Sukces Prawa i Sprawiedliwości i umiarkowany rewanż sił zbliżonych do byłego środowiska Partii Regionów – tak można opisać w jednym zdaniu wybory 2015 w Polsce oraz na Ukrainie.
Jarosław Kaczyński razem z Beatą Szydło kolejny dzień święcą triumfy, Platforma Obywatelska w ilości 130 osób przygotowuje się do przejścia do opozycji, gdzie, jak wiadomo, zawsze będzie łatwiej krytykować inicjatywy nowego rządu, a na Ukrainie, rozczarowani brakiem szybkich zmian ludzie, idąc do lokali wyborczych często bardzo świadomie oddawali głosy na tych, kto znów tylko obiecał i zainwestował ogromne pieniądze w reklamę uliczną i telewizyjną a podczas rewolucji godności często stał po drugiej stronie barykad.
Frekwencja wyborcza na Ukrainie wyniosła 46,62 proc., co wcale nie jest najgorszym wynikiem. Ale tradycyjnie najaktywniej głosowały obwody centralne i zachodnie. Im bliżej do granicy rosyjskiej, tym mniej osób przychodziło do lokalów wyborczych i tym więcej głosów oddawano na partie, składające się z byłych członków „Partii Regionów” („Opozycyjny Blok”, „Widrodżennia”). W Charkowie prawdopodobnie zwyciężył Gennadij Kernes – prorosyjski polityk, który nie bał się krytykować Majdan, a nawet wysyłał „oddziały” specjalnie wyszkolonej młodzieży do stłumienia oporu aktywistów. Nie zważając na toczące się przeciwko niemu dochodzenie, Kernes wygrał wybory na mera Charkowa w pierwszej turze (w 2015 roku na Ukrainie po raz pierwszy zastosowano system dwóch turach wyborczych w miastach, gdzie mieszka ponad 90 tys. mieszkańców).
W Mariupolu i Czerwonoarmijsku w ogóle nie doszło do wyborów. Do ostatniej chwili były problemy z formularzami wyborczymi, które uznano za nieważne i nie dopuszczono do głosowania. W większości innych miasta konkurencja pomiędzy rywalami była bardzo ostra.
Wśród dziesiątków tysięcy nowych radnych i deputowanych znaleźli się także Polacy, deklarujący swoją polskość i przyszłą opiekę nad polskim dziedzictwem historycznym i inicjatywami polskiej mniejszości na Ukrainie. Najwięcej z nich mieszka na Podolu, Wschodnim Wołyniu oraz Zachodniej Ukrainie. Znaczna część z nich startowała z list wyborczych partii „Batkiwszczyna”, „UKROP” oraz „Samopomicz”.
Wybory lokalne to nie są wybory do parlamentu, chociaż walka o miejsce w samorządzie trwa do dziś podczas procesów sądowych i liczenia głosów przez komisje wyborcze. Może okazać się także, że ogłoszone wyniki exit-poll na Ukrainie nie są tak samo wiarygodne, jak w Polsce i już cieszący się ze zwycięstwa kandydaci na stanowisko merów większych miast będą musieli zmierzyć się w drugiej turze z konkurentami.
Słowo Polskie, 26.10.15 r.