Projektowany przez sekcję Kulturalno-oświatową w Krzemieńcu Teatr Kukiełkowy stał się faktem. Na pierwszy ogień poszła baśń udramatyzowana „0 Kasi co gąski pogubiła”.
Sala Teatralna — wypełniona tłumem najmłodszych „widzów”, tych „widzów o których możni tego świata, a więc—dorośli, na tym właśnie odcinku tak rzadko potrafią się zatroszczyć…
Gdzie niegdzie tkwi jakiś intruz, któremu na widok złego wilka już ciarki po grzbiecie nie przechodzą, który nie łapie się wówczas za spódnicę mamy, bo — nie stanowi już —
niestety — ucieczki przed złem…
Ale poza tym — widownia jest jednolita, żywa i jakże zespalająca się z tym, co się dzieje na scenie. A jest na co patrzeć: wioska cicha, spokojna i góry w oddali… Zjawiają się gąski i Kasia. Kasia je gubi. Zły wilk i zła czarownica zagrażają dobru Kasinemu — gąskom i świnkom.
Ale zjawia się oto buńczuczny kowal Ambroży i wilka odpędza. Czarownica gdzieś znika, gąski się odnajdują i wszystko się dobrze kończy.
A prawda — są jeszcze milutkie i malutkie skrzaty, jeszcze, mniejsze od tych — na sali.
Rozglądam się dokoła: dziesiątki par oczu wpatrzonych w mały prostokąt szopki, dziesiątki par oczu błyszczą z wewnętrznego ognia ciekawości, co też się stanie, co będzie za chwilę, zaraz…
Jakże się czuję ubogi w siłę przeżycia… Ale refleksja mija.
Trudno nie wtopić się w ten młodociany tłum, nie poczuć podobnie, jak on. Za chwilę i nas — obcych tu przybyszów —ogarnia troska, czy Kasia swe gąski odnajdzie, co zrobi kowal Ambroży, a skrzaty, a wiedźma…
Niespostrzeżenie wpadamy we władzę baśni. Dobrze jest zapomnieć czasami o pewnych wymysłach „dorosłych”, zostawić gdzieś — poza sobą całą gmatwaninę sprzecznych dążeń, intryg „interesów”, wyzbyć się hyperkrytycyzmu i hypertrzeźwości, dobrze jest poczuć się choćby na chwilę dzieckiem.
Śmieją się więc oczy dużych dzieci do scenki. I chyba nikt z nich nie żałował tego wieczoru. Już to samo jest jakby oceną przedstawienia. Dodajmy jednak, że kukiełki są bardzo dobre, poruszane umiejętnie, z odpowiednim umiarem. Dykcja wykonawców — jakże to rzadkie w naszych teatrach kukiełkowych — wyjątkowo staranna, konferansjerka — mile prowadzona i trafiająca widzom do serc.
Dekoracje — jakby powstały z dziecięcego wejrzenia; takie proste i miłe w swej naiwności.
Tak oto wyglądałaby charakterystyka przedstawienia. Właściwie niesłuszna i nieprawdziwa. Bo jakże to — pisana przez tego, któremu pomimo wszystko nie dane było przeżyć w całości widowiska tak, jak to czyniła olbrzymia większość sali.
Krzywda się dzieje wykonawcom, że nie od tamtych szczerych entuzjastów otrzymują recenzję. Byłaby stokroć ciekawsza i cenniejsza.
Ale niech rekompensatą będą owe utkwione w stworzoną przez nich szopkę dziecięce oczy. To—więcej, niż stronice papierowej recenzji.
Słowo Polskie za: Życie Krzemienieckie, dlibra.kul.pl, nr. 2., 1939 r., 27 sierpnia 2022 r.
Leave a Reply