Kolejna część opowieści o losach powstańców styczniowych z Ukrainy. „Wygodna szlachecka kwatera” w Zwinogródce

Tak wyglądały prycze na których spali powstańcy styczniowi w fortecy kijowskiej. Fot. Redakcja

Do Zwinogródki przyjechaliśmy o późnym już zmroku, a stanąwszy przed powiatowym biurem policyi, wysadzono nas z wozów i tak, jak byliśmy pokrępowani, do biura wprowadzono.

Zastaliśmy p. naczelnika powiatu (sprawnika) który przeczytawszy podany mu raport stanowego, więzy z nas zdjąć kazał, a zamieniwszy straż włościańską na wojskową, przemówił do nas w te słowa: „ Z powodu późnej już pory sprawy panów rozstrzygać dziś nie mogę. Każę więc wam dać wygodną szlachecką kwaterę – tam przenocujecie, a jutro z rana sprawa wasza będzie rozstrzygnięta i jeśli okażecie się niewinnymi, będziecie uwolnieni”, – a poszepnąwszy coś, dowodzącemu wartą podoficerowi, kazał nas wyprowadzić, z ironią życząc nam wygodnej i spokojnej nocy.

Po przejściu od biura wśród zupełnej ciemności kilkudziesięciu kroków, otwarto przed nami drzwi i weszliśmy do dużej, napełnionej żołnierstwem i smrodliwym tytoniowym dymem, gdzie zrewidowano, a zabrawszy nam te trocha pieniędzy, któreśmy przy sobie mieli i tytoń, kazano nam wyjść na korytarz, z którego wprowadzono nas do słabo ogarkiem jakimś oświetlonej izby, z której drzwi za nami zaryglowano.

Byliśmy więc w więzieniu powiatowym, tak zwanem w narzeczu miejscowym „Turmie”. Izba, w której nas zamknięto, była straszliwie brudną, wilgotną i cuchnącą, a całe jej umeblowanie składało się ze stojącej w kącie, wydającej z siebie wstrętną woń, dużej drewnianej beczki i trochę leżącej pod ścianą zmiętej, wpół zgniłej, pokrytej pleśnią i robactwem, słomy. Chociaż zgłodniali, gdyż cały dzień nic w ustach nie mieliśmy, straszliwie jednak fizycznie i moralnie wyczerpani, rzuciliśmy się zaraz na ten wstrętny barłóg i sen skleił nasze powieki.

Gdyśmy się nazajutrz rano obudzili, głód straszliwie dokuczać nam zaczął, jednakże dopiero około godziny 11 dwaj stróże wnieśli na drągach w dzieżkach drewnianych pożywienie dla nas, które składało się z wstrętnie cuchnącego barszczu, nieokreślonego koloru i smaku, kaszy i chleba.

Chociaż tak bardzo wygłodzeni, nie mogliśmy się jednak zmusić do jedzenia tych potraw, zadowoliliśmy się więc chlebem i wodą, gdy nam jednak przed wieczorem przyniesiony niemniej wstrętny krupnik, nie mając już chleba, każdy z nas po kilka łyżek go przełknął. Pozwolenia na palenie tytoniu stanowczo nam odmówiono, a z pp. naczelników nikt się u nas nie zjawił i o nic nas nie pytano.

Na drugi dzień ta tylko zaszła zmiana, że dozorca więzienia pozwolił dać nam do wypalenia po pięć na raz, zrobionych z naszego tytoniu, papierosów, a chociaż to było tak mało dla nas dziesięciu palących, jednakże stanowiło już pewną rozrywkę.

Walery Franczuk za: Stanisław August Wacowski, W półokrągłej baszcie. Wspomnienia z roku 1863 r. , 18 września 2023 r.

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *