Republika więzienna. Ze wspomnień powstańca Wacowskiego

XIX-wieczny Kijów na szkicu Napoleona Ordy. Fot. in

Kontynuujemy opowieść Stanisława Wacowskiego o losach powstańców styczniowych na Podolu, Wołyniu i Kijowszczyźnie.

Każda kamera w fortecy kijowskiej, w czasie trzymania w niej polskich powstańców stanowiąc jakby oddzielną jednostkę administracyjną, większością głosów wybrała jednego deputowanego, ci zaś, zebrawszy się w obranej na ten cel kamerze w ilości 36 deputowanych, również większością głosów, wybrali ze swojego grona Prezesa i zastępcę, dwóch więc prezesów i sekretarz obrady nad projektami organizacji rozpoczęli.

Wypracowanych były dwa projekty: jeden zorganizowania się jakby w państwo konstytucyjne z usunięciem wszelkich różnic stanowych, religijnych i narodowościowych z namiestnikiem na czele, drugi utworzenia Republiki komunistycznej z prezydentem. Posiedzenia mikroskopijnego naszego parlamentu odbywały się zawsze wieczorem, gdy więzienia zamkniętemi już były i były dla nas bardzo ciekawemi i pouczającymi. W uzasadnieniu i obronie bowiem tak jednego, jak i drugiego projektu występowali znakomici mówcy, z pomiędzy których wyróżniali się szczególniej, w obronie projektu pierwszego Dr. Jachimowicz, drugiego zaś student Szczawiński.
Po długich, więcej tygodnia trwających obradach znaczną większością głosów przyjętym został projekt organizacji państwowej, lecz mniejszość na to się nie zgodziła, a wydzieliwszy się w oddzielną grupę, utworzyła gminę komunistyczną, która jednakże w ciągu jednego miesiąca, przekonawszy się, że komunizm ładnie tylko w teorii wygląda, gminę swą rozwiązała i z większością się połączyła.

Urzeczywistniając więc przyjętą reformę, poprawiono szkolnictwo, zwiększono ilość prelekcji i odczytów, powiększono bibliotekę i wybrano do jej prowadzenia stałego bibliotekarza, założono w każdym oddziale sklep spółkowy, do którego, sprowadzając drogą kryjomą artykuły pierwszej potrzeby i odsprzedając je więźniom, małym zyskiem, który z tego źródła osiągano, pomagano tym z naszych kolegów, którzy, nie, odbierając żadnych z domu zasiłków, niedostatek w najniezbędniejszych swych potrzebach cierpieli. Urządzono wspólne modlitwy i ćwiczenia wojskowe, uformowano orkiestrę, która, grywając na instrumentach przez więźni zrobionych z dodatkiem paru kupionych, umiejętną swą grą wielką nam rozrywkę i przyjemność sprawiała.

Utworzono sąd honorowy, który wszystkie sprawy, między wisęźniami wynikające, rozstrzygał, i nareszcie wybrano poczmistrza, którego zadaniem było wyszukanie dróg, któremi byśmy mogli listownie porozumiewać się z naszemi rodzinami i od nich korespondencję otrzymywać. I to tak się udało, że później każdy list nasz, co prawda bardzo małego formatu, opłacony dziesięcioma kopiejkami regularnie dochodził swojego przeznaczenia, a i my od rodzin naszych również listy otrzymywaliśmy – co wielką już było dla nas ulgą i pociechą.

Tymczasem sądy wojenne nie próżnowały i dekrety sypały się, jak z rogu obfitości. Rozstrzelano sześciu byli nimi: Zieliński, Krzyżanowski, Podlewski, Drużbacki, Olszański i Rakowski, a częstsze wysyłanie skazanych na Syberię również się rozpoczęło.

Ta ostatnia czynność odbywała się w sposób następujący. W więzieniu wieczorem zjawiał się oficer i ze spisu odczytywał nazwiska tych, którzy wysłanymi być mieli, zalecając by się do drogi przygotowali. O godzinie 11 lub 12 w nocy do baszty wchodził oddział żołnierzy z Komendantem Twierdzy i kilku oficerami na czele, wywoływano z kamer na dziedziniec tych, którym przygotowanie do drogi było zapowiedzianem, a po obliczeniu ich i sprawdzeniu nazwisk ze spisu, otaczano eskortą i z więzienia wyprowadzano.

Dlaczego czynność ta odbywała się zawsze w nocy nie wiem, gdyż nie unikano tym sposobem wcale tych burzliwych manifestacyi, które więźniowie przy wyprawianiu partyi urządzali, szykanując przy tem najwięcej tych oficerów Polaków, którzy służąc w Komendanturze, przy wysyłaniu więźniów udział przyjmowali. Grupę naszą, składającą się z ośmiu razem nas wziętych, jakoś już w początkach 1864 r. wezwano do Komisyi wojenno-śledczej, tam dla dopełnienia formy zadano każdemu z nas po kilka pytań: skąd i przez kogo był wziętym itp., a zapowiedziawszy, że przez sąd wojenny sądzonymi będziemy, z powrotem do więzienia odesłano.

Nie pomnę już w którym miesiącu pobytu naszego w więzieniu do baszty, w której siedzieliśmy, przyprowadzono dużą, stu kilkudziesięciu ludzi liczącą partję powstańców Galicjan, wziętych pod Radziwiłłowem. Była to przeważnie wysoko patryotycznie nastrojona energiczna młodzież, która budowała nas prawdziwie braterską solidarnością…

Część XIII

Walery Franczuk za: Stanisław August Wacowski, W półokrągłej baszcie. Wspomnienia z roku 1863 r., 22 października 2023 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *