Ewa i Balzac. Z Wierzchowni do Paryża

W 1845 roku kaprys Ewy sprowadził Balzaca do Drezna. I znów porywający temperament i osobisty urok tego niezwykłego człowieka, zdobyły serca młodych. Rozpoczęło się wspólne zwiedzanie Włoch… we czwórkę. A pani Hańska wciąż znajdywała jakąś wymówkę.

W 1847 Balzac przyjechał po raz pierwszy do Wierzchowni. Wychowany w mieszczańskiej miernocie, nie mógł ukryć swego entuzjazmu na widok stylowych mebli, nadmiaru służby i wyszukanego bogactwa całego otoczenia.

Jego bujna fantazja widziała już podobnie urządzony pałacyk w Paryżu. Następny przyjazd wyglądał zupełnie inaczej. Balzac był już wówczas poważnie chory. Wezwany z Kijowa lekarz oświadczył Ewie, że sławny jej przyjaciel nie przeżyje roku. Litość, czy też spóźnione wyrzuty sumienia skłoniły wciąż jeszcze piękną kapryśnicę do poślubienia długoletniego niewolnika. Związek ich został pobłogosławiony 14 marca 1850 r. w berdyczowskim kościele św. Barbary.

Balzac cieszył się jak dziecko. W radosnym podnieceniu zapomniał o swojej chorobie i latach czekania. Chciał wracać jak najrychlej do Paryża, żeby wprowadzić żonę do kupionego dla niej pałacyku. A może też czuł, że serce jego bije już tylko ostatni raz. Naglił tak bardzo, że mimo wiosennych roztopów wyjechali w połowie kwietnia, i po długiej i niezmiernie uciążliwej podróży znaleźli się wreszcie w Paryżu.

Lecz zawistny los, który kazał nieszczęsnemu geniuszowi płacić cierpieniem za każdą chwilę szczęścia, przygotował już dla niego niespodziankę.

Kiedy późną nocą zmęczeni podróżni zajechali przed dom na rue Fortunće, wszystkie okna były wprawdzie oświetlone, ale mimo uporczywego stukania drzwi pozostały zamknięte.

Za otworzonym przez sprowadzonego ślusarza wejściem nieradosne czekało ich przywitanie. W pośrodku poszarpanych kwiatów i potłuczonej porcelany, siedział na wpół rozebrany stary służący Balzaca, Franciszek i bełkotał jakieś słowa bez związku. Kula, która ugrzęzła mu w głowie, w czasie wojen napoleońskich, wybrała sobie właśnie ten moment, żeby się dostać do mózgu…

Pożycie złączonej po dwudziestu latach pary nie było szczęśliwe. Rozbieżność charakterów oraz odmienne tło rodzinne nie dawały podstaw do małżeńskiej harmonii. Skoro tylko lato rozkwitło w całej pełni, wezwani do coraz ciężej oddychającego Balzaca lekarze, wydali ostateczny wyrok: Życie wielkiego pisarza zbliżało się do końca.

Kiedy 18 sierpnia Wiktor Hugo przyszedł go odwiedzić, w całym domu panowała śmiertelna cisza, przerywana tylko rzężeniem konającego. Przy wysuniętym na środek sypialni łóżku siedziała stara pani Balzac. Prócz niej nie było nikogo. Ewa zamknęła się w swoim pokoju i wyszła do męża dopiero kiedy zakończył życie, co nastąpiło już w kilka godzin później.

Wszyscy najwybitniejsi biografowie Balzaca potępili jego żonę za brak serca i lekceważenie jego uczucia. Dopiero Andre Maurois w swej niedawno wydanej książce o życiu wielkiego pisarza, znajduje słowa pobłażania dla jej licznych błędów i przewinień. Ewa wyrównała wprawdzie wszystkie długi swego sławnego męża – a były one dość znaczne – i wypłacała jego matce do końca życia stałą pensję, a nawet w domu przy rue Fortunće urządziła muzeum pamiątek po nim.

A jednak jej obecność przy łożu umierającego zaważyłaby chyba więcej na szali ostatecznego rozrachunku niż setki tysięcy franków, wydane dla utrwalenia jego – a zarazem i swojej własnej pamięci.

Ewa Balzac umarła w 1882 roku.

Część II

Część I

Słowo Polskie za: Hilda Jankowska, Orzeł Biały, fot. AI Generated, 1966, 27 grudnia 2024 r.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *