego wyznawców. Potępienie nacjonalizmu przez Kościół, czy też przez jego poszczególnych przedstawicieli, uniemożliwiłoby możność jakiegokolwiek porozumienia.

Może przyjść taka chwila — mówi Metropolita Szeptycki kiedy będziemy z ambon kościelnych potępiać socjalizm, czy nacjonalizm, ale dziś takie stanowisko wywołałoby wręcz odwrotny skutek. Zamiast pozyskać tych ludzi, straciłoby się ich na zawsze. Czyż biskupi, w którymkolwiek kraju wydali zakaz spowiadania na przykład socjalistów? Prawda, że nie!Faszyzm jest niewątpliwie zbliżony do nowożytnej herezji, a jednak Watykan utrzymuje dobre stosunki z jego twórcą, Mussolinim. Dlatego uważam, że tak jak należy doraźnie potępiać wszelkie akty terroru ze strony nacjonalistów, tak sarno nie jest wskazane, aby gromić młodzież za to, iż jest nacjonalistyczna.

Jego Ekscelencja poruszył sprawę młodzieży. Interesuje mnie specjalnie kwest ja młodzieży ukraińskiej. Jaka jest ta młodzież, jak żyje?

Metropolita Andrzej Szeptycki: – Społeczeństwo polskie, żyjące poza małymi wyjątkami — w zupełnej izolacji od nas, nie zdaje sobie sprawy, jak dalece kryzys dzisiejszy dał się odczuć wśród mas ukraińskich. Ten kryzys ekonomiczny wraz z pewnym kryzysem ideowym, daje się specjalnie odczuć naszej młodzieży, mającej zamkniętą przed sobą drogę. Nie mogą być urzędnikami, nauczycielami, a nawet podurzędnikami, czy pracownikami w warsztatach pracy przez siebie stworzonych. Dlaczego niema ani odpowiednich gospodarczych, ani politycznych warunków istnienia, lecz istnieją tysiączne celowe przeszkody? To jest takie pokolenie bez przyszłości. Głód i bezrobocie są największymi sprzymierzeńcami agitatorów spod znaku komunistycznych i ekstremistycznych grup politycznych. Kwestia ekonomiczna, jako najhardziej bezpośrednio dotycząca człowieka, wywiera bardzo silny wpływ na każdego. Również obserwowany przez nas z niepokojem -— masowy powrót studentów do wsi, nie jest zawsze zjawiskiem dodatnim. Młodzież studiująca, żyje, podobnie jak i cała inteligencja w ciężkich warunkach. Na wsi kryzysu niema w tej formie, co w mieście. Zresztą nasz chłop jest mocniejszy, ma mniejsze potrzeby i wymagania, niż inteligent w mieście. Niestety dla młodzieży brak jest zatrudnienia, co więcej brak jest pieniędzy na ulżenie jej doli.

Ideowo nasza młodzież posiada głębokie poczucie i świadomość narodową. Patriotyzm jest jednak naiwny, skoro każe społeczeństwu polskiemu nie rozumieć, nie wierzyć możliwościom narodowościowym ukraińskim. Niema żadnych Ukraińców, są tylko Rusini z Małopolski Wschodniej, twierdzi, pokutująca do dziś dnia endecka teoria, która znajduje jeszcze niestety wyznawców i u nie endeków.

Skutkiem tak ciężkich warunków bytowania wywołanych kryzysem może chyba istnieć obawa rozpowszechniania się haseł komunistycznych wśród młodzieży ukraińskiej. Czy ta kwestia jest obecnie aktualna?

– Społeczeństwo nasze pochodzi głównie z ludu, który jest naprawdę głęboko wierzący. Nieliczne więc jednostki poddali się hasłom komuny. Kościół jednoczy nas wszystkich wokół siebie. Do zwalczania komunizmu wśród szerokich mas przyczyniają się również rozmaite stowarzyszenia, opierające swą działalność na współpracy z Kościołem. Mamy takie stowarzyszenia dla młodzieży wiejskiej, rękodzielniczej, związki zawodowe. Komunizmu wśród nas nie lękamy się. Przyczyniają się do tego i prześladowania Ukraińców na terenie Ukrainy sowieckiej. Młodzież od komunizmu i haseł płynących ze wschodu ratuje wiara i przekonania patriotyczne.

Z okna pokoju, w którym rozmawiamy, widać dachy domów i kopuły kościołów lwowskich. Na dachach kładą się różowawe refleksy dobiegającego końca dnia. W raz z nim kończy się nasza rozmowa.

Już na odejściu zadaję Metropolicie ostatnie pytanie, dotyczące artykułów pewnej części prasy polskiej, o rzekomym masowym wynaradawianiu się Polaków zamieszkałych we wsiach o ludności mieszanej, skutkiem zmieniania obrządku.

– Nic o tym nie wiem! Wprost zaś przeciwnie, niemal codziennie mamy kilka czy kilkanaście wypadków przechodzenia z obrządku greckokatołickiego na rzymski. Są to jednak zmiany obrządku dokonywane legalnie, to znaczy przez Rzym i za jego zgodą. Znacznie więcej jest wypadków przechodzenia nielegalnego, to jest przepisywania się z ksiąg obrządku greckokatolickiego na łaciński, zwykle zresztą pod naciskiem chlebodawców…

Resume

Słowa wypowiedziane przez Metropolitę Szeptyckiego nabierają jeszcze większego znaczenia, skoro się wie, że zostały wypowiedziane po raz pierwszy — wobec przedstawiciela społeczeństwa polskiego. Do tej pory bowiem jedynie z listów pasterskich, czy pewnych enuncjacyj prasy ukraińskiej mogliśmy sobie zdawać sprawę z tego czy innego nastawienia Metropolity. Pierwszy raz Metropolita Szeptycki na postawione mu pytania odpowiedział, formułując następujące punkty: I) potępianie skrajnego nacjonalizmu — poza aktami terroru uważa za niecelowe, gdyż zamiast osiągnięcia jakiegoś dodatniego skutku, uniemożliwia się wszelkie porozumienie na przyszłość; 2) nacjonalizm z punktu widzenia Kościoła jest szkodliwy, natomiast z punktu widzenia narodowościowego wedle logicznego wniosku, wypływającego ze słów Metropolity jest spójnią i opoką, jednoczącą społeczeństwo ukraińskie; 3) w razie chęci osiągnięcia porozumienia polsko-ukraińskiego kwestia możliwości pracy Ukraińców musi być brana pod uwagę; 4) nadzieją społeczeństwa ukraińskiego jest młodzież, skonsolidowana dzięki przekonaniom patriotycznym i religijności.

Skoro po wywiadzie z Metropolitą Szeptyckim, rozmawiając we Lwowie o tym fakcie, zadaję pytania kilku osobom rozmaitych zawodów i przekonań, czy jest rzeczą możliwą przeprowadzenie jakiegoś porozumienia i znalezienia platformy dla współpracy polsko – ukraińskiej otrzymuję odpowiedzi: i tak i nie.

 

Z perspektywy minionych 70 lat można wywnioskować, że nie wszystkie tezy Metropolity są dzisiaj do przyjęcia, jak na przykład ówczesne traktowanie przez Kościół faszyzmu. Tak samo i nacjonalizm, traktowany wówczas jako rozwój aspiracji narodowościowych narodu ukraińskiego, wzmocniony na pewnym etapie przez III Rzeszę, okazał się bardzo tragiczny w skutkach. Ze słów Szeptyckiego natomiast można wywnioskować, iż kryzys w stosunkach między Ukraińcami i Polakami wyrósł do potęgi m.in. przez kryzys gospodarczy w II RP a jej wschodnie tereny zawsze pod względem rozwoju zajmowały ostatnie miejsca w kraju…

Jan Matkowski, Jerzy Wójcicki na podstawie wywiadu J. Radzimińskiego z Metropolitą Szeptyckim w Tygodniku Ilustrowanym (2 maja 1935 r).

Jan Matkowski na podstawie wywiadu J. Radzimińskiego z Metropolitą Szeptyckim w Tygodniku Ilustrowanym (2 maja 1935 r).

Skip to content