Próby wydostania się powstańców styczniowych z twierdzy kijowskiej

Nie pomnę już w którym miesiącu pobytu naszego w więzieniu do baszty, w której siedzieliśmy, przyprowadzono dużą, stu kilkudziesięciu ludzi liczącą partię powstańców Galicjan, wziętych pod Radziwiłłowem.

Była to przeważnie wysoko patryotycznie nastrojona energiczna młodzież, która budowała nas prawdziwie braterską solidarnością, jaka między nimi panowała i karnością, z jaką słuchali wybranego z pomiędzy siebie, Starostę, którym był, jeśli mnie pamięć nie myli, Czaplicki, zda mi się ten sam, który biorąc udział w ruchu galicyjskim w roku 1846, wypadki te w powieści „O Horożanie” opisał.

Galicjanie nie bawili długo w Kijowie, gdyż po 2 czy 3 miesięcznym z nami pobycie dalej ich w głąb Rosji wytransportowano.

W późnej już jesieni z Żytomierza, gdzie się z ciężkich ran i potłuczeń leczyli, przywieziono do nas siedmiu niedobitków z Sołowijówki, między którymi był i Antoni Jurjewicz. Człowiek ten, choć młody jeszcze, wybitnemi zdolnościami swojemi i inteligencyą wielki wpływ na młodzież wywierał, a ceniąc w nim wielki patryotyzm  i gotowość do ofiar, ogólnie darzono go wielkim współczuciem i szacunkiem.

Będąc członkiem Rządu Narodowego w wydziale Kijowskim, Jurjewicz jeszcze przed wybuchem powstania bardzo był przez policyę poszukiwanym, nie ulegało więc najmniejszej wątpliwości, że na śmierć skazanym zostanie. Pragnąc więc go ocalić, postanowiono użyć wszelkich możebnych środków, by mu z więzienia ucieczkę ułatwić. Ponieważ Jurjewicz, nie będąc jeszcze zdrowym, ulokowany został na czas jakiś w szpitalu więziennym, skąd miał być później przeniesiony do więzienia celkowego, które pierwszym etapem do kary śmierci służyło, potrzeba więc było jak najszybciej wykorzystać ten czas, by mu drogę do ucieczki wynaleźć. Pierwszym projektem, jaki powzięto, było wypiłowanie kraty w oknie jednej z kamer, które na wał wychodziło, lecz warty więzienne zwróciły prędko uwagę na kręcących się około tego okna więźniów więc i zamiar ten do skutku doprowadzonym być nie mógł. Drugim był projekt wyprowadzenia więźnia przebranego za żołnierza, lecz tu znowu żołnierze, którzy nam wszelkie stosunki ze światem zewnętrznym ułatwiali, podjąć się tego zadania nie mieli odwagi. Wtedy powstał zamiar, którego możności wykonania nikt nie przypuszczał, a nawet podejrzewać o niego więźniów nie mógł. Bo pod Basztą od strony południowej przechodziła niezbyt szeroka droga, po drugiej stronie której był głęboki jar, ku miastu się ciągnący, z jednej więc kamer oddziału, w tem miejscu na parterze będącego, postanowiono wykopać pod drogą tunel z wyjściem do jaru i tym tunelem Jurjewicza, a jeśli się uda, to i innych więźni, którym cięższe kary groziły, wyprowadzić.

W wybranej więc na ten cel kamerze, zakwaterował zastęp ludzi młodych, silnych i zdrowych, między sobą dobrze się znających i po podjęciu części podłogi, znalazłszy pod nią próżnię, gdzie wykopaną ziemię sypać było można i dostawszy drogą kryjomą potrzebne do robót ziemnych narzędzia, to jest parę łopat i rydli, z całą energją do roboty przystąpiono. W znalezionej pod podłogą próżni urządzono, dla tymczasowego przechowania Jurjewicza skrytkę, gdyż wiedziano, że niezawodnie wkrótce, do innego więzienia zabranym będzie.

I rzeczywiście przewidywanie to prędko się sprawdziło, gdyż we dwa dni potem, gdy Jurjewicz, wyszedłszy niepostrzeżenie ze Szpitala do kamery, z której tunel robiono, przeszedł, w Szpitalu zjawił się oficer z rozkazem zabrania go, gdyby nawet był jeszcze chorym, do celkowego więzienia. Gdy Jurjewicza w Szpitalu nie znaleziono, zrobiono wielki alarm, zleciały się władze, zaczęto robić wszędzie poszukiwania, i gdy on siedział pod podłogą ukryty, zdecydowano, że niezbadaną jakąś, drogą uciekł, a, żałując bardzo, że tak ważny w ich przekonaniu przestępca z rąk im się wymknął, dalszych poszukiwań zaprzestano.

Budowa tunelu w miejscu tak ciasnem, pozbawionem przy tem dostatecznej ilości, niezbędnego dla pracowników świeżego powietrza, lekką i łatwą nie była, wymagała przy tem niezbędnych umiejętności technicznych, których tylko nauka dostarczyć mogła, lecz między pracującymi był inżynier, który ukończył szkołę inżynierów we Francyi, więc ten robotą tą kierował i, pomimo tego, że kopano tylko w nocy, gdyż w dzień po korytarzach snuli się ciągle żołnierze, warty, a i oficerowie często wchodzili, więc pracować przy tunelu było rzeczą absolutnie niemożebną – robota postępowała dość szybko. Gdy przekopano już sążni dwanaście, a wyjścia do jaru jeszcze nie było, zwątpiono czy robota postępuje w prostym, jak było zamierzonym kierunku, gdyż przed zaczęciem robót, robiąc pomiar ( nie mając co prawda do tego dokładnych instrumentów) obliczono, że odległość baszty od jaru wynosi tylko jedenaście sążni. Postanowiono więc zrobić wyjście pionowo do góry, a było to koniecznem najwięcej z tego względu, że mówiono już o bardzo prędkiem wyprowadzeniem więźniów z baszty i rozlokowaniu ich w innych więzieniach. Więc co by się w takim razie stało z Jurjewiczem, który, jak wiadomo, w kamerze, gdzie tunel robiono, pod podłogą się ukrywał.

Pewnej więc nocy otwór w tunelu zrobiono i Jurjewicz wraz z Godlewskim, który był oficerem i pod przybranym nazwiskiem Zrąbskiego, wśród więźni się ukrywał, przez otwór ten wyszli, a śpiesząc ani otworu zakryć, ani nawet stojącego w nim rydla ukryć nie zdążyli. Jak się później okazało od zrobionego otworu do jaru zostawało do przekopania tylko jeden sążeń, otwór zaś sam wypadł bardzo niepomyślnie, gdyż był, chociaż po drugiej stronie, lecz bardzo blisko drogi i również niedaleko budki szyldwacha, który z tej strony więzienia pilnował, więc tylko zawdzięczając ciemnej bardzo nocy obaj przy wyjściu z otworu  przez szyldwacha zauważonymi nie byli.

Nazajutrz do miejsca, gdzie był otwór zrobiony, które były dużym śmieciskiem, przyszła dla zbierania jakiś odpadów kobieta. Ta, zobaczywszy otwór i stojący w nim rydel, zawiadomiła o tem oficera warty, ten komendanta twierdzy i w parę godzin potem do baszty zleciała komisya z Jenerał Gubernatorem na czele, sprowadzono oddział saperów i po zbadaniu tunelu, wyraziwszy zdziwienie nad pracowitością i umiejętnością jego wykonania, kazano go zasypać, tych zaś więźniów, którzy kamerę, z której był zrobionymi, zamieszkiwali, zabrano i osadzono w więzieniach celkowych, skąd wkrótce, dodawszy im do kary, na którą każdy z nich miał być skazanymi, po parę lat katorgi, na Syberję wysłano. W liczbie tych, którzy przy tunelu pracowali, byli: Iljaszewicz i Szaramowicz, którzy później, jako dowódcy powstania, na Syberji w Irkucku rozstrzelanymi zostali.

Stanisław Wacowski, opracowanie Waldemar Kruppe, 18 października 2020 r.

Część I
Część II

Część III

Część IV

Część V

Część VI

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *