Konsternacja czy ambicje polityczne? Badamy kulisy tragicznego w skutkach rozkazu Rydza-Śmigłego z 17 września 1939 roku

Spotkanie niemieckich i sowieckich oficerów w Brześciu. Fot. Internet

17 września 1939 roku na długości całej wschodniej granicy Polski zaczęła się operacja wojskowa na ogromną skalę. Wojska sowieckie w sile 600 tys. żołnierzy, 4 tys. czołgów, do walki z którym Polacy byli szkoleni przez cały okres 20-lecia międzywojennego, praktycznie bez oporu doszły do linii Sanu i uścisnęli rękę swoim partnerem w realizacji Paktu Ribentropp-Mołotow III Rzeszy. Dlaczego tak się stało?

Po ewakuacji z Warszawy polski rząd, Naczelny Wódz Edward Śmigły-Rydz znajdowali się w miarę bezpiecznej Kołomyi (obecnie na terenie obwodu iwano-frankowskiego na Ukrainie). Tuż za rogiem, a dokładniej za Czeremoszem, znajdowała się granica rumuńska. Dowództwo postanowiło pozostać tu jak najdłużej a nawet – zorganizować potężny węzeł oporu antyniemieckiego.

Polacy wciąż liczyli, że Anglicy i Niemcy już kroczą w kolumnach z odsieczą a Moskwa gromadzi wojska przy granicy wyłącznie z powodu własnej obrony. Czy wiedzieli, że Rosjanie od miesięcy przygotowywali bardzo konkretny plan przejęcia wschodniej Polski pod pozorem „ratowania braci słowiańskich Ukraińców i Białorusinów przed brakiem perspektyw i niepewnością”?

Otóż wiedzieli. W nocy z 12 na 13 września Ambasador RP w Moskwie Wacław Grzybowski został w trybie natychmiastowym wezwany do sowieckiego MSZ, gdzie usłyszał, że państwo polskie zbankrutowało, Warszawa już nie stolica, a polski rząd uciekł w panice. Choć Grzybowski odmówił przyjęcia takiej noty ale informację swoim zwierzchnikom na pewno przekazał.

Ale co tak na prawdę mogła Polska przeciwstawić ponad 600 tys. moskiewskich żołnierzy i czołgów? No jednak mogła. W granicach Bugu i Zbrucza operowało blisko 350 tys. polskich żołnierzy, takie miasta jak Lwów i Tarnopol były bardzo dobrze obsadzone a żołnierze i oficerowie zdążyli się już trochę otrząsnąć z pierwszego szoku przed niemieckim Blitzkriegiem.
Wczesnym rankiem 17 września w okolicach Krzemieńca i Podwołoczysk zaczęły nadchodzić wiadomości, że bolszewicy przekroczyli granicę i idą w kierunku Lwowa. Jak wówczas odreagował Naczelny Wódz Śmigły-Rydz? Tego samego dnia po południu wydał rozkaz, który wszedł do historii:

„Sowieci wkroczyli. Nakazuję wycofanie wojsk na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”.

Takie słowa, które wymagały poddania się wrogowi, z którym jeszcze 20 lat temu Polacy walczyli do ostatniej kropli krwi pod Kijowem, Winnicą i nad Wieprzem, duża część żołnierzy i oficerów musiała przyjąć z niedowierzaniem a nawet – odmówić jego wykonania. Nie wszyscy opuściwszy głowę zaczęli uciekać do Rumunii. Przede wszystkim warto wspomnieć tu bohaterską postawę jednostek Korpusu Ochrony Pogranicza. Natomiast Naczelny Wódz po prostu wyjechał przez Czeremosz do Rumunii i został razem z rządem internowany.

Warto wspomnieć, że w głowie Rydza-Śmigłego jeszcze świeże były wspomnienia jego szarży kawaleryjskich na bolszewików i okrucieństw, których dopuszczali się baszkirscy żołnierze na ludności kresowej w roku 1920. Bratanie się z bolszewikami nigdy nie wchodziło w plany strategiczne II RP. Dlatego właśnie postawa Naczelnego Wodza prawdopodobnie była jedną z najważniejszych przyczyn – dlaczego Polacy tysiącami szli do niewoli a potem byli mordowani strzałem w tył głowy przez rosyjskich oprawców w Katyniu.

Na szczęście rozkaz Śmigłego nie dotarł do wszystkich jednostek. Generał Orlik-Ruckermann bohatersko dowodził obroną wschodu Polski organizując oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza. Głośnie bitwy pod Szackiem, w Grodnie, wspaniale szarże ułańskie generała Anderska i Grupy Operacyjnej „Polesie” na bolszewików przeszły do historii.

Dziwny rozkaz naczelnego dowódcy nie doprowadził do żadnych pozytywnych skutków. Anglicy i Francuzi po konferencji w Abbeville, która odbyła się 12 września, po cichu zrezygnowali z aktywnych działań antyniemieckich na długi czas. Chociaż w odróżnieniu do Polski te kraje wypowiedzieli wojnę III Rzeszy, ale ich działania wojenne aż do połowy 1940 roku przypominały zabawy harcerskie przy granicy z Niemcami.

Skoncentrowanie kilkuset tysięcy polskich żołnierzy na granicy z Rumunią, w trudno dostępnym terenie górskim i przyjęcie walki z wrogiem dałoby możliwość polskiemu rządowi wykazać przez zachodnimi partnerami i zademonstrować chęć do ratowania państwa wszystkimi możliwymi sposobami. Tak zrobiła Ukraina 24 lutego 2022 roku i w następnych miesiącach. Prezydent Zełeński pozostał w kraju i doczekał się najnowocześniejszej broni i pomocy dla ludności cywilnej. I słusznie. Dla Polski i całego świata niezdecydowana postawa rządu polskiego i Naczelnego Wodza we wrześniu 1939 roku okazały się tragiczne w skutkach i trudne do wytłumaczenia dzisiejszym pokoleniom.

JW, 17 września 2022 r.

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *