W rozkwicie działalności Polskiej Macierzy Szkolnej na Podolu zapasy podręczników szybko się wyczerpywały, drukarnia hr. Grocholskiego nie nadążała, wobec zmieniających się często rządów Kijów i jego drukarnie bywał na długo odcięty.
W związku z tym Zarząd Macierzy musiał więc gospodarować bardzo oszczędnie i często z bólem serca odmawiać Kołom wiejskim.
A popyt był ogromny, chłopi płacili, wyrywali sobie wzajemnie te skąpo dzielone elementarze. Zdarzyło się raz, że w czasie przerwanej komunikacji kolejowej prezes Koła wiejskiego z pod Kamieńca przekradał się około 200 wiorst, ażeby potem worek książek zabrać na plecach do swojej wsi. Prócz książek staraliśmy się mieć wszystkie potrzebne pomoce: zeszyty, ołówki i tablice poglądowe. Sprzedawało się to wszystko po cenie kosztu.
Ksiądz Piotrowski z Gniewania napisał coś w rodzaju wierszyka Bełzy „Kto ty jesteś? Polak mały… — krótkie zapytania i odpowiedzi prowadzące do tego, że kto ze krwi polskiej pochodzi jest Polakiem, chociażby nie zdawał sobie z tego nawet sprawy.
Drukarnia wydrukowała nam to na ćwiartce z małym orzełkiem na czerwonym tle. Ogromnie trafiło to do przekonania na wsi, wzięto to sobie za symbol i hasło, naklejano to na ścianach, tak że trzeba było odbić to na dużym arkuszu z dużym orłem białym, co stało się jak gdyby legitymacją polskości. Okazało się to przy jakiejś emulacji przy dostawaniu książek w trudnych już czasach — jeden mówił o drugim, aby mieć pierwszeństwo przy przydziale książek: „szczo win za Polak, u nioho nawet orłykiw u chati nyma“. Te „horłyki“ rozchodziły się tysiącami!
Najtrudniej było z nauczycielstwem. Zabór rosyjski, zwłaszcza gubernie ukraińskie, nie posiadał wcale nauczycieli ludowych. Podole odcięte od reszty kraju musiało naraz znaleźć około tysiąca nauczycieli. Ratowała nas jedynie wielka ilość uchodźców wojennych z różnych stron Polski. Dużo było wśród nich ideowców, ale bardzo mało fachowców. Mieliśmy też zbiegłych jeńców wojennych, którym trzeba było wyrabiać fałszywe papiery, a po bitwie pod Kaniowem i rozbiciu II Korpusu napłynęło do nas dużo młodzieży inteligenckiej.
Przy rozmieszczaniu w terenie tych improwizowanych nauczycieli starałyśmy się zbadać sposób myślenia i charakter danej osoby — obok samego nauczania chodziło nam o wzbudzenie w dzieciach zapału do nauki polskiej i poczucia narodowego. Wielu z tych nauczycieli znajdowało czas i siły, aby zorganizować kursy wieczorowe dla dorosłych, które często cieszyły się dużym powodzeniem. Nauczyciel czy nauczycielka była często wyrocznią dla wsi. Pod Uładówką 16-letnia nauczycielka, panna Skrodzka, powstrzymała całą gromadę idącą rabować folwark.
Tak wyglądała organizacja i zakres pracy Macierzy. Centrala, czyli biuro głównego zarządu, mieściła się w Winnicy przy głównej ulicy Pocztowej (zwanej też Mikołajewskim Prospektem) Nr 67 w domu Grunbauma na pierwszym piętrze. Zarząd zbierał się rzadko, toteż całość pracy spadła na p. Jaroszyńską, prezeskę, na Wandę Świderską, jako sekretarkę i p. Trzcińską. Po paru jednak miesiącach, gdy się okazało że nie możemy same sprostać pracy, dodałyśmy do pomocy p. Zofię Pieńkowską, potem buchalterią zajęła się Alina Mysłowska, a po jej wyjeździć p. Stefania Bobowska.
Na podstawie tekstu Wandy Świderskiej, Pamiętnik Kijowski, Londyn, 1966 r. Udostępnione przez Henryka Grocholskiego, 8 kwietnia 2020 r.
Leave a Reply