Przed początkiem XVIII wieku wycieńczona przez wojny i zarazy Bracławszczyzna wyraźnie spustoszała. Moskiewski pop Iwan Łukjan, udając się w 1710 roku na Świętą Ziemię, przez pięć dni jechał od Pawołoczy do Niemirowa, i była ta podróż, jak wspomina – „smutna i ponura, bo nie widać było ani grodu ani wsi – lasy i pustkowie, nie widać nigdzie człowieka. Cisza wielka i mnóstwo zwierzyny: kozy dzikie, łosie, niedźwiedzie; wszystko zniszczone przez Krymczaków. Ale ziemia bardzo urodzajna, rodzi bogato; ogrody piękne: jabłka, orzechy włoskie, śliwki, i nie dadzą psy – Tatarzy osiedlić się; tylko zaludnią się wsie, a oni przyjdą i zrujnują, a wszystkich ludzi do jasyru zabiorą. Nie zgrzeszę, gdy tę ziemię nazwę złotą, ponieważ wszystkiego wiele na niej rodzi się. Szedłszy po tej pustyni pięć dni, nie zauważyłem ani jednego człowieka!.. tylko ścieżki tatarskie końskie…”
Można mieć niektóre wątpliwości co do obiektywności podobnego opisu województwa bracławskiego I RP, biorąc do uwagę skłonność autorów tych czasów do przesady, jednak szczypta prawdy w słowach księdza jest. Chociaż w latach Ruiny Niemirów nie podzielił do końca losu reszty Podola i zdołał przetrwać okres wielkiej Ruiny.
Kiedy polsko-katolickie wpływy ponowiły się na Podolu i Bracławszczyźnie, do nękania budzącej się z letargu gospodarki zabrali się hajdamacy: Palij, Samuś, Abazin nie dawali spokoju Niemirowi. Po przegranej walce pod Ładyżynem w 1703 roku złapano towarzysza Palija – bracławskiego pułkownika Andrija Abazina, o którym w narodzie śpiewano taką pieśń: „Oś tobі, Abazіnie, Wіd Lachіw zapłata, — pośród rynku w Niemirowіe głowa stiata!”.
Niemirów Potockich
Od początku XVIII wieku Niemirów należał już do Potockich. Nowi właściciele odbudowali zamek i pałac przy nim, w którym w 1737 roku od sierpnia po listopad wielki koronny hetman Józef Potocki przyjmował dyplomatów z Austrii, Turcji i Rosji na kongresie, poświęconym wojnie rosyjsko-tureckiej, który otrzymał później historyczną nazwę — Kongres niemirowski.
Przeszło jeszcze połowa wieku. W południe 16 maja 1787 roku salwa armatnia echem rozległa się nad stawami Niemirowa, obwieszczając o przybyciu króla Stanisława-Augusta. Pod czas karmienia koni, król oglądał miasto, w którym dużo czego mogło mu się spodobać, bo było owocem jego polityki. Oto w krótkich kamizelkach i trójkątnych czapkach ustawił się dla powitania „korpus szlacheckiej młodzieży” — stworzona według instrukcji Edukacyjnej Komisji prywatna szkoła. A oto manufaktury, który mieściły się w starym zamku, gdzie wytwarzano płócienne nakrycia na stół i chustki na głowę, nazywane „kołtrzynami”, dlatego że na nich nanoszono rysunek. Tu również tkano dywany, podobne do tradycyjnych ukraiński kilimów. Przecież każda chłopska rodzina, prowadząca gospodarkę naturalną trzymała kilka owiec. Jak mówiono wtedy na Kresach – od owcy trzy wygody — kożuch, swyta i gęba syta. Swytę (koszulę) szyto z sukna, wytwarzanego w domu na tym samej maszynie — warsztacie, co i płótno i dywan. Niemirowskie manufaktury produkowały również wyroby skórzane. Cały ten towar słynął na targach, cieszył się popytem także na rynku zewnętrznym.
Stary zamek w Niemirowie został oddany pod manufakturę nie przypadkowo. Zjawiła się moda na kolorowe ubrania i wielki podkomorzy Wincenty Potocki zbudował nową rezydencję, otoczywszy ją regularnym parkiem, założonym akurat podczas wizyty króla. Potocki czuł się w swojej posiadłości majątku jak mały król, produkował nawet własną monetę z wizerunkiem rodzinnego herbu „Piława”. Wielki amator ogrodnictwa, wprowadził nowy zwyczaj: jego chłopi mogli pobierać się tylko w przypadku, gdy posadzili kilka drzew owocowych, przy czym sadzonki trzeba było brać koniecznie w hrabiowskim folwarku a już tam gatunki drzew podbierane były najlepsze. Dlatego sady w Niemirowie i sąsiedniej Kowalówce słyną do dziś. Istnieje wersja, że stary pałac w Niemirowie — parterowy, z białą kolumnadą i cieplarnią z palmami w prawym skrzydle — rozebrano według zachcianki hrabiego Wincentego i przeniesiono do Kowalówki. Ale ten budynek nie zachował się, a piękny park w Kowalówce z dekoracyjnymi nasadzeniami i stawami przerobił po 1831 roku już znajomy nam specjalista Mikler.
Kompozycyjną wyrazistość parku w Kowalówce określają kontrasty otwartych łąk i gęstych zarośli, oddzielnych drzew — soliterów, gęstych krzaków wzdłuż łańcuszka stawów. W tafli wodnych luster odbijają się wzgórza różnej wysokości i stromości, a na niedużej wysepce stawu Kempa w gęstych zaroślach przedtem stał tajemniczy pomnik. Według podania, zaznaczał miejsce pochówku wielkiego angielskiego filantropa Johna Howarda (1726-1790) — wspaniałą osobistość swojego wieku.
Zagadka Johna Howarda
Latem 1789 roku Howard powtórnie odwiedził Rosję. Obejrzawszy petersburskie szpitale niestrudzony filantrop pojechał do Kremieńczuka, a potem udał się do Chersonia, gdzie szalała epidemia tyfusu. Howard bezpłatnie leczył biedaków, ale też zaraził się i umarł 20 (31 według nowego stylu) stycznia 1790 roku. Pochowano Johna Howarda według jego testamentu – w oddali od mieszkań ludzkich – na chutorze Francuza Dofiniego w pobliżu Chersonia. Przy mogile postawiono pomnik z zegarem słonecznym i napisem na łacinie: „Kto by tutaj nie stał, jesteś przy grobie przyjaciela”. Na budynku w Chersoniu, gdzie żył filantrop, umieszczono tablicę pamiątkowa, a naprzeciwko starego więzienia pojawił się obelisk z brązowym medalionem, przedstawiającym Howarda. Podstawą dla narysowania twarzy posłużył rzeźbiarski portret na pomniku Howarda, znajdujący się w soborze Św. Pawła w Londynie.
Niemirowska legenda Howarda nie raz była przedmiotem sporów jeszcze dwa stulecia temu. Wyglądała następująco…
Wincenty Potocki po raz trzeci był żonaty na młodej wdowie księżnej Helenie de Liń, z domu Massalskiej. Wychowanka paryskiego klasztoru Obua, gorąca zwolenniczka filantropii zapragnęła czcić grób wielkiego Anglika bezpośrednio w… Kowalówce pod Niemirowem. Potężny magnat nie powstrzymywał się przed niczym, gdy sprawa dotyczyła kaprysów jego małżonki. Jegomość kazał przygotować kila krakowskich bryk, posadził w nich swoich Kozaków, uzbrojonych oczywiście od stóp do głów, i wysłał ten oddział do Chersonia.
Głęboką nocą wysłańcy Potockiego wyciągnęli z grobu prochy Howarda i pośpieszyli z powrotem do Kowalówki. Po drodze zmieniali konie, by szybciej dojechać… Pustynne chersońskie stepy ukryły tajemnicę porwania. W Kowalówce już z wielką pompą podczas uroczystej ceremonii dokonano ponownego pochówku prochów Howarda na wysepce parku. Pomnik Anglika ozdobiono wizerunkiem pelikana i biustem filantropa. Na odwrotnej stronie widniał napis po francusku: „Tu spoczywa John Howard. O ty, żyjący w otoczeniu obfitości, nadzielony władzą, myśl o tych, którzy męczą się w chorobach, w potrzebie, w ciemności więzień pozbawione powietrza, niezbędnego dla wszystkich”.
Zabory i przygody Jerzego Potockiego
Po drugim podziale Polski, kiedy Podole odeszło do Rosji, Wincenty sprzedał Kowalówkę i Niemirów Szczęsnemu Potockiemu, a ten podarował ich swojemu starszemu synowi, Jerzemu. Rozrzutny spadkobierca wkrótce roztrwonił ogromny majątek zaciągnąwszy długi o wysokości trzydzieści milionów złotych. Uratowała go macocha Zofia, zostając… kochanką pasierba. Według jej testamentu Kowalówka z Niemirowem przypadli w udziale Bolesławowi — prawnie synowi Szczęsnego, faktycznie jego wnukowi!
W 1803 i 1811 roku Niemirów spłonął doszczętnie, a z zabudowań czasów Szczęsnego zachował się na głównej ulicy kościół św. Józefa z 1805 roku. Nawet utraciwszy w ateistyczne lata 30. XX wieku dwie olbrzymie symetryczne wieże na fasadzie, dominował nad wszystkimi innymi zabudowaniami miasta. Jego fasadę udekorowano loggią z połączonych kolumn jońskiego porządku pomiędzy dwóch ryzalitów, efektownie rzucającej cień na wejście. Budynek sprawia dobre wrażenie dzięki szczegółowemu opracowaniu klasycznych architektonicznych detali. Pomalowany w dwa kolory (żółty i biały) odpowiada żądaniom późnoklasycznego stylu, w tych czasach jeszcze bardzo niezwykłego w sakralnej architekturze.
A za kościołem znajduje się nieduży, kiedyś słynny plac pod nazwą Kłoda. Dlaczego tak dziwna nazwa? Kiedyś pośrodku tego placu leżała kłoda z wydłubanymi w niej dziurami — pojemnościami, każda z których dokładnie odpowiadała pudowi pszenicy, pudowi jęczmienia, grochu i t. d.
Obok kościoła główną ulicę przecina druga miejska droga, prowadząca do Kowalówki, w połowie drogi docierająca do byłego Troickiego klasztora, założonego w 1783 roku.
Z trzech świątyń, stanowiących prawosławny kompleks klasztorny, został walący się budynek Troickiej cerkwi (stanem na rok 1983), różniący się od współczesnych cerkwi, wybudowanych w tym samym stylu, dobrze przemyślaną i wyraźnie podkreśloną objętością, prostą i racjonalną, jak zaplanował architekt: tradycyjny bizantyjski bęben z ciągiem wysokich okien opiera się na masywnym tetrakonchu.
Z innych zabudowań byłego klasztoru ciekawie prezentuje się parterowy korpus cel – niziutki, długi, z galerią króciutkich kolumn toskańskiego porządku, bardzo lubianego za prostotę wykonania w Niemirowie.
Dmytro Małakow, na podstawie książki „Przez Bracławszczyznę”